Przepowiednie wróżek, karty tarota czy horoskopy to tylko na pozór niewinna zabawa. Jej negatywne skutki są często trudne do przewidzenia. Tego typu praktyki tajemne są pogwałceniem pierwszego przykazania Bożego. Ale kto by się tym przejmował? Niedziela, 9 grudnia 2007
– Wiele osób nie może obejść się bez codziennego czytania horoskopów. Szukają w nich odpowiedzi na nurtujące pytania. Robią to nawet katolicy. Czyż nie wszyscy dokładnie wiedzą, pod jakim znakiem zodiaku się urodzili? Ilu z nas, zanim podejmie jakąkolwiek decyzję, najpierw sprawdza horoskop na konkretny dzień lub też układa karty, niekoniecznie nawet tarota – wyjaśnia Dariusz Pietrek. Z usług jasnowidzów i wróżek korzysta w Polsce coraz więcej osób. Jak wynika z badań, już dwie trzecie Polaków przyznają się do zainteresowania zjawiskami paranormalnymi. Prasa „wróżbiarska” sprzedaje się w setkach tysięcy (!) egzemplarzy. Żeby zdobyć „dyplom astrologa”, wystarczy dwutygodniowy kurs. W portfelach, w domach czy choćby pod lusterkiem w aucie Polacy trzymają rozmaite „talizmany szczęścia”. Tabliczki z tajemnymi znakami, kule, kamienie, grosiki... Nie ma już chyba gazety, które nie zamieszczałaby horoskopu. W telewizji i radiu jest podobnie. To nie przypadek! Wszyscy wydawcy znają badania rynku i wiedzą, że jeżeli nie chcą stracić odbiorców, będą się uciekać nawet do magii. Dziś w sklepach ezoterycznych, na ulicznych straganach „pierścień atlantów” może kupić każdy. Leży on obok kart tarota, pentagramów, celtyckich krzyży, magicznych wisiorków i innych fetyszy. Nieobojętnych dla człowieka!
Mama Kariny umarła rok temu. Fascynowała się magią i wróżbiarstwem, czytała gazety i książki okultystyczne. Całe złoto, które miała w domu, przetopiła i sporządziła sobie pierścień atlantów. Odprawiała nad nim specjalne „modły”, dawał jej moc, szczęście i powodzenie w życiu. – Mama nie była szczęśliwa, miała symptomy osoby opętanej – opowiada Karina. – Kiedy umierała w strasznych cierpieniach, próbowałam ściągnąć jej ten pierścień z ręki. Gdybyś słyszała ten syk, po prostu walczyła jak lwica o młode. Nie mogłam patrzeć, jak się męczy. Po paru dniach udało się ściągnąć ten zgubny pierścień. Mam zmarła w spokoju następnego dnia, wcześniej zdążyła się wyspowiadać – wspomina dziewczyna.
Amuletem – jak ów pierścień – może być wszystko czemu nadano nadnaturalną moc, co ma nas „uczynić szczęśliwym i zapewnić bezpieczeństwo”. To odbiera wolność. – Noszenie amuletów jest bardzo niebezpieczne. Ludzie nie wiedzą, co noszą, a potem stwierdzają, że źle się czują, że w mieszkaniu czują chłód. Amulety mogą być napełnione pewną mocą, one również przechodzą procesy inicjacyjne – twierdzi koordynator Śląskiego Centrum Informacji o Sektach.
Jolanta mieszka we Wrocławiu. Jest po pięćdziesiątce. Przez osiem lat nosiła na szyi amulety. Podarowały je przyjaciółki na urodziny. Miały ochraniać przed złem i przynosić szczęście, a poza tym leczyć wszystkie choroby. – Zrobiłam się nerwowa, miałam senne koszmary. Stałam się podejrzliwa wobec wszystkich i wszystkiego. Zło, które rodziło się we mnie, dotykało również moich najbliższych. Koszmar trwał i nie mógł się skończyć – wyznaje pani Jolanta. Zaczęła na siłę szukać środków zaradczych – czytała horoskopy, odwiedzała wróżki, korespondowała nawet z tzw. medium. – To trwało osiem lat i niszczyło mnie od środka. Mnie i moją rodzinę. Po śmierci męża nadszedł wreszcie dzień, gdy – sama nie wiem, skąd przyszło mi to do głowy – zdjęłam z szyi amulety i położyłam je na półce. Poszłam na terapię i do księdza egzorcysty. Moje leczenie zakończyło się po dwóch latach. Amulety są niczym innym jak znakiem otwarcia się i przynależności do tego wrogiego nam świata – przestrzega kobieta.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.