Ambasadorzy w habitach

Polscy misjonarze w zasadzie nigdy nie mogli liczyć na zaangażowanie polskiego państwa w niesienie oświaty i pomocy medycznej ubogim ludom Afryki, Azji czy Ameryki Południowej. Idziemy, 21 października 2007




To swego rodzaju spłata moralnego długu, jaki zaciągnęliśmy w latach największego kryzysu gospodarczego u schyłku PRL. Ale to też wynik m.in. z podjętych zobowiązań międzynarodowych. W 2004 r. kraje Unii Europejskiej zobowiązały się do przekazywania najbiedniejszym państwom 0,39 proc. swojego Produktu Krajowego Brutto (PKB). To i tak o połowę mniej niż zaleca ONZ (0,7 proc. PKB). W 2005 r. Polska przeznaczyła na wsparcie krajów rozwijających się 663 mln PLN, co stanowi 0,068% polskiego PKB. W 2006 r. tych pieniędzy było już o 40 procent więcej, czyli 922 miliony złotych (0,09 proc. PKB). Według prognoz w bieżącym roku osiągniemy poziom 0,1 proc. PKB. Oczywiście nie wszystkie środki płyną w formie gotówki do potrzebujących. Pomoc rozwojowa to także składki dla organizacji międzynarodowych czy umorzenie 285 milionowego długu Angoli. Nie zapominajmy jednak, że w latach 1995–2002 otrzymaliśmy – jak podają statystyki OECD – w ramach pomocy rozwojowej ponad 11,6 miliardów dolarów. Polska przyjęła również zobowiązania tzw. Celów Milenijnych ONZ, które zakładają m.in. zmniejszenie na całym świecie o połowę do 2015 r. liczby osób najuboższych, czyli żyjących za mniej niż jednego dolara dziennie. W ramach tego programu dostaliśmy sześć krajów, którym przede wszystkim mamy wspomagać: Gruzję, Afganistan, Wietnam, Irak, Angolę i Mołdawię. Nie oznacza to oczywiście, że inni nie mogą liczyć na naszą pomoc.


Czas europejski, czas afrykański


Księża zajmujący się sprawami misji z ramienia Episkopatu podkreślają, że współpraca z państwem polskim dopiero się zaczyna, potrzeba więc cierpliwości. – Jeszcze wszystko jest w powijakach. Uczymy się wypełniania wniosków, ale przecież to już działa. Wysłaliśmy pierwsze sprawozdania do ministerstwa i nie ma do nich zastrzeżeń. Lepiej jest robić mniej projektów, ale solidnie przygotowanych niż więcej i mieć potem problemy – przekonuje ks. Marian Midura z Miva Polska, organizacji, która zajmuje się wysyłaniem środków transportu dla misjonarzy. W 2006 r. dzięki dofinansowaniu z MSZ na misje pojechały dwa samochody, a w tym roku – już cztery. Pewnym utrudnieniem jest rozliczanie projektów w trybie rocznym. Decyzja o finansowaniu projektu zapada zwykle w połowie roku, podczas gdy rozliczenie należy przesłać do końca grudnia i to stanowi największą trudność w korzystaniu z ministerialnego wsparcia. Pół roku na realizację projektu, zwłaszcza w warunkach afrykańskich, gdzie podejście do czasu jest inne niż w Europie i gdy na przykład pora deszczowa uniemożliwia większość prac remontowo-budowlanych, to stanowczo za mało. – Niestety na razie nie ma możliwości przedłużenia realizacji projektu poza rok budżetowy. W tej kwestii musi się zmienić prawo, a to pewnie jeszcze trochę potrwa – odpowiada ks. Marcin Iżycki, dyrektor Dzieła Pomocy "Ad Gentes", działającego z ramienia Komisji Episkopatu Polski ds. Misji. Misjonarze marzą też między innymi o ulgach przy zakupie biletów lotniczych, z czego korzystają ich koledzy z innych europejskich krajów. Ale zdaniem ks. Iżyckiego „Nie można porównywać działań Polski do takich państw, jak Włochy, Irlandia, Hiszpania czy inne zachodnie kraje, które udzielają pomocy krajom misyjnym od kilkudziesięciu lat. – Z całą pewnością następują zmiany w traktowaniu polskich misjonarzy przez nasze państwo, choć muszę przyznać, że nie dokonują się w takim stopniu, jak oczekiwalibyśmy. Jednak w ostatnich latach widać znaczne docenienie pracy polskich misjonarzy. Oczywiście pracujemy też nad tym, by misjonarze zostali docenieni nie tylko dobrym słowem – obiecuje ks. Marcin.


«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...