Kino, które obaj tworzyli, tak różne w wymiarze estetycznym i tematycznym, łączyła nadzwyczajna odwaga i wnikliwość w tropieniu i drążeniu najbardziej skrywanych zakątków ludzkiej natury. Człowiek w ich filmach jest zdezorientowany, nierzadko zagubiony, bezradny wobec samego siebie i rzeczywistości. Więź, 7-8/2008
Inaczej Antoniusz, on – zanim umrze, zanim przegra partię szachów – chce dojść do prawdy. Zagra więc skoczkiem i gońcem, a potem będzie chciał zaatakować Śmierć ze skrzydła. Tymczasem pogrąża się w scholastycznych spekulacjach, drążących sprawy ludzkiego wnętrza. Wiara to dla niego ciężkie (za ciężkie?) brzemię. Bo, jak wierzyć w kogoś ukrytego w ciemności, kto nigdy się nie ukaże? Nigdy nie przestaniesz pytać i nie otrzymasz żadnej odpowiedzi – śmierć nie pozostawia Antoniuszowi złudzeń. Rycerz jednak nie ustępuje i nadal drąży: kto się o nas troszczy – Bóg, szatan? A może jest tylko pustka? Co będzie z tymi, którzy chcą wierzyć, a nie są w stanie?
W Apokalipsie czytamy: gdy Baranek złamał siódmą pieczęć, nastało w niebie milczenie... Antoniusz, podobnie jak niejeden z nas, nie jest w stanie znieść tego milczenia, nie jest w stanie usłyszeć jego znaczenia – traktuje je jako wymierzone przeciw człowiekowi, przeciw samemu sobie. W końcu zażąda: Chcę wiedzieć; nie tylko wierzyć, przypuszczać, ale wiedzieć. Chcę, żeby wyciągnął do mnie rękę!
To pragnienie wiedzy jest tak dojmujące, że Block gotów jest skorzystać z pomocy samego diabła. Wygląda na to, że jego łatwiej spotkać niż Boga – księża i żołnierze dostrzegają go chyba bez trudu, skoro decydują się spalić „czarownicę”.
W bohaterach Bergmana znaleźć można nie tylko uniwersalne prawdy o ludzkiej naturze, ale maski, za którymi sami zwykliśmy się ukrywać i za którymi chował się także szwedzki mistrz kina. Odnajdziemy go i w pozornie cynicznym giermku Jönsie, postaci wielowymiarowej i niejednoznacznej, i w rycerzu Antoniuszu, miotającym się między skrajnościami, nie docierającym do swej ostatecznej głębi. I w wielu innych jeszcze bohaterach. Tadeusz Szczepański sugeruje, że Bergman jako swój przyjął paradoks Oskara Wilde’a: Człowiek jest najmniej sobą, kiedy przemawia we własnym imieniu. Daj mu maskę, a powie ci prawdę.
Nie dziwi zatem, że pastor Tomas Ericsson (w tej roli znów Björnstrand) – bohater „Gości Wieczerzy Pańskiej” – także przeżywa kryzys wiary. Bo jakże inaczej, skoro: Bóg milczy. Tu, podobnie jak w „Siódmej pieczęci”, Bóg jest zrazu kochający i miłosierny, a potem już tylko straszny. Łatwo Go wtedy zanegować i „wyzwolić się” z wiary. Teolog filmu ks. Marek Lis analizując ten obraz zauważył, że dopiero negacja Boga przynosi pastorowi złudne ukojenie.
Pastorowi nie udaje się jednak w pełni zagłuszyć pytania: Boże, czemuś mnie opuścił? Wkraczające w jego życie pustka, nicość i samotność okazują się w końcu gorsze niż cierpienie fizyczne. Przywoływany przez zakrystianina krzyż stwarza jednak nadzieję, że w życiu pastora możliwe jest jeszcze zmartwychwstanie miłości. Film kończy się przecież słowami Sanctus.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.