Duszpasterz może przekonywać, że Bóg jako kochający ojciec chce naszego dobra. Ale co innego przyjąć tę naukę w duchu zawierzenia, a co innego wiedzieć, jak to jest, gdy dla własnego dziecka człowiek gotów jest wszystko poświęcić. Tygodnik Powszechny, 31 stycznia 2010
Ojciec do Ojca
Gdy jako dzieci odmawiamy Modlitwę Pańską, siłą rzeczy personalizujemy Adresata poprzez zwierciadlane odniesienie do własnego ojca i matki. Doskonale znamy nasze dziecięce uczucia, ale Odbiorca to milcząca abstrakcja – nie wiemy, jakich uczuć doznaje. Znamy wszelkie odcienie przywiązania do rodziców, ale próżno sobie wyobrażać, z jakich emocji kształtuje się miłość rodzicielska. Taka modlitwa to komunikacja wybitnie jednostronna. Katecheta czy duszpasterz mogą przekonywać, że Bóg jako kochający ojciec chce wyłącznie naszego dobra. Ale co innego przyjąć tę naukę w duchu zawierzenia albo posłuszeństwa, a co innego wiedzieć, jak to jest, gdy dla własnego dziecka człowiek gotów jest poświęcić wszystko. Nie tylko wiedzieć, co czuję jako zanoszący prośby, ale też pojmować, co przeżywa Ten, który próśb słucha.
Po narodzinach dziecka Modlitwa Pańska – trwająca nawet w dłuższej wersji z Ewangelii św. Mateusza zaledwie pół minuty – nabiera zupełnie innego smaku. To już nie jest komunikat płynący w jednym kierunku, w ciemną kosmiczną pustkę. Na każde wypowiedziane słowo słychać natychmiastową odpowiedź. Błagalny monolog zamienia się w dialog zaufania. Kończy się czas modlitewnego oblężenia w nadziei, że Boga można zamęczyć prośbami – a rodzi się przekonanie, że odpowiedzialny Ojciec nie może opuścić syna albo córki.
Spoglądając na matkę zapatrzoną w dziecko, zaczynamy rozumieć, jak potężna, przerastająca wyobraźnię i szokująca obietnica kryje się za słowami z 49. rozdziału Księgi Izajasza: „Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet, gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie”. Tu nie trzeba nic koloryzować ani trywializować, jak niektórzy kaznodzieje, błędnie tłumaczący aramejskie „Abba” z Ewangelii św. Marka i słodzący, że Chrystus zwracał się do Boga per „Tatusiu”. Słusznie w książce „Twarze Jezusa” zauważa Geza Vermes, że tej inwokacji nie musi się infantylizować, by zrozumieć, jak niepowtarzalna kombinacja czci i intymności kryje się za jednym słowem Chrystusa.
W 2001 r. ks. Stanisław Musiał kpił na łamach „Tygodnika” z przepaści, która dzieli kościelną tytulaturę – wielebny, przewielebny, najprzewielebniejszy, Jego Ekscelencja – od sposobu, w jaki zwracamy się do Boga, korzystając nieraz z nagiego wołacza. Jezuita pytał, czy nie powinno być przeciwnie – wszystkie honory dla Stwórcy, zero samochwały dla śmiertelników. Ale Ewangelia nie pozostawia wątpliwości: zamiast słuchać czołobitnych tytułów, metafor i porównań Bóg woli, byśmy rozmawiali z Nim jak z ojcem. Ten Boży wybór trzeba potraktować serio – ze wszystkimi jego konsekwencjami.
Jak dzieci
Rodzicielstwo uczy poważnego i dosłownego traktowania Ewangelii także w innym sensie. „Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego” – mówi Jezus. Co to znaczy? – zapytał ksiądz na kazaniu podczas chrztu Zuzanny. Otóż naszym chrześcijańskim obowiązkiem jest obserwować Zuzię, by odczytać, co przez nią Bóg chce nam przekazać.
To wcale nie jest prosta sprawa. Na razie odkryliśmy jedno – gdy wracamy z żoną do domu, Zuzia cieszy się całym ciałem. Tego inaczej nie da się opisać. To jest radość wprawiająca w wibrację każdą komórkę ciała. Nie ma nikogo i niczego poza rodzicami. To jest radość zawstydzająca, bo my się nie potrafimy tak cieszyć z żadnego spotkania, a już na pewno ze spotkania z Bogiem.
Tak oto słowo stało się ciałem. Pan strącił władców z tronu, a wywyższył pokornych. Dziecko, które jeszcze nie potrafi mówić, stało się nauczycielem wiary dla dorosłych. I każdego dnia mnie bierzmuje zamiast biskupa.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.