Które słowa wyszły spod pióra kardynała, które rabina? Nie zawsze łatwo to rozpoznać i w trakcie lektury książki wielokrotnie powracałam do początku akapitu, by upewnić się, czyje myśli akurat czytam… Więź, 3/2009
To jak lekcja dla każdego czytelnika, by nie bał się zadawać prostych pytań, które czasem zbyt chętnie nazywamy „głupimi”. Nie wstydzą się ich zadawać profesor filozofii, któremu w szkole rabinicznej nie mówiono ani słowa o chrześcijaństwie, i pyta o to, czy Ojcowie Kościoła uciekali się do metody dyskusji i studiowania Pisma przypominającej Talmud. Książę Kościoła chciałby natomiast zrozumieć prawdziwy sens przestrzegania zasad koszerności, naznaczania raną obrzezania i równorzędności wszystkich 613 biblijnych przykazań – odzwierciedlenia „tajemnicy Boga”.
Niektóre kwestie teologiczne roztrząsane są „na dwa głosy”, niczym w debacie na średniowiecznych uniwersytetach. Odzwyczailiśmy się i w chrześcijaństwie, i w akademickiej rzeczywistości, od tej metody – paradoksem może więc wydać się nam, że lepiej rozumiemy istotę Eucharystii („spożywanie słowa”), gdy pamiętamy o jej żydowskich korzeniach.
Rzadko przypominamy sobie o chrześcijańskim „odbudowywaniu”, przypominaniu istoty żydowskich rytów w liturgii (nawet jeśli zewnętrznie nie są one podobne do biblijnych wzorców). Nie pamiętamy o stuprocentowej żydowskości pierwszego Kościoła – rzeczywistości, o której przypominają zresztą systematycznie katechezy Benedykta XVI.
Pasjonujący jest spór na temat sensu zakazu danego pierwszym ludziom w raju czy żydowskiej wizji sprawiedliwości w poszukiwaniu równowagi oraz chrześcijańskiej miłości – które w istocie okazują się tym samym. Nie potrzeba innych jeszcze argumentów, kiedy obaj rozmówcy przekonują czytelnika, że w obliczu innej religii wyzwala się w nas samych świadomość zarazem tego, czego nam brakuje, jak tego, w jaki sposób jesteśmy widziani, postrzegani przez drugą stronę (czasami słusznie, a czasami nie…). Co powiedzieć na słowa, które rabin słyszał w dzieciństwie od swojego ojca, który mówił o chrześcijanach jako o „źle ewangelizowanych tłumach”?
Albo na stwierdzenie kardynała, że chrześcijański antysemityzm zniknie dopiero, kiedy chrześcijanie zrozumieją, iż żydowska odmowa uznania Jezusa jako Mesjasza miała i ma wartość pozytywną? Jak nie przyznać racji rabinowi, kiedy słyszymy o „dejudaizacji” i „spirytualizacji” Jezusa, jakiej dokonało chrześcijaństwo – wobec czego po drugiej stronie dokonała się „demonizacja” Zbawiciela-Boga, który umarł na krzyżu i tabuizacja samego jego imienia.
Równie pasjonujące są wywody na temat stosunku Jezusa do praw żydowskich. I czemu nie zauważyć w niektórych słowach, komentarzach Jezusa prawdziwych „midraszy”, jak chce kardynał? Szansy, możliwości przejrzenia się w oczach drugiego rozmówcy nie wahają się nazwać „łaską”. W tej perspektywie „dialog międzyreligijny” nie jest zadaniem dla intelektualistów i hierarchów, czymś, co „wypada” prowadzić, żeby było miło i żeby uważano nas za ludzi tolerancyjnych i nowoczesnych (żadne z tych słów-wytrychów, tak obecnych w mediach i niezbyt pogłębionej publicystyce, tutaj zresztą nawet nie pada!), ale staje się dla każdego z partnerów koniecznością – daje bowiem szansę, by podążanie własną drogą stawało się dla każdego nie tylko bardziej świadome, ale i owocne dla własnej wiary.
Bracia i przyjaciele
Jest w książce i wątek polski – zapomniana już u nas nieco kwestia Karmelu z Auschwitz powraca wówczas, gdy kard. Barabrin opowiada, kiedy – jeszcze jako duszpasterz akademicki – przyjeżdżał do Polski z grupami młodzieży i obchodził Wielki Piątek na terenie oświęcimskiego obozu, a rezurekcję na Wawelu. Podobnie jak wielu z nas początkowo nie widział, „w czym problem”, i dopiero spotkania z zaangażowanymi w rozwiązywanie konfliktu żydowskimi rodzinami uświadomiły mu, dlaczego lepiej dla wszystkich było przenieść klasztor kilkaset metrów dalej i uniknąć zarówno pokusy, jak oskarżenia o chrystianizację żydowskiej zagłady.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.