Pesymizm, pustka po 1918 roku i wyrugowanie religii z wielu obszarów światowej filozofii dały carte blanche nowemu typowi Mesjasza o niepohamowanym apetycie do panowania nad całą ludzkością. Nic dziwnego, że świat nie musiał długo czekać, by z zaproszenia skorzystali gangsterzy polityczni: Hitler i Lenin. Znak, 9/2009
W 1934 roku z ręki zamachowca zginął król Jugosławii Aleksander I Karadziordziewić. Właśnie w parlamencie jugosłowiańskim doszło do kryzysu demokratycznych wartości i triumfu ewangelii przemocy: serbski poseł zastrzelił w Skupsztinie szefa chorwackiej partii chłopskiej. Zresztą w europejskich parlamentach powszechnie walczono już nie tylko na słowa, ale i krzesłami. Zgromadzenia narodowe stały na forami, które społeczne, narodowe i ekonomiczne napięcia potęgowały, a nie rozwiązywały. Ewangelię przemocy legitymowały rzesze ewangelistów.
Najpierw poddawani politycznej presji intelektualiści, których brak moralnej integralności czynił podatnymi na uroki totalitaryzmów epoki (Julien Benda, Zdrada klerków). Podczas wizyty w stalinowskiej Rosji George B. Shaw żachnął się: „Szkoda, że nie wprowadziliśmy w Anglii pracy przymusowej. Nie mielibyśmy wtedy dwóch milionów bezrobotnych”. Potem nadszedł czas na myślicieli (od Filippo Tommaso Marinettiego po Ernsta Jungera). Ich wyznanie wiary podsumował Pierre Drieu La Rochelle w Le jeune Europeen: „Bez wylanej krwi nie osiągnie się niczego. Cieszę się na krwawą łaźnię”. Myślicielom sekundowali politycy: od szefa SA Ernsta Rohma, przez przywódcę angielskich faszystów Oswalda Mosleya i flamandzkiego nacjonalistę Borisa van Severena, po węgierskiego Ferenca Szalasiego…
Antagonizmy narodowościowe przetaczały się przez Europę Środkową i Wschodnią. Tylko w latach 1919–1922 toczyło się na tych terenach ponad dwadzieścia lokalnych wojen inspirowanych nacjonalizmem polskim, czeskim lub serbskim. Wszystkie przyczyniły się do chronicznego braku stabilizacji w Europie międzywojennej. Ofiarą przemocy padli również Żydzi.
Obniżenie się w konsekwencji I wojny światowej poziomu życia w Europie i wielki kryzys lat 30. nakręciły nastroje antysemickie. Na Węgrzech i w Niemczech wzrost antyżydowskich emocji łączył się z gorzkim doświadczeniem przegranej wojny. W Polsce, która walczyła o przetrwanie z bolszewicką Rosją, ukuto jeszcze oskarżenie Żydów o sympatie probolszewickie. Pojęcie „żydokomuny” wprowadziło tlący się nie tylko w Polsce konflikt katolicko-żydowski w nowy wymiar. Kultura przemocy wdarła się do życia codziennego. Nieprzypadkowo na popularności zyskały po wojnie boks i zapasy.
Nowy porządek wyznaczony został siłą i terrorem faszyzmu i komunizmu. Lenin, Stalin i Hitler, jakkolwiek ucieleśniali wspólnotę społecznych namiętności, są jednak przykładem zasadniczej roli jednostki w dziejach dwudziestowiecznego totalitaryzmu. Śmierć Hitlera nieprzypadkowo zbiegła się z upadkiem narodowego socjalizmu. Z kolei śmierć Stalina ukazała paradoks systemu rzekomo wpisanego w prawa rozwoju społecznego, tak naprawdę jednak uzależnionego od woli jednego człowieka.
Bo gdy Stalin umarł, cały system zatrząsł się w posadach. Gigantyczna koncentracja woli politycznej przez charyzmatycznych przywódców jest w tej epoce bezprecedensowa. Bez Lenina nie byłoby października 1917 roku, bez Stalina – stalinizmu. Hitler z kolei realizował swój prywatny scenariusz rodem z Mein Kampf, wymyślony w monachijskich piwiarniach. Niemniej każdy z nich reprezentuje inny typ rewolucjonisty, co nadaje indywidualne piętno faszyzmowi włoskiemu i niemieckiemu, leninizmowi i stalinizmowi.
Lenin był ponurym i nietowarzyskim działaczem, teoretykiem i mówcą wiecowym, który żył rewolucją przez 24 godziny na dobę. W tym celu wyrzekł się wszystkiego, co lubił: jazdy na łyżwach, studiowania łaciny, szachów, a nawet muzyki. Wierzył, że rewolucje wybuchają nie za sprawą nieubłaganej historii, lecz przeprowadza je elita kierowana przez lidera, którą to rolę zarezerwował dla siebie. Identyfikował się z historią, stawiając ją poza jakimikolwiek ograniczeniami moralnymi. Ten sam ultrarewolucyjny dekalog wyznawał też Mussolini.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.