Kim są Świadkowie Jehowy?

Młoda Angielka zmarła niedawno w szpitalu w wyniku niegroźnego krwotoku po urodzeniu zdrowych bliźniaków. Odmówiła poddania się transfuzji krwi. Była świadkiem Jehowy. Idziemy, 18 listopada 2007




– Ich domy wyróżniają się zwłaszcza podczas państwowych i religijnych świąt. Nie wywieszają flagi narodowej ani nie dekorują posesji bożonarodzeniowymi lampkami. Ich dzieci w szkole na życzenie rodziców nie włączają się w przygotowanie imprez i ozdób związanych z tego typu uroczystościami. Jako sąsiedzi są niemal idealni: nie wolno im pić alkoholu, więc nie ma żadnych awantur, głośnych zabaw. Są bardzo uczciwymi ludźmi. Zawsze życzliwie wymieniają pozdrowienia na ulicy. Dzieci mają bardzo grzeczne – mówi mieszkanka podwarszawskiego Józefowa.

W Polsce mieszka dziś ok. 130 tysięcy świadków Jehowy. Liczba ich wyznawców wzrosła w latach 1939–1945 dwukrotnie. Pierwsze lata powojenne nie osłabiły tej dynamiki, wręcz przeciwnie – jak podaje Jerzy Rzędowski w biuletynie IPN (nr 3 /2004) – „Rozwój liczebny polskiej społeczności Świadków w okresie prześladowań stalinowskich był ewenementem nawet w skali światowej. Liczba wyznawców zwiększyła się w latach 1950–53 o ponad 50 proc. (do ponad 28 tys. dorosłych wyznawców)”. W procesach sądowych skazywano ich przede wszystkim za rzekome szpiegostwo na rzecz Ameryki. Źródła Urzędu Bezpieczeństwa PRL mówią o 18 śmiertelnych ofiarach prześladowań i o masowych aresztowaniach w tym okresie. Przez cały okres PRL świadkowie Jehowy karani byli dwu- lub trzyletnim więzieniem za odmowę służby wojskowej. „Młodzi Świadkowie uważali pobyt w więzieniu (zamiast w koszarach) za nieuchronny epizod u progu dorosłości, natomiast personel więzienny wystawiał im jak najlepsze opinie za wzorowe sprawowanie” – zauważa Jerzy Rzędowski.

Oczywiście władze komunistyczne bardzo szybko zorientowały się, że świadkowie Jehowy, tak jak wszystkie mniejszości religijne, mogą się przydać w rozbijaniu jedności najbardziej znienawidzonego przeciwnika – Kościoła katolickiego. W archiwach UB w Poznaniu znaleziono plan miasta Wronki, jaki dostali świadkowie Jehowy przed wyruszeniem do pracy misyjnej. Kościoły rzymskokatolickie oznaczono jako „Babilon”. Przyjęto zasadę „wróg mojego wroga jest moim przyjacielem” i dlatego nie rezygnując z represji, nadawano jednocześnie przywileje. W roku 1982, gdy obowiązywał jeszcze stan wojenny, pozwolono, by na państwowych stadionach odbyło się aż 80 zgromadzeń świadków, jedno odbyło się nawet w hali milicyjnego klubu „Gwardia”. „W tamtym czasie ekspansywność Świadków była postrzegana jako większe zagrożenie dla katolicyzmu niż komunizmu” – podsumowuje Jerzy Rzędowski politykę władz PRL wobec świadków Jehowy.


Nie teoria, lecz metoda


Zapał misyjny kolporterów „Strażnicy” opadł w połowie lat 70., kiedy ówczesny główny dyrektor Brooklynu Homer Knorr znów pomylił się, wyznaczając datę końca świata. Kryzys przeniósł się też do Polski. Liczba nowych świadków nie rosła już tak szybko, a wielu długoletnich członków organizacji rozluźniało z nią więzy pod wpływem rozczarowania niespełnionym proroctwem, ale też coraz częściej docierającymi sygnałami o nadużyciach popełnianych przez „warstwy kierownicze”. Świadectwa osób, także tych z grona najwyższego kierownictwa w Brooklynie, które zerwały z organizacją, mówią o stosowaniu wobec członków metod typowych dla sekty: psychomanipulacji, socjotechniki.


«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...