Mnisi żyją w zamknięciu, zachowując dystans wobec spraw doczesnych, bywają jednak nierzadko o wiele bliżej istotnych ludzkich spraw niż wielu z nas. Potrafią je bardzo dobrze rozumieć, a także patrzeć na nie z realizmem, którego nam, świeckim, nierzadko brakuje. Więź, 2/2007
Kadry filmu Gröninga rzeczywiście wypełnia wielka cisza. Momentami bywa ona dojmująca, podobnie jak statyczność obrazu – artysta nie boi się bezruchu, jego kamera nieraz zastyga w skupieniu razem z rozmodlonym czy kontemplującym zakonnikiem, podobnie jak się stało w katedrze na Wawelu, kiedy Jan Paweł II zatopił się w modlitwie, a telewizyjni realizatorzy odważyli się przez te przedłużające się minuty towarzyszyć Papieżowi w skupieniu.
Gröning jednak nie tylko przystaje, również podąża za mnichami – na wspólnotowe, także nocne, modlitwy i do ich codziennych zajęć: do krawieckiej pracowni, w której jeden z braci szyje habity, do klasztornego fryzjera, do kuchni. Towarzyszy bratu zajmującemu się ogrodem w mozolnym przygotowywaniu gruntu pod uprawę, także zakonnikowi opatrującemu chorego współbrata i temu, który jest kimś w rodzaju księgowego. Wchodzi na strych, gdzie jeden z braci dokarmia koty, przekomarzając się z nimi, ale też obdarzając je czułością. Wspina się również na piękne ośnieżone alpejskie wzniesienie, z którego zjeżdżają mnisi i nie przeszkadza im wcale, że nie mają sanek.
Nie mniej ważne jest podążanie za porami dnia, nocy i roku, wędrowanie po klasztornych schodach i korytarzach czy wokół klasztornych murów. I nie jest to jedynie inkrustowanie materii filmu jakimiś ozdobnikami – jest raczej ową próbą stworzenia klasztoru we wnętrzu widza. Temu służą także pojawiające się co jakiś czas na pozbawionym obrazu ekranie cytaty biblijne. Pośród nich jest również przywoływany wcześniej fragment z Jeremiasza: Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłem się uwieść. Przywołane raz fragmenty Biblii wielokrotnie jeszcze powracają, podobnie jak powtarzające się czynności i modlitwy wypełniające klasztorne życie. Życie to z jednej strony zanurzone jest w konkrecie i materii – klasztor jest samowystarczalny, słynie również z produkcji specjalnego, ziołowego likieru, wytwarzanego według bardzo skomplikowanej receptury. Z drugiej zaś strony oznacza bardzo radykalne odwrócenie się od tego, co materialne – ma to pomóc uczynić jak najwięcej miejsca Bogu.
REALIZM
„Wielka cisza” nie jest kroniką klasztornego życia – jest próbą wniknięcia w naturę życiowej drogi, którą podąża mnich. Piękna architektura klasztoru i zjawiskowa uroda miejsca – mogą pociągać. Jednak życie, jakie wiodą mnisi, jest surowe i pełne wyrzeczeń, z pewnością nie jest łatwe i wygodne. Film tak sugestywnie o tym opowiada, że czasem można wręcz poczuć opór wobec udania się na nocną modlitwę, trwania na adoracji, kontemplowania Pisma Świętego, wobec zamknięcia, milczenia czy samotności. A jednak to właśnie zakony o najsurowszych regułach mają najwięcej powołań, a uważne spojrzenie w twarz poszczególnym zakonnikom pozwala sądzić, że w miejscu, w którym się znajdują – są na swoim miejscu.