Świadek wiary radosnej

Mówią o nim: „Leon zawodowiec”. Żartobliwie – i z uznaniem. Znam wielu takich, którzy wysłuchawszy opowieści o czyichś rozterkach, powiedzieliby: „Idź z tym do Leona”. Tygodnik Powszechny, 3 stycznia 2010


A czy w czasie Świąt znajdzie Ojciec czas na pisanie blogu?

Mam nadzieję, chociaż czeka mnie teraz dużo wyjazdów i dużo pisania. Kończę pisać nową książkę, jej tytuł roboczy brzmi „Bogowie XXI wieku czyli jak żyć bez Boga”. Będzie o tym, jakie grzechy grożą ludziom dzisiaj: in vitro, pirackie ściąganie programów z internetu. Choć to wszystko może nawet nie nowe grzechy, lecz linki do starych grzechów. Poza tą książeczką zajmuje mnie pisanie felietonów, udzielanie wywiadów. Przez pisanie blogu prawie przepadła moja osobista korespondencja. Do niedawna w grudniu pisałem 300 listów, teraz o wiele mniej, nie wspominając o stosie nieprzeczytanych.

Ale Ojciec jako bloger i tak jest bardzo aktywny. Wpisy Ojca pojawiają się co dwa, trzy dni, czasem co tydzień. Jak Ojciec znajduje na to czas?

Kiedy po wpisie mam 103 komentarzy, to samo dokładne przeczytanie ich wszystkich zajmuje trzy dni. No, może dwa. Mój blog nie jest ściśle tematyczny, nie przejmuję się tym, co ludzie mówią. Między piszącym blog a komentującym jest nierówność. Piszący jest całkowicie odkryty, znany jest jego adres, a czasem – jak w moim przypadku - nawet miejsce zamieszkania. Zaś nie-blogerzy są anonimowi. Blogowanie jest miłe, kiedy reakcje są miłe, ale często, kiedy są wulgarne, jest zdecydowanie gorzej. Często komentatorzy nie czytają tego, co piszę: ktoś w kółko czepia się tego samego, a wystarczyłoby przeczytać dwa moje wpisy wcześniej na blogu i miałoby się jasność. Czasem słyszę, że zamiatam pod dywan wszystkie błędy Kościoła, bo jestem taki, jak wszyscy. Ja już tymczasem napisałem: „uroczyście potępiam całe zło, które popełnione zostało przez ludzi Kościoła”.

Dostaje się Ojcu za cały Kościół.

Jestem atakowany za winy, których nie popełniłem, muszę się tłumaczyć ze spraw, które zupełnie ode mnie nie zależą. Niektórzy z uporem maniaka mnie atakują, mówiąc o „religii pana Knabita”. To nie jest moja religia, to religia Jezusa Chrystusa. Jeśli któryś katolik trochę ostrzej odpowie, to zaraz odzywają się niewierzący, ateiści i inni Darwiniści [tak podpisuje się jedna z osób komentujących blog o. Knabita – przyp. red.]. Oczywiście, muszę moderować nawet katolików, żeby ich nie ponosiło, bo niektórzy to chcieliby „z miłością za mordę”.

Mimo to zrezygnował Ojciec z cenzurowania.

Tak od początku postanowiłem. Moi administratorzy sugerowali, żebym „może nie umieszczał tych bubli”, ale ja to robię, na własną odpowiedzialność. Po prostu nie odpowiadam na anonimy: po pierwsze, zgodnie z blogową konwencją, a po drugie – zgodnie z elementarną kulturą, wedle której anonimy napastliwe, wulgarne, zniesławiające i uporczywie kłamliwe, wrzuca się do kosza, nawet ich nie czytając. Proszę więc sobie darować - na pewne rzeczy nie będę odpisywał.

Czyli jednak jest jakaś granica, po przekroczeniu której Ojciec reaguje cięciem?

Nie, nie kasuję żadnych wpisów, po prostu czasem nie odpisuję. Tam, gdzie było 203 wypowiedzi, zdążyłem jedynie część przeczytać, odpowiem tylko na 30, może 40.

Ojciec słynie z tego, że z każdym potrafi rozmawiać...

...z Panią Senyszyn i z Panią Środą. I z Liroyem, i z Niesiołowskim , i z Komorowskim.

Ciekawi mnie, jak Ojciec podchodzi do trudnego dla blogerów problemu: gdy jestem atakowany ja, jako autor bloga, to jakoś można sobie z tym poradzić. Ale co robić, gdy na blogu, za który jestem odpowiedzialny, atakowany jest ktoś inny, albo jeśli pojawiają się np. bluźnierstwa? Ja wpisałem informację, że komentarze sprzeczne z elementarną kulturą lub nie na temat będą usuwane. Jak Ojciec sobie z tym radzi?

Zaznaczyłem wyraźnie, że w pewnym sensie nie ma mowy o równej płaszczyźnie, gdy szczerze się deklaruje, że jest się człowiekiem niewierzącym w Pana Boga. Nie da się uzgodnić wszystkich problemów etycznych. Jeśli ktoś nie wierzy w Boga, nie wierzy w nieśmiertelność, to o religii nie mam z nim o czym rozmawiać. Oczywiście go rozumiem, nie zgadzam się z nim, ale nie będę go ewangelizować – daję świadectwo o tym, w co ja wierzę. Dlatego bardzo wtedy proszę: „proszę się mnie nie czepiać, ja się pana też nie czepiam”. Minął już czas, że za niewiarę czy za wiarę było się prześladowanym politycznie, aresztowanym, mordowanym. „Wierzysz w Chrystusa?” – „Wierzę” – no to kula w łeb.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...