Nie można przysłowiowo wylewać dziecka razem z kąpielą, sądząc, że nie ma co ich uświadamiać – życie samo ich nauczy. Wiemy wszak, że to życie pokazuje im swoje różne oblicza, często upiorne. Może więc warto dać im oręż w postaci elementarnej wiedzy o emocjach, pokojowym rozwiązywaniu problemów i budowaniu przyjaźni? Nowe Życie, 4/2007
Rodzina jest pierwszą i podstawową szkołą uspołecznienia: w niej, jako we wspólnocie miłości, uczynienie daru z siebie jest prawem, nadającym kierunek i warunkującym wzrost.
Nadszedł już chyba czas, aby rozważyć temat budzący niegdyś bardzo gorące dyskusje. Rok szkolny trwa i warto zainteresować się, czy nasze dziecko uczestniczy w zajęciach, czy sprawa zakończyła się dla nas w momencie podpisania deklaracji i dalej nas to nie obchodzi.
Przyjrzyjmy się bez emocji zajęciom „Wychowanie do życia w rodzinie” realizowanym w szkołach. Pierwsza, niezbyt szczęśliwa nazwa przedmiotu, „Wychowanie seksualne” mogła sugerować, że lekcje dotyczą wyłącznie zagadnień biologii człowieka związanych z płcią. Głośno krzyczano wówczas, że zajęcia będą wpływać na przedwczesne rozbudzenie dzieci i młodzieży pod względem seksualnym. Fakty są takie, że w większości podręczników przyrody tematy związane z rozmnażaniem człowieka są realizowane już w klasie IV. Dzieci interesują się sprawami płci o wiele wcześniej. To jest najzupełniej normalne. Rodzice dość niechętnie i często niezręcznie informują dzieci na temat ich narodzin. To wszystko sprawia, że niepotrzebnie wprowadza się dzieci w błąd (bajki o bocianach), promując niekiedy fałszywe przekonanie, że to sprawy trudne, o których się nie rozmawia.
Tymczasem Jan Paweł II, w Adhortacji Apostolskiej „Familiaris Consortio”, pisze: Wychowanie seksualne, stanowiące prawo i podstawowy obowiązek rodziców, winno dokonywać się zawsze pod ich troskliwym kierunkiem: zarówno w domu, jak i w wybranych, i kontrolowanych przez nich ośrodkach wychowawczych. W tym sensie Kościół potwierdza prawo pomocniczości, które szkoła obowiązana jest przestrzegać, współpracując w wychowaniu seksualnym, w takim samym duchu, jaki ożywia rodziców.
Zanim uznamy lub zanegujemy potrzebę uczestnictwa naszego dziecka w takich zajęciach, warto zapoznać się z obowiązującymi przepisami. Zgodnie z Rozporządzeniem MEN z dnia 12.08. 1999 r. w sprawie sposobu nauczania szkolnego oraz zakresu treści dotyczących wiedzy o życiu seksualnym człowieka, o zasadach świadomego i odpowiedzialnego rodzicielstwa, o wartości rodziny, życia w fazie prenatalnej oraz metodach i środkach świadomej prokreacji, zawartych w podstawie programowej kształcenia ogólnego: Zajęcia realizowane są w klasach V i VI szkół podstawowych, gimnazjach i dotychczasowych szkołach ponadpodstawowych oraz w liceach profilowanych i szkołach zawodowych, w tym specjalnych, publicznych i niepublicznych, posiadających uprawnienia szkół publicznych. Realizacja treści programowych zajęć powinna stanowić spójną całość z pozostałymi działaniami wychowawczymi szkoły, a w szczególności: 1. wspierać wychowawczą rolę rodziny; 2. promować integralne ujęcie ludzkiej seksualności i 3. kształtować postawy prorodzinne, prozdrowotne i prospołeczne. Jak wiadomo, udział ucznia w zajęciach nie jest obowiązkowy, a zgodę na piśmie wyrażają rodzice, prawni opiekunowie bądź sami uczniowie (o ile są dorośli). Jeżeli uczeń brał udział w zajęciach, odnotowuje się ten fakt na świadectwie szkolnym w postaci odpowiedniego wpisu.
Istotne są również dwie sprawy: w paragrafie 6 niniejszego rozporządzenia, czytamy: Zajęcia mogą być prowadzone przez osoby posiadające kwalifikacje do nauczania w danym typie szkoły oraz ukończone studia wyższe w zakresie nauk o rodzinie albo studia podyplomowe lub kursy kwalifikacyjne zgodne z treściami programowymi zajęć.
To oczywiste, że tylko odpowiednio wykształcone osoby są upoważnione do prowadzenia tych niełatwych, wymagających taktu, kultury i wrażliwości zajęć. Oprócz tego, jest jeszcze coś bardzo ważnego. Liczy się postawa, stosunek do nauki Kościoła oraz rzeczywiście realizowany życiowy program osoby prowadzącej zajęcia. Jak wspomniał 1 kwietnia w wywiadzie dla telewizji, abp Kazimierz Nycz 0czas danych autorytetów przeminął. Teraz każdy powinien podjąć trud budowy własnego autorytetu. Ludzie, którzy podejmują się nauki przedmiotu, winni starać się być takimi autorytetami.