Słowo „jezuici" kojarzy się różnie, nierzadko z przewrotnością i spiskową teorią dziejów. Samo określenie, choć użyte jako obraźliwy epitet wobec synów św. Ignacego z Loyoli, zostało przez nich przyjęte w przekornym duchu Kazania na Górze i stało się nazwą zakonu bardziej rozpoznawalną aniżeli oficjalna. List, 6/2008
Podobnie było w życiu Ignacego. W jednej chwili, za sprawą ran odniesionych w bitwie (kula armatnia strzaskała mu nogę), został wyrwany nie tylko ze zgiełku bitewnego, ale ze świata zewnętrznego w ogóle. Wtrącony w doświadczenie długiej i szalenie monotonnej rekonwalescencji odkrył rzecz niezwykle podstawową: pulsowanie wewnętrznego życia własnej duszy. Nudząc się niepomiernie - no bo czego może w pierwszej chwili doświadczyć człowiek wyrwany ze świata - usłyszał bicie własnego serca i zaczął baczniej przyglądać się temu, co do tej pory przyspieszało lub spowalniało jego rytm: marzeniom, ambicjom, miłościom, planom na przyszłość... Jednocześnie, za sprawą pobożnych lektur, jedynych, jakie znalazł w domu, poznał zupełnie inny, religijny i duchowy świat, który napełnił go nowymi, nieznanymi do tej pory smakami, pragnieniami i pomysłami na życie. Zaczął dostrzegać różnicę między tymi dwoma światami: pierwszy, choć w początkowym kontakcie przyjemny, pozostawiał go smutnym i zdesperowanym (nazwał to przeżycie strapieniem), drugi, mimo że z początku trudny i wymagający, dawał mu na długi czas radość i nadzieję (nazwał to poruszenie pocieszeniem). Dziwiąc się tej różnicy, zaczął robić pierwsze kroki w sztuce duchowego rozeznawania - w konsekwencji zmienił zupełnie całe swoje życie.
Podobny proces zachodzi w świadomości i życiu odprawiającego rekolekcje. W miarę jak wycisza się i uspokaja, odkrywa własną duszę i różne treści, którymi ją karmi, a tym samym - świadomie bądź nie - utrzymuje przy życiu lub zatruwa. Z jednej strony doświadcza strapień, od których odruchowo ucieka, z drugiej - pocieszeń, do których bezwiednie lgnie. Dopiero jednak dzięki regułom rozeznania duchowego zaczyna korzystać z jednych i drugich dla wzrostu duchowej wolności i większej gotowości wypełniania woli Bożej. Powoli uczy się subtelnego języka poruszeń wewnętrznych i duchowej walki - dzięki temu może zacząć zmieniać swoje życie.
Logika rekolekcji ignacjańskich jest prawie tak prosta jak wdech i wydech (choćby ten opisany w „Obłoku niewiedzy"). Ale żeby pełną piersią oddychać Bogiem, trzeba najpierw uwolnić się od grzechu i „nieuporządkowanych przywiązań". Problem w tym, że to uwolnienie nigdy nie jawiło się i nie jawi nadal jako coś pożądanego. Na domiar złego w tzw. społeczeństwach konsumpcyjnych kategoria grzechu została zupełnie rozmyta, a przywiązania urosły do rangi cnót obywatelskich (w duchu zawołania: „Kupuj i rób, co chcesz"). Ponadto nie bez kozery mówi się coraz głośniej o nałogowej osobowości naszych czasów. Aktualnym pytaniem nie jest już „czy", ale „od czego" jesteśmy uzależnieni. Przedmiotem uzależnienia może stać się dosłownie wszystko: już nie tylko substancja (alkohol, narkotyki), ale jakakolwiek czynność (np. zakupy, jogging lub seks) czy nawet relacja z drugim człowiekiem (toksyczne związki). Jednym zdaniem -jest się od czego uwalniać!
Warto od razu zaznaczyć, że rekolekcje ignacjańskie nie są żadną formą obozu kuracyjnego dla osób uzależnionych czy terapii dla wypalonych zawodowo, znerwicowanych, z zaburzeniami osobowości. Wprost przeciwnie, rekolekcje są przeznaczone dla osób zdrowych i zrównoważonych psychicznie, których nieuporządkowane przywiązania mieszczą się w przestrzeni ich wolnego wyboru, a nie w sferze trwałych i patologicznych uwarunkowań.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.