Kto, jeśli nie my, jest kompetentny do budowania mostów ponad przepaściami? Kto inny może być tłumaczem pośredniczącym między światami, które się wzajemnie nie rozumieją? Znak, 6/2009
W Księdze Powtórzonego Prawa czytamy słowa Mojżesza: Widzieliście wszystko, co (…) Pan na waszych oczach uczynił. (…) [Ale] Pan nie dał wam aż do dnia obecnego serca, które by rozumiało, ani oczu, które by widziały, ani uszu, które by słyszały (Pwt 29, 1–3).
Wiele musiało się wydarzyć w naszej wspólnej historii, wiele strasznych rzeczy musiało wstrząsnąć sumieniami ludzi, zanim mógł się rozpocząć rzeczywisty dialog między chrześcijanami i Żydami[1]. 1Dopiero po tym wszystkim zaczynamy rozumieć wiele z tego, czegośmy nie rozumieli, zaczynamy widzieć, czegośmy widzieć nie potrafili albo nie chcieli.
Jeden z najwybitniejszych przedstawicieli katolickiej „teologii po Auschwitz”, Johann Baptist Metz, wspomina, że kiedy jako chłopiec przechodził obok portalu katedry w Bambergu, jego uwagę przyciągały dwie rzeźby: wyobrażenie Synagogi jako przygnębionej kobiety z zawiązanymi oczyma, stojącej naprzeciw niewiasty z głową triumfalnie wzniesioną, symbolizującej Kościół. I dopiero po latach zadał sobie pytanie: „Co też mogły widzieć te zawiązane oczy?” [2].
Teraz my, chrześcijanie, winniśmy w stosunku do Żydów zdjąć ze swych oczu opaskę i zobaczyć również to, na co przeszłe pokolenia były ślepe: że zrządzeniem losu należymy wzajemnie do siebie. Jednakże bliskość oznacza zwykle większe ryzyko niż oddalenie.
W II wieku młody Kościół wbrew heretykowi Marcjonowi stwierdził definitywnie, że Biblię hebrajską będzie zawsze szanować jako nieodłączną część swego Pisma Świętego. Podobnie my powinniśmy się czuć zobowiązani do tego, aby pamięć Żydów – od Abrahama po dzień dzisiejszy, łącznie z tymi ranami, jakie spowodowali czy też tolerowali chrześcijanie – uczynić świętą częścią naszej pamięci.
Z naszej pamięci i z pamięci całej ludzkości nigdy nie powinno zniknąć również to, co się dokonało niedaleko stąd, w Auschwitz – a naszym obowiązkiem jest powiedzieć wyraźne „nie” każdemu, kto chciałby zataić czy wypaczyć prawdę o tym historycznym doświadczeniu.
Tworzenie wspólnoty pamięci zakłada jednak kulturę dialogu i szacunek: zdolność postrzegania samych siebie także oczyma tych drugich i szacunek wobec tego, jak drudzy pojmują sami siebie.
My, chrześcijanie, uczymy się dostrzegać, że jesteśmy „gośćmi w domu Izraela”, że jesteśmy „gałęzią wszczepioną w szlachetną oliwkę” (por. Rz 11, 24) – że nie jesteśmy tymi, którzy przyszli Izraela zastąpić. Żydzi zaś – jak się wyraził jeden z nich – uczą się brać na serio to, co powiedział mądry Gamaliel do członków Sanhedrynu, którzy chcieli młode chrześcijaństwo wytępić środkami przemocy: „Jeżeli od ludzi pochodzi ta myśl czy sprawa, rozpadnie się, a jeżeli rzeczywiście od Boga pochodzi, nie potraficie ich zniszczyć i może się czasem okazać, że walczycie z Bogiem” (Dz 5, 38–39).
Zlekceważenie faktu, że chrześcijaństwo towarzyszy nam od dwóch tysięcy lat, że chrześcijaństwa (tak samo jak judaizmu) wbrew wszelkim wysiłkom nie udało się nikomu zniszczyć, jako dowodu, iż sprawa ta pochodzi od Boga – powiedział ów mądry żydowski komentator – oznaczałoby sprzeciwienie się Bogu.
Bóg postawił nas obok siebie. Przez wieki wielu chrześcijan ulegało pokusie triumfalizmu: wydawało im się, że są tu po to, aby zastąpić Żydów i zająć ich miejsce.
Ale w ciągu dziejów również sami chrześcijanie doświadczyli – ze strony fanatycznych środowisk, wykorzystujących islam i wojujący laicyzm – jak groźne skutki może mieć ta teoria substytucji. Pewne grupy nadużywające islamu i pewien typ laicyzmu zajęły wobec nas, chrześcijan, dokładnie taką samą postawę, jaką nasi poprzednicy przyjmowali wobec Żydów: widziały one w nas jedynie niedoskonały wstępny stopień własnej religii, przedstawiały inną interpretację tego, co dla nas było drogie, i postrzegały nas jako tych, którzy stracili właściwie rację istnienia, ponieważ nie zrozumieli, że ich wiara została zdezaktualizowana. Zdaniem niektórych: trzeba nas tolerować, dopóki nie wymrzemy; zdaniem innych: należy bardzo aktywnie wspierać nasze zniknięcie ze sceny dziejów.
[1] Tekst przemówienia wygłoszonego 6 marca br. w jezuickim Centrum Kultury i Dialogu „Ignatianum” w Krakowie w czasie międzynarodowej konferencji katolicko-żydowskiej zorganizowanej z okazji 5. rocznicy śmierci ks. Stanisława Musiała.
[2] Zob. J.B. Metz, Memoria passionis, Freiburg im B. 2006, s.63n (wyd. pol.: J.B. Metz, Teologia wobec cierpienia, tłum. J. Zychowicz, Kraków 2008, s. 60n).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.