Braterstwo oznacza utożsamienie się z kimś drugim, więcej nawet – widzenie jego niebezpieczeństwa wyraźniej niż swojego, doznanie, że jego śmierć jest trudniejsza do przeżycia niż własna. Braterstwo jest łatwością przekraczania tych granic, które filozofowie głoszący samotność człowieka uznają za nieprzekraczalne. Zeszyty Karmelitańskie, 1/2007
W tym wypadku, choć wydawałoby się, że to dobry przykład na cierpienie związane z miłością, jest to raczej cierpienie z powodu braku miłości wzajemnej. W rzeczy samej, odsłania ona duszę Kawafisa w tym sensie, że mówi o jego najgłębszych pragnieniach i nadziei, że zaspokojenie tych pragnień spowodowałoby jego przemianę, oraz o niemożliwości ich zaspokojenia. Mówi o tęsknocie za metanoją (przemianą). Gdyby popatrzeć na ten wiersz z platońskiego punktu widzenia, to źródłem cierpienia byłoby zahamowanie rozwoju miłości. Nieważne są tu powody, bowiem może nimi być mezalians jak w wypadku Stefci i Waldemara, konflikt rodzin jak w przypadku Romea i Julii, przekroczenie przyrzeczenia jak w wypadku Tristana i Izoldy czy złożonej przysięgi jak w wypadku Heloizy i Abelarda, czy wreszcie tabu seksualne jak właśnie w wypadku Kawafisa. Swoją drogą, ciekawe, jak by rozwinęła się miłość tych par, gdyby udało im się połączyć. Nie chcę być sarkastyczna, ale czy nie znudziliby się sobą szybko? Chociaż najprawdopodobniej pojawiłyby się nowe komplikacje związane z tym, że żyjemy wśród innych, także atrakcyjnych, czyli pojawiłyby się zazdrość, niepewność, nieufność, podejrzliwość itd. W tym sensie Hillman ma rację, że miłość odsłania duszę, ponieważ uruchamia wszystko, do czego jest zdolna. Od zachwytu i podziwu wyrażonego na przykład w przepięknym wierszu Gałczyńskiego List jeńca: „…za cóż to taka zapłata, ten raj przy tobie tak błogi? Ty jesteś światłem świata i pieśnią mojej drogi” – do ofiarności, zazdrości i mściwości, które to emocje, jako powiązane z miłością, opisuje również Platon w Fajdrosie. Od uskrzydlania do głębokiej depresji.
Jako ideał, za którym tęsknimy, miłość jest niezmienna i wieczna lub dąży do wieczności i niezmienności, ale w codzienności – wyrażonej w poezji czy literaturze – ma charakter proteuszowy. Potrafi przybierać różne formy, a nawet przemienia się w swoje przeciwieństwa. Bardzo ciekawa jest uwaga Horkheimera, w której usprawiedliwia on zakaz, wydany w encyklice papie¬skiej używania sztucznych środków regulacji urodzin. „Miłość – pisze Horkheimer – opiera się na tęsknocie, na tęsknocie za ukochaną osobą. Nie jest ona wolna od seksualności. Im większa jest tęsknota za połączeniem z uko¬chanym człowiekiem, tym większa jest miłość. Gdy zatem znosi się tabu seksualności, gdy upada ograniczenie, które tęsknotę w dużym stopniu wytwarza, wówczas miłość traci swoją podstawę... Dziś Julia wyznałaby swojemu Romeo, że jeszcze szybko weźmie pigułkę i już może z nim iść. Tak. Pigułka uczyniła Romeo i Julię okazem muzealnym”.
A może miłość – taka, o jakiej tutaj mówimy, jako przedstawiciele cywilizacji zachodniej – to tylko specyficzny „produkt” naszej kultury?
Bardzo ciekawe byłoby przypatrzeć się, jak miłość jest rozumiana w innych kulturach. Nie robiłam tu badań porównawczych, nawet nie wiem, czy są takie przeprowadzane, jeżeli chodzi o miłość, ale podejrzewam, że nie musi aż tak bardzo różnić się od ujęcia zachodniego, które przecież nie jest jednolite.