Recenzja. Arthur C. Danto "Świat sztuki. Pisma z filozofii sztuki." Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2006, ss. 260. Znak, 9/2007
Większości z nas nie sprawi problemu intuicyjne uchwycenie tego, czym jest dzieło sztuki; w tej myślowej operacji z pomocą przychodzi nam potoczne doświadczenie. To zadanie będzie jeszcze łatwiejsze dla osób, które mniej czy bardziej systematycznie mają kontakt ze sztuką i są krytycznymi odbiorcami efektów działalności artystycznej. Mam jednak wrażenie, że gdyby pokusić się o dokładne określenie cech wyróżniających dzieło i tego, jakie warunki musi spełnić przedmiot, aby być dziełem sztuki, zadanie skomplikowałoby się. Nie tylko dlatego, że z zasady trudno precyzyjnie ująć i nazwać to, co jest przedmiotem luźnych skojarzeń w codziennym doświadczeniu. Problem zasadniczo leży nie w umiejętności precyzyjnego formułowania myśli – jest raczej związany, jak się wydaje, z kwestią codziennych przedmiotów poddanych wpływowi działalności artystycznej, które od pewnego momentu zaczynają być uznawane za wytwory artystyczne. Nawet zdefiniowawszy wcześniej dzieło sztuki, i tak nie jest łatwo znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego jedna rzecz może nim być, a inna nie.
Powyższy problem angażuje umysły nie tylko koneserów sztuki, ale także filozofów, do których należy estetyk Arthur Coleman Danto, amerykański filozof zaliczany do nurtu postanalitycznego. Danto zajmuje się między innymi powyższym zagadnieniem w książce zatytułowanej Świat sztuki. Pisma z filozofii sztuki, gdzie przedstawia bardzo oryginalne pomysły, co czyni z niego – można powiedzieć, nie przesadzając – autora inspirującej teorii estetycznej. W dużej mierze Danto poświęca uwagę problemowi czynników, które decydują o tym, iż zupełnie zwykły, znany z codziennego życia przedmiot może stać się dziełem sztuki, choć zewnętrznie nic nie odróżnia go od takich samych rzeczy, które nie są uznawane za przedmioty o wartości artystycznej i estetycznej. Dlaczego łopata do śniegu z pracy Marcela Duchampa Przed złamaniem ręki może być dziełem sztuki, a kolejna, dokładnie taka sama, lecz stojąca w ogrodzie tym dziełem nie jest? Jak to możliwe? – pyta autor – i daje nietuzinkowe odpowiedzi. Nie można pominąć ciekawego faktu, że o ważności tego pytania przekonało Arthura Dantę doniosłe i jedno z przełomowych wydarzeń w dziejach sztuki. Otóż w 1964 roku, kiedy Andy Warhol wystawił w Stable Galery na 74. Wschodniej Ulicy na Manhattanie swoją artystyczną koncepcję zatytułowaną Karton Brillo, amerykański estetyk został, jak sam powiada w swojej książce, wyrwany z kantowskiej dogmatycznej drzemki (s. 239). Wystawienie w galerii pudełka po popularnym proszku do prania jako dzieła sztuki oznaczało przekroczenie granicy między sztuką a życiem i niejako zmusiło Dantę do próby poszukiwania wyjaśnień, dlaczego przedmiot codziennego użytku w pewnym momencie zaczyna nosić cechy dzieła. Danto wyznaje, że zrozumiał, iż szukanie inspiracji do rozumienia dzieła sztuki w teorii gier z Dociekań filozoficznych Ludwiga Wittgensteina (do którego autor często odwołuje się w książce) przestało być przydatne. Kontynuatorzy Wittgensteinowskiej myśli zaliczali dzieła sztuki do pewnej klasy gier, z czego można wyciągnąć wniosek o określonej wcześniej tożsamości przedmiotów estetycznych. Po wspomnianej artystycznej akcji Warhola ten pogląd stał się, zdaniem Danty, błędny. Od czasu wystawienia niektórych prac Andy’ego Warhola, przede wszystkim zaś od momentu przełomowej działalności artystycznej Marcela Duchampa można mówić o rozpoczęciu procesu radykalnych przemian w sztuce i w jej rozumieniu. Danto nie zawaha się odnieść tych działań do rewolucji w nauce, tak jak ją opisał Thomas Kuhn z jego koncepcją przemiany paradygmatów naukowych. Trzeba się udać w inne rejony myślenia, aby móc zrozumieć nowoczesną sztukę, która coraz dalej odsuwa się od klasycznej kategorii mimesis jako czynnika wyznaczającego sposoby artystycznej ekspresji.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.