Ani kapłan, ani błazen

Kołakowski krytycznie oceniał wszelkie próby wciągania Kościoła do polityki, ale nie negował społecznej roli, jaką winno odgrywać chrześcijaństwo, szczególnie w trudnych momentach przełomu. Tygodnik Powszechny, 26 lipca 2009


Człowiek drogą Kościoła

Dotyczyło to także sfery religijnej. Kołakowski nieufnie oceniał wszelkie próby uzasadnienia przekonań religijnych przy pomocy instrumentarium racjonalistycznego.

W kwestii Boga nie przekonywały go dowody Jego istnienia, a w teologii podzielał dystans Erazma do subtelnych dystynkcji, choć wiedzę w tej dziedzinie miał ogromną i niejednego doktora teologii mógł w dyskusji zapędzić w kozi róg. Ten sceptyk nie negował istnienia prawdy, niekonkluzywność dowodów istnienia Boga nie wykluczała uznania Jego realnego istnienia (choć wolał o tym milczeć). Chyba zgodziłby się z Franzem Rosenzweigiem, który napisał: „O Bogu nie wiemy nic. Ale ta niewiedza jest niewiedzą o Bogu”.

Drugi typ religijności, przeciwstawiany moralistycznemu, to mistyka. Dla Kołakowskiego stanowi ona dogodne pole poznawania fenomenu religii, bowiem występuje on w mistyce w postaci wyjątkowo czystej, choć nie można jej utożsamić z religią po prostu. Stanowi swoisty szczyt religii, pozwalający ułomnym ludziom, pogrążonym w przemijającym strumieniu czasu, dotknąć, choć przelotnie, Boskiej wieczności, aby dostąpić po śmierci pełnego zjednoczenia z Nią w miłości.

Oczywiście pozostaje ważny problem relacji tak odczytanej przez jednostkę powinności etycznej lub mistycznej intuicji do organizacji, do społecznego kontekstu.

Nie ma bowiem religii jednostkowej, religie istnieją jako wspólnoty, a te zawsze uwikłane są – bardziej czy mniej – w kontekst historyczny, w swoje własne struktury i wewnętrzne zależności. Kołakowski nie miał złudzeń co do anielskości natury ludzkiej i wiedział, że wszystkie człowiecze przedsięwzięcia naznaczone są piętnem niedostatku.

Zafascynowany osobą i nauką Jezusa Chrystusa, daleki był – tak sądzę – od uznania za prawdziwe hasła: „Chrystus tak, Kościół nie!”. Jeżeli ewangelia miała być głoszona aż po krańce świata, bo tak nauczał Mistrz, to konieczne było stworzenie wyrazistej wspólnoty, przechowującej i przekazującej Jego naukę. Ale szabat ma być dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu; innymi słowy „człowiek jest drogą Kościoła” – jak pisał Jan Paweł II. Właśnie dlatego bolały Profesora wszelkie przejawy triumfalizmu w polskim Kościele po 1989 r.

Kołakowski krytycznie oceniał wszelkie próby wciągania Kościoła do polityki, ale nie negował społecznej roli, jaką winno odgrywać chrześcijaństwo, szczególnie w trudnych momentach przełomu.

Pisał: „Nie potrzebujemy chrześcijaństwa, które robi polityczne rewolucje, współpracuje z tak zwanym wyzwoleniem seksualnym, uświęca nasze wszystkie pożądliwości i wychwala przemoc. Dość jest sił na świecie, które tym wszystkim się zajmują bez pomocy chrześcijaństwa. Ludzie potrzebują chrześcijaństwa, które pomoże im wyjść poza konkretne naciski życia, które ukaże im nieuniknione granice losu ludzkiego i uzdolni do zgody na nie”.

***

Dla wielu Kołakowski to przede wszystkim autor znakomitego tekstu o kapłanie i błaźnie, który był wysoce wyrafinowaną postacią polemiki błazna-filozofa-rewizjonisty z kapłanem-pierwszym sekretarzem (podpowiedź dla młodych: Gomułką). Ta sofistyczna figura nijak się ma do rzeczy, gdy próbujemy zastosować ją do myślenia Profesora o religii. To nie był ani kapłan, ani błazen. To był sceptycznie (ale nie szyderczo) uśmiechnięty przyjaciel, bliski przyjaciel.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...