Są takie miejsca w Europie, gdzie brakuje bieżącej wody i kanalizacji, więc sobotę całe rodziny wybierają się do łaźni, by wykąpać się przed niedzielną mszą. Są takie miasta, w których zamiast psów czy kotów ludzie hodują krowy, bo to jedyny sposób na prawdziwe, a nie „unijne” mleko. Znak, 7-8/2009
Jedną z wchłoniętych do Dyneburga wiosek, która wciąż żyje własnym życiem, jest dzielnica Griva. Polne drogi łączą niskie, urocze domki, przy których krzątają się staruszki. W jednym z nich mieszka pani Czesia, urodzona w Brasławiu i żyjąca w Dyneburgu od 1947 roku. Obmywając zielone pędy cebuli, które nazajutrz sprzeda na targu, wspomina swoje życie na Łotwie: „Mój mąż umarł na zawał dawno temu. Został mi syn Jan, którego wysłali do Czarnobyla na »sprzątanie«. Próbowałam to jakoś załatwić, odwołać. Ale dali wybór: albo Syberia, albo Czarnobyl. No i pojechał. Wrócił już po trzech miesiącach, bo przestał chodzić, tak go napromieniowało. Dziś ma guzy na całym ciele, a przecież skończył dopiero 45 lat. I nie może mieć dzieci”.
Sąsiadem pani Czesi jest pan Konstanty, nieśmiały, wielki duchem człowiek, również pochodzący z Brasławia. W czasie wojny wstąpił do Wojska Polskiego, a po walkach na froncie wschodnim dotarł z I Pułkiem Artylerii pod Warszawę, w której trwało powstanie: „Byłem telefonistą i nasz obserwacyjny punkt był na wieży kościelnej, na Pradze.
Z tej wieży patrzyliśmy, jak płonęła Warszawa. Niemcy nadawali przez głośnik. Mówili, że stłumione zostało powstanie warszawskie, że Rosja sowiecka winna, że mogła się z powstańcami naradzić”... Rozedrgany, przez ściśnięte gardło wspomina trudne chwile oczekiwania na praskich łąkach, moment bezradności wobec tragicznego położenia walczących w Warszawie rodaków, którym nie mógł w żaden sposób pomóc. „A komenda? Rozkaz? Żołnierze nie pójdą bez rozkazu, trzeba rozkazu”...
Kilka domów dalej mieszka pan Kazimierz – wrażliwy, samotny mężczyzna. Jako niespełna dziesięcioletni chłopak stracił oboje rodziców – ojciec zginął tuż przed końcem wojny na froncie, matkę skatowali Sowieci. „Koszmar nastał dopiero po wojnie, gdy radzieccy szpiedzy zaczęli węszyć. I wywęszyli, że mamusia wydawała broń dla polskiego wojska, że współpracowała z AK, z naszymi powstańcami polskimi. Najpierw wywieźli ją do więzienia w Dyneburgu.
Umarła w pociągu, jadąc na Syberię”. Dziadek pana Kazimierza był głównym ogrodnikiem w pałacu Platerów, a zasadzone przez niego drzewa można do dziś oglądać wokół zniszczonego dworku. (Krasław był gniazdem rodzinnym rodu Platerów, z którego pochodziła między innymi Emilia Plater). W czasie niemieckiej okupacji Związek Walki Zbrojnej posiadał komórki wśród łotewskiej polonii. Rodzice pana Kazimierza oraz członkowie jego najbliższej rodziny działali w konspiracji i niemal wszyscy prędzej czy później zginęli, podobnie jak pozostali działacze konspiracji w Łatgalii.
Większość komórek ZWZ i oddziałów dywersyjnych została bowiem szybko wydana przez Łotyszy, którzy współpracowali z gestapo. Osierocony, niespełna osiemnastoletni Kazimierz wyniósł się po wojnie z Krasławia. Zaciska wargi: „Nie byłem w stanie żyć obok tych, którzy wydali i zabili moją matkę”.
***
To tylko niektóre historie tych małych-wielkich bohaterów, którzy stanowią bezcenną skarbnicę wiedzy o tamtej Łatgalii, tamtej Polsce. Stan letargu, który panuje teraz na ziemiach Inflant, nie będzie trwał wiecznie. Gdy odejdą ostatni Polacy i inni starzy mieszkańcy Łatgalii, na tych terenach pojawi się nowa fala przybyszy z tej lepszej, bardziej postępowej części Łotwy.
Zatrzymany czas ruszy z miejsca. W Łatgalii też zacznie się Europa.
Fragmenty cytowanych wypowiedzi pochodzą z Archiwum Historii Mówionej Ośrodka „Karta”, który w ramach projektu „Polacy na Wschodzie” finansowanego przez Senat RP archiwizuje i udostępnia relacje biograficzne świadków historii XX wieku żyjących na kresach dawnej Rzeczypospolitej.
*****
MAGDALENA DEREZIŃSKA-OSIECKA, doktorantka w Instytucie Filozofii i UJ, współpracuje z Ośrodkiem „Karta”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.