Coraz częściej własna parafia, to nie ta, w której mieszkamy, ale ta, w której – najogólniej rzecz ujmując - czujemy się dobrze, której styl duszpasterskiego działania nam odpowiada. Chodzi tutaj o poszukiwanie takiej wspólnoty, takiej liturgii i takiego kościoła, które zaspokoją rzeczywiste potrzeby duchowe. Więź, 5/2003
Supermarkety są rzeczywistymi świątyniami społeczeństwa konsumpcyjnego, zgodnie zresztą z maksymą Marylin Monroe, która mówiła, że to nie pieniądze dają szczęście, lecz dopiero zakupy. Ale supermarket to nie tylko sklep, to metafora świata, w którym od niedawna przyszło nam żyć.
Sprzedaż w supermarkecie opiera się na przemyślanych strategiach. Dwie podstawowe zalety to możliwość kupienia praktycznie wszystkiego w jednym miejscu oraz bardzo szeroki wybór proponowanego asortymentu. Na przeciwległym biegunie handlowego pejzażu są małe osiedlowe sklepy. Proponowany w nich asortyment jest z konieczności o wiele uboższy. Te sklepiki mają o wiele mniej towarów, a i wybór jest praktycznie niewielki. Braki w asortymencie są jednak rekompensowane swoistą atmosferą. Klienci takiego sklepu znają się między sobą, tworząc lokalną społeczność. Sklep jest miejscem spotkań i wymiany informacji. To w nim w dużej mierze koncentruje się osiedlowe życie. Oczywiście, próżno tej domowej atmosfery szukać w supermarkecie.
Osiedlowy sklep i supermarket to symbole dwóch zupełnie różnych światów. Pierwszy z nich oparty jest na tradycyjnych, silnych, lokalnych więziach społecznych. Jego życie koncentrowało się na nim samym i w nim samym się realizowało. Ten świat miał swój własny sklep, rejonową przychodnię zdrowia, szkołę podstawową, bar, dzielnicowego i kościół. Można powiedzieć, iż wszystko w tym świecie jest w pewnym sensie „dane”, a przynależność do jego poszczególnych struktur jest czymś naturalnym.
Z taką strukturą społeczną ciągle jeszcze mamy do czynienia na wsi czy w małym mieście. W dużym mieście jest już zupełnie inaczej. Jego mieszkaniec realizuje swoje życie w różnych jego częściach. Gdzie indziej mieszka, gdzie indziej pracuje, gdzie indziej jeszcze robi zakupy. Jego mieszkanie staje się bardziej sypialnią niż domem, a najbliższą dla niego grupę wcale nie tworzy społeczność sąsiedzka, której najczęściej nie zna zbyt dobrze, ale grupa przyjaciół podzielających te same przekonania i typ rozrywki. Typ wielkomiejski dotyka jednak coraz bardziej także społeczności wsi okalających duże miasto czy małych miasteczek, które tracą poczucie odrębności i lokalnej tożsamości, przekształcając się tym samym w satelickie wobec wielkiego miasta sypialnie.
Współczesne miasto jest doskonałym obrazem społeczeństwa, w którym naczelnym prawem jest wybór. Inaczej niż w świecie osiedlowego sklepiku, w świecie supermarketu można wybrać wszystko: lekarza dla rodziny, dowolną szkołę podstawową dla dziecka, ulubioną restaurację czy telefonicznego operatora. Można wybrać wszystko albo prawie wszystko. Możliwość bowiem wyboru kończy się, gdy mieszkaniec miasta przekształca się w parafianina. Przekraczając drzwi świątyni – zgodnie z obowiązującym porządkiem Kościoła – powinien zapomnieć o tym, że żyje w świecie wolnego wyboru ofert. Tylko czy da się o tym zapomnieć?
WOLNO, CZY NIE WOLNO?
Współczesny mieszkaniec dużego miasta dokonuje wyboru kościoła do spełniania praktyk religijnych nie według zasady sąsiedztwa, ale według innych, często merytorycznych kryteriów – pisze ks. prof. Ryszard Kamiński, analizując problem duszpasterstwa wielkomiejskiego [1] .
Widzę to dobrze na przykładzie mojego miasta. Zielona Góra jest miastem ponadstutysięcznym. Jest na tyle duża i mała jednocześnie, by obszarowo tworzyć w zasadzie jeden organizm. Oprócz może dwóch czy trzech kościołów usytuowanych na peryferiach, pozostałe znajdują się zasadniczo w śródmieściu. I choć duszpasterska oferta jest do siebie zbliżona, to coraz bardziej widoczna jest specyfika niektórych parafii, i to świadomie kreowana. Dzisiaj bowiem nie wystarczy już chyba ograniczyć się do tego, co zasadnicze: niedzielnej Mszy świętej, kancelarii i dyżurów w konfesjonale. Życie liturgiczne musi być wzbogacane propozycjami kulturalnymi, sportowymi czy opiekuńczo-charytatywnymi. Nawet jednak to, co zasadnicze, może być realizowane w bardzo różnym stylu i w bardzo różny sposób. Tutaj liczy się wszystko: poziom głoszonych kazań, liczba i rodzaj posługujących do liturgii, śpiew czy dbałość o estetykę. Wszystko to (a można tu wymienić jeszcze wiele innych elementów) tworzy konkretną „ofertę”, z jaką do potencjalnych wiernych występuje parafia. Wokół niektórych (bo nie wszystkich) parafii tworzą się więc coraz szersze kręgi „sympatyków” spoza własnej wspólnoty. W jednym z kościołów w Zielonej Górze udział wiernych spoza rodzimej parafii na niedzielnej Mszy świętej sięga 20%.
«« | « |
1
|
2
|
3
|
4
|
5
|
»
|
»»