Moskwa dowiodła, że w stosunkach z najbliższą zagranicą kieruje się przede wszystkim wolą odbudowy imperium i strefy wpływów, nie wahając się przed użyciem środków zbrojnych do realizacji celów politycznych lub dyplomatycznych. Znak, 10/2008
Władze w Tbilisi utrzymują wprawdzie, iż musiały działać, gdyż separatyści podjęli próbę „wyczyszczenia” regionu z pozostających tam jeszcze Gruzinów, ale faktem jest, że ofensywa na Cchinwali i Osetię, rozpoczęta nocą z 7 na 8 sierpnia, zakończyła się całkowitą klęską z militarnego punktu widzenia.
Siły rosyjskie były doskonale przygotowane na kontratak, rozbiły i wyparły kolumny gruzińskie ze spornych regionów, zajmując ponadto znaczne obszary Gruzji „właściwej”. I to właśnie ta okupacja, coraz bardziej przypominająca próbę rozbioru suwerennego państwa, wpłynęła na całościową ocenę kryzysu, przynajmniej na Zachodzie.
Niezależnie bowiem od stopnia odpowiedzialności Tbilisi za przebieg wydarzeń, Moskwa dowiodła, że w stosunkach z najbliższą zagranicą kieruje się przede wszystkim wolą odbudowy imperium i strefy wpływów, nie wahając się przed użyciem środków zbrojnych do realizacji celów politycznych lub dyplomatycznych. Widok rosyjskich „mirotworców” panoszących się w wozach pancernych na gruzińskich szosach, daleko od granic Osetii, czy zniszczonych obiektów infrastruktury energetycznej w Gori i Poti, sprawił, że nawet w najbardziej przychylnych Moskwie stolicach europejskich włączyły się lampki alarmowe.
Ucierpiał prestiż Zachodu, a osobiste upokorzenie prezydenta Francji, który wynegocjował rozejm w imieniu UE, jawnie później ignorowany przez Moskwę, było pod tym względem przysłowiową solą na świeżą ranę. Kreml uznał niepodległość secesjonistów, a nadzwyczajny szczyt unijny poświęcony konfliktowi nie przyniósł w tej sprawie zasadniczych rozstrzygnięć, bo też i trudno było się ich spodziewać: uzależnieni od rosyjskich dostaw surowców europejscy partnerzy nie są skłonni do zbyt gwałtownych ruchów (czytaj: sankcji), których skutki trudno oszacować.
Na razie więc wstrzymano jedynie rozmowy o strategicznym partnerstwie z Moskwą, bo nikomu nie zależy na popchnięciu jej ku egzotycznym sojuszom wymierzonym w Zachód. Powszechna jednak wydaje się świadomość, że Rosja jest coraz mniej przewidywalnym partnerem, a to wymusza potrzebę dywersyfikacji dostaw ropy i gazu, jednocześnie zaś potwierdza teorię, że na terenie Gruzji pojawił się tektoniczny uskok, który może na długi czas wytyczać granicę między demokracjami a światem niedemokratycznym. Palące wydaje się teraz pytanie: po której stronie tej linii demarkacyjnej znajdzie się Azerbejdżan i czy nie będzie ona przypadkiem przebiegać w poprzek dzisiejszej Ukrainy?
W tym kontekście zupełnie baśniowo wyglądały relacje z wręczenia medali olimpijskich najlepszym zawodniczkom w strzelaniu z pistoletu pneumatycznego na sierpniowych igrzyskach w Pekinie. Na Kaukazie szalał konflikt, a tu Rosjanka Padierina odbierała srebro, a Gruzinka Salukwadze brąz. Na podium obie się ściskały, podkreślając prymat przyjaźni przed polityką. Ale to Chinka zdobyła złoto w tej konkurencji, i to też jest dowód tektonicznych ruchów, które cały czas zmieniają nam pod stopami Ziemię.
****
TADEUSZ JAGODZIŃSKI, dziennikarz, b. pracownik Sekcji Polskiej BBC, absolwent London School of Economics and Political Science.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.