Nie tylko osoby po wypadku cierpią na brak marzeń. Można być okaleczonym na różne sposoby. To nie liczba rąk czy nóg decyduje o naszej sprawności, lecz głowa i serce. Tygodnik Powszechny, 20-27 grudnia 2009
Czy fundacja ma pomóc Jaśkowi Meli w zdobywaniu kolejnych gór?
Nie mam zamiaru zdobywać Korony Ziemi. A nawet gdybym chciał, to w celu sportowym, dla samego siebie, i nie mówiłbym wtedy o niesieniu nadziei. Uśmiecham się pod nosem, gdy jakiś dziennikarz podchodzi z kamerą i pyta o receptę na szczęście. Nie znam jej, więc tym bardziej w trzydzieści sekund nikomu jej nie streszczę.
Wyprawy są tylko pretekstem do pokazania woli walki. Na szczyt Elbrusa wszedł niewidomy Łukasz Żelechowski. Dla nas wszystkich, dla jego opiekuna, dla niego samego, to było niesamowite przeżycie. To też wspaniały przykład, że mimo wszystko można dopiąć swego. Zdobywanie góry czy bieganie w maratonach skutkuje. Dostajemy listy na adres fundacji od ludzi, którzy widząc przykład podobnych sobie, też postanowili spróbować zawalczyć o siebie.
Dzięki fundacji nie ja, tylko inni mają zdobywać swoje Kilimandżaro czy Everest. Dla wielu tym szczytem może być wyjście z domu, mimo że polska rzeczywistość nie jest zbytnio przystosowana dla ludzi niepełnosprawnych. Szczytem też będzie zgromadzenie środków na kupno protezy czy zdobycie odszkodowania, jeśli wypadek miał miejsce w pracy. To spore wyzwania, dlatego fundacja pomaga w ich podejmowaniu.
Jednym z potrzebujących pomocy był ośmioletni Witek. Gdy dowiedziałeś się o nim, pojechałeś do niego...
Do fundacji napisała mama chłopca, który stracił nogę. Prosiła o pomoc. U nas nie ma ustalonych procedur. Po prostu wsiedliśmy do samochodu i w drogę. Chłopak był załamany, nic zresztą dziwnego. Nie wiedziałem, co mam mówić. Nie można w takich sytuacjach wejść do szpitalnej sali i powiedzieć Witkowi (albo dziewczynie, wiolonczelistce, która w wypadku straciła obie ręce): „Będzie spoko!”.
Mogłem tylko opowiedzieć o sobie. O tym, że takie doświadczenie może mieć sens, że trzeba przetrwać. Dzięki biegunom, górom, mogłem powiedzieć, że życie się wcale na takim trudnym doświadczeniu nie kończy, mimo że w trudnych chwilach każdemu może się tak wydawać. Bo przecież znam to wszystko, a jednak udało mi się spełnić moje marzenia. Nawet w takich sytuacjach trzeba mieć marzenia. One określają nasze cele. A bez celu człowiek się poddaje.
Zorganizowaliśmy zawody narciarskie, z których dochód przeznaczony był na protezę Witka. Dzięki temu i dzięki wpłatom darczyńców uzbieraliśmy 13 500 zł na jego protezę. Żeby móc normalnie żyć, trzeba mieć szansę. Prócz dobrego słowa staramy się dawać tę szansę.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.