"Do odpustów podchodzono nieraz powierzchownie, to szkodzi temu darowi Bożemu, rzucając cień na same prawdy i wartości podawane przez nauczanie Kościoła". Tymi słowami 29 września 1999 r. Jan Paweł II przygotowywał wiernych do uzyskania jubileuszowego odpustu roku 2000. List, 10/2007
Przykładem tej powierzchowności mogłoby być ciągle żywe kojarzenie odpustu z jego folklorystyczną oprawą przykościelnych kramów w dzień patrona parafii. Z historii pamiętamy zapewne handel odpustami, który stał się przyczyną wystąpienia Lutra. Zdaniem papieża, wokół tego „delikatnego tematu" powstało wiele historycznych nieporozumień, które negatywnie odbiły się na jedności chrześcijan.
Do pytań o historię odpustów dochodzi także pytanie o rozumienie jego współczesnej katechizmowej definicji: „darowanie przed Bogiem kary doczesnej za grzechy, zgładzone już co do winy". Jak bowiem rozumieć przebaczenie winy, za którą i tak czeka winnego jakaś kara doczesna, chyba że podejmie on niewielki wysiłek i odmówi przepisaną modlitwę, najlepiej we wskazanym podczas jubileuszu kościele.
W pierwotnym Kościele odpuszczanie najcięższych grzechów (zabójstwo, zaparcie się wiary, cudzołóstwo) poprzedzała długotrwała pokuta, która wyłączała z eucharystycznej wspólnoty. Czas oczekiwania na komunię z Kościołem skracało pokutnikom wstawiennictwo współwyznawców, którzy w czasie prześladowań przeżyli więzienie i tortury. W V w. publiczną pokutę zaczęto zastępować wyznaniem win przed kapłanem. Wędrujący po Europie, Irlandii i Szkocji mnisi upowszechnili praktykę powtarzanej, gdy tylko trzeba, spowiedzi indywidualnej. Kapłan wyznaczał penitentowi odpowiednią do rodzaju i wielkości jego grzechu pokutę (modlitwy, posty, jałmużny), przewidzianą w specjalnym wykazie. Po jej odbyciu, a trwało to od kilkunastu dni do kilku nawet lat, następowało rozgrzeszenie.
W X w. upowszechniło się udzielanie absolucji przed odbyciem pokuty, a tę coraz bardziej skracano. Po wielowiekowej praktyce wiązania winy i surowej pokuty taryfowej rozgrzeszeni prosili jednak spowiedników, aby ci modlili się za nimi o darowanie czy łagodzenie doczesnych (czyli trwających czasowo) kar, których spodziewali się na tym świecie lub w czyśćcu od Boga miłosiernego, ale i sprawiedliwego. Żywa pamięć o obu tych przymiotach Boskich splatała ufną wiarę w grzechów odpuszczenie ze świadomością konieczności zadośćuczynienia. To duchowo pojmowane wstawiennictwo księży stawało się czasem jurysdykcyjnym, włączonym nie tylko w duszpasterstwo, ale i w praktykę administracyjną działaniem, zachętą, premią za podjęte dobre czyny. Rodziły się odpusty.
Początkowo papieże i biskupi udzielali ich całkiem oszczędnie. Ci, którzy pojednani z Bogiem spełnią wskazane uczynki czy odmówią zalecane modlitwy, zyskają np. 100 dni odpustu, czyli zostaną odciążeni od takiej części doczesnych kar za grzechy, za jakie ongiś obowiązywało 100 dni pokuty. Spowiednik mógł dostosować rodzaj pokuty do możliwości grzesznika (np. ciężko pracującemu ująć postu, a dodać modlitwy) i łagodzić ją własnym wstawiennictwem czy umartwieniem. W taki sposób odpust - wyrosły z indywidualnej praktyki pokutnej - stawał się łaską przydzielaną odgórnie, a czerpaną z zarządzanego przez Kościół nieprzebranego funduszu zasług Chrystusa i świętych.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.