Europa nie stanowi już centrum Kościoła, lecz stała się nawą boczną w wielkiej katedrze świata. Przenoszenie się siły chrześcijaństwa na Południe i Wschód wywołuje pytanie o kształt pluralizmu i jedność w Kościele. Tygodnik Powszechny, 25 października 2009
Z kolei w Azji powstała teologia odkrywająca inne religie jako objawione przez Boga i postulująca odmienny od oficjalnego stosunek do nich – upraszczając, nie przepowiadanie i nawracanie, ale dialog. Pod koniec XX w. przeciwko tej teologii wystąpił Watykan, publikując słynną deklarację „Dominus Iesus” (2000 r.). Tymczasem wielu biskupów Azji wzięło w obronę swych teologów i zaakceptowało część ich dokonań.
Teologowie Azji i Federacja Konferencji Biskupów tego kontynentu krytycznie przyjęli adhortację Jana Pawła II „Kościół w Azji”, pokłosie Synodu Biskupów dla Azji. „To nie jest głos Azji” – pisał ks. John Prior z Indonezji.
W latach 70. Kościół w Indiach rozpoczął odważną próbę azjatyckiej inkulturacji liturgii. Zdecydował się np. wprowadzić do jej języka terminologię rodzimej filozofii i religii hinduistycznej. Watykan zastopował reformę. Biskupi wciąż pytają, dlaczego odbiera się im prawo do decydowania o kształcie ich lokalnej liturgii.
Proces pluralizacji w Kościele jest jednak faktem, nawet jeśli natrafia na trudności i postępuje powoli. Pochodu Kościołów lokalnych w kierunku specyficznych dla ich kultur teologii, doktryn czy liturgii nie da się zastopować. Ale jakie są granice pluralizmu? Czy możliwy jest taki, w którym postaci wiary Kościoła jednego regionu nie da się „mechanicznie” zidentyfikować z postacią innego regionu? I kto miałby decydować o tym, że te różne postaci są wyrazem jednej i tej samej wiary? Czy – jak dotąd – papież Europejczyk z europejską Kurią Rzymską, czy też lokalni biskupi ze swoimi Kościołami?
Czy watykańskie centrum Kościoła, kulturowo wciąż zdecydowanie europejskie, jest w stanie obiektywnie ocenić teologiczne, doktrynalne i liturgiczne zmiany w Kościele innych kultur? Czy w nowej sytuacji posługa biskupa Rzymu mogłaby być sprawowana według norm wypracowanych w zupełnie innej sytuacji Kościoła, gdzie „europejskie” znaczyło „uniwersalne” i „jedyne”? W jaką stronę powinna pójść decentralizacja władzy w Kościele?
Krok w nieznane
Nie ma gotowych odpowiedzi na powyższe pytania, fundamentalne dla przyszłości Kościoła. To jedna z głównych przyczyn, dlaczego tyle dziś w nim napięć. I właśnie w tej perspektywie trzeba patrzeć na sprawę wyboru czarnego, ale przecież też żółtego papieża. Niewątpliwie byłby oddaniem sprawiedliwości procesowi przesuwania się kościelnego centrum. Byłby najklarowniejszym znakiem, że relacje między Kościołami Północy i Południa winny być partnerskie. W kwietniu 2005 r., przed konklawe, brazylijski kardynał Aloisio Lorscheider, zapytany jednak o możliwość wyboru papieża nie-Europejczyka, powiedział, że to niemożliwe: „Europejczycy stanowią większość na konklawe i mają nieodparte poczucie wyższości”.
W 2008 r. czarny biskup Wilton D. Gregory ujawnił, że kiedyś sam Benedykt XVI zasugerował, iż elekcja czarnego papieża byłaby „znakomitym znakiem dla świata” o powszechności Kościoła. Niemniej taki wybór, jak się zdaje, na ostrzu noża postawiłby wspomniane przed chwilą pytania o teologiczny, doktrynalny, liturgiczny, a nawet prawnokanoniczny pluralizm w Kościele, o jego jedność, a tym samym o sposób kierowania.
Czy kardynałowie elektorzy, dziś w zdecydowanej większości z Północy (spośród 113 aż 57 pochodzi z Europy, 16 z Ameryki Łacińskiej, 10 z Azji, 9 z Afryki), na przyszłym konklawe zdecydują się na taki krok w nieznane? Należy wątpić. Kościół katolicki wciąż nie dojrzał do takiego skoku, który – jak się zdaje – w nieunikniony sposób prowadziłby do kolejnego soboru.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.