Śmierć bliskiej osoby, zmaganie się z nieuleczalną chorobą czy grzechem są doświadczeniami, które potrafią nawet najbardziej hardych i opanowanych ludzi zepchnąć na dno rozpaczy. Raczej nie pomogą wtedy słowa: „Weź swój krzyż! Zaufaj Panu, a wszystko będzie dobrze". List, 4/2008
Nadzieja jest językiem miłości. Jezus oddając się Ojcu, wyznaje swoją miłość nie tylko do Niego, ale także do człowieka. Bóg prowokuje nas, abyśmy weszli w ten Jego wewnętrzny dialog miłości i zawierzenia. Gdzieś w głębi serca można usłyszeć Jego wołanie: „Adamie (człowieku), gdzie jesteś?" Bóg wychodzi do nas i ukazuje się nam, bo trudno jest zawierzyć komuś, kogo się nie zna. W nas również wpisana została potrzeba zaufania, zawierzenia. C.S. Lewis pisał, że każde pragnienie jest zapowiedzią nasycenia. Za tęsknotą, czasami neurotyczną, która nami targa, kryje się jakaś pełnia. Pozostaje pytanie, czy odkryję ją w Bogu, czy może w jakiejś utopii, a może w sobie i swoim życiu. Odpowiedź, która się w nas rodzi, może być nieporadna, zniekształcona przez grzech, który obciąża poznanie i niszczy zdolność kochania.
Z różnych powodów mogę przez jakiś czas nie słyszeć wołania Boga. Wtedy - jak mówili mistycy - mam trwać w tym miejscu, w którym jestem, i czekać. W małżeństwie, a także w przyjaźni czy kapłaństwie przychodzi moment jałowości, pustki, pozostaje wtedy coś, co pięknie nazywa się „wiernością ostateczną". To wierność wspomnieniu, troska o codzienność, rozmowę, modlitwę, ufność, że uda nam się odnaleźć miłość w miejscu, gdzie ją zgubiliśmy. Może się zdarzyć, że nigdy nie uda nam się jej odnaleźć i nasz świat stanie się uboższy, zabraknie uniesień, wielkich emocji. Może także nadejść kolejny kryzys. Znam takich małżonków, którzy nie sypiają ze sobą, i księży, którzy się nie modlą. To bolesny punkt na mapie ich życia i wierności, problem, przed którym nie powinni uciekać, ale się z nim zmierzyć. Myślę, że bardziej zabójcze jest odgrywanie teatrzyków na przykład wtedy, gdy nasza wiara i zaufanie sprowadzają się do automatycznego wypełniania religijnych czy małżeńskich czynności. Rezygnacja z czegoś, co sprawiało nam satysfakcję, co było treścią naszego życia, niekoniecznie musi oznaczać poddanie się rozpaczy. Może to być próba ocalenia czegoś ważniejszego. Dobrze wyszkolona i zdyscyplinowana armia, nawet kiedy doświadcza porażki i ustępuje pola przeciwnikowi, stara się zgodnie z planem przesuwać linię obrony i walczyć dalej. Taktyczny odwrót żadnemu żołnierzowi nie przynosi ujmy.
Może nadejść taka chwila, kiedy pozostanie ostatni wał, okop, którego będzie bronić tylko garstka ocalałych. Nawet niezwyciężeni ponoszą w końcu klęski. Czy taki moment może nadejść w naszym życiu? Kiedy jesteśmy przekonani, że właśnie się zbliża, warto odpowiedzieć sobie na pytanie św. Pawła: „Czy już broniliście się aż do przelewu krwi?". Niekiedy pozwalamy bólowi całkowicie sobą zawładnąć, koncentrujemy się tylko na nim, nie myślimy o niczym innym. Rodzina, dzieci, bliscy przestają nas interesować. Przytłacza nas jednak nie tyle sam ból, co nasze wyobrażenia. Wówczas sami sobie gotujemy klęskę.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.