Dobrych domów dziecka nie ma. Są jednak lepsze i gorsze rozwiązania. Mimo że przewaga domów rodzinnych nad państwowymi wydaje się oczywista, liczba dzieci w tych drugich jest jedenastokrotnie wyższa niż w pierwszych. Magazyn Familia, 6/2009
Jak nie osłabi, to wzmocni
Rodzinne domy dziecka, podobnie jak państwowe, gromadzą pod jednym dachem sieroty – biologiczne i społeczne. Ale umożliwiają im udział w życiu rodzinnym i przejmowanie wzorców potrzebnych w samodzielnym funkcjonowaniu w społeczeństwie. Choćby dlatego są zdecydowanie lepszym rozwiązaniem. Nie znaczy to, że łatwiejszym – zwłaszcza dla osób, które zechcą się w taką misję zaangażować. Nie brak opinii, że jest to najtrudniejsza forma opieki zastępczej.
Małżeństwa, które decydują się poprowadzić rodzinny dom dziecka, najczęściej mają też własne, już podchowane dzieci. Niekiedy nie zdają sobie sprawy, że jeśli popełnią wychowawcze błędy, to ten nowy rozdział w życiu może destrukcyjnie wpłynąć na ich własną rodzinę.
Albo odwrotnie – silne więzi łączące rodzinę biologiczną mogą nie dopuścić do współuczestnictwa w ich życiu dzieci „dokooptowanych”. Ale znawcy tematu uspokajają: może być odwrotnie. Przy umiejętnym postępowaniu można zbudować wspólnotę, która da nową szansę dzieciom pozbawionym dotąd opieki rodzicielskiej i wzmocni więzi w rodzinie biologicznej.
Jak na razie jednak państwo polskie jedynie umożliwia tworzenie takich domów (jest ich 270, przebywa w nich około 2300 dzieci), ale niczego nie ułatwia. Tak przynajmniej utrzymują „dyrektorzy” rodzinnych domów dziecka, przytłoczeni biurokratyczną mitręgą. O nowych regulacjach ciągle się mówi, ale tylko mówi. Kolejni chętni do „przekazywania wzorców” społecznie okaleczonym dzieciom czekają, aż te regulacje ujrzą wreszcie światło dzienne.
PROBLEMY W LICZBACH
W Polsce jest 26 tysięcy wychowanków domów dziecka. Tylko co jedenaste z nich mieszka w domach rodzinnych.
Jak wynika z badań ankietowych przeprowadzonych w listopadzie 2008 roku na zlecenie Fundacji Świętego Mikołaja, blisko 25% osób prowadzących rodzinne domy dziecka przyznaje, że zdecydowali się na tę formę organizacyjną swojej placówki ze względu na wymogi formalnoprawne (m.in. możliwość przyjęcia większej liczby dzieci niż w przypadku rodziny zastępczej). 68% z nich nosi się z zamiarem przyjęcia pod swoje skrzydła kolejnych dzieci.
Według 75% ankietowanych najpoważniejszym problemem, z jakim się zmagają w swojej pracy, jest nadmiar biurokracji i papierkowej roboty (m.in. potrzeba aż 17 miesięcy, aby taką placówkę założyć). 76% dzieci trafiających do rodzinnych domów dziecka ma niższe szanse edukacyjne od swoich rówieśników. Za przyczynę niższych szans 88% opiekunów uznaje opóźnienia rozwojowe powstałe przed przyjęciem do rodzinnego domu dziecka, a 80% z nich – opóźnienia edukacyjne.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.