Wydana przez łódzki IPN książka zawiera 18 relacji ludzi opozycji przedsierpniowej. To KOR-owcy, ale też działacze rozbitego w 1970 roku RUCHU, z których wielu weszło później do ROPCiO, czy ludzie pierwszego NZS-u. W czasie „karnawału” 1980-81 wszyscy znaleźli się w orbicie Zarządu Regionu „S”. Więź, 7/2009
Związana z KOR-em Zofia Gromiec postrzega tamte czasy zdecydowanie mniej optymistycznie: „Dziś wiele osób przypisuje sobie ówczesną przynależność do opozycji. W rzeczywistości w działalność opozycyjną angażował się niewielki krąg ludzi, co ułatwiało bezpiece namierzenie każdego, kto się na nią decydował. Władze tępiły każdy przejaw niezależnej myśli, bo pewnie kłóciło im się to z mitem „czerwonej Łodzi”. Dlatego tutaj w latach siedemdziesiątych nie było klimatu dla opozycji”.
Także związany z KOR-em redaktor „Pulsu” i fotograf Bartosz Pietrzak mówi o pewnej łódzkiej specyfice. W 1979 roku, po wyrzuceniu go z pracy na Politechnice Łódzkiej, bezpieka postanowiła odebrać mu mieszkanie. „Urobiono członków rady spółdzielni mieszkaniowej, by mnie wyrzucili, a to się równało utracie mieszkania. Gdy jakoś udało mi się do nich dotrzeć, okazało się, że w ogóle nie mieli pojęcia, jak są manipulowani. […]
Jak im pokazałem zdjęcia i medale z zagranicznych wystaw, przyjęli mnie na powrót do spółdzielni i mieszkanie oddali. Potem znowu mnie przyjmowano, wyrzucano, itd. SB wyraźnie nie chciała tego odpuścić. W końcu pomogło mi RWE, któremu przesłałem dokumentację tej sprawy. […] Wiem, że jeszcze dwie osoby były w ten sposób szykanowane: Wiktor Niedźwiedzki i Mirka Suska. Widocznie była to specjalność łódzkiej SB”.
Z kolei działający w ROPCiO, a potem w Ruchu Młodej Polski, Andrzej Woźnicki charakteryzuje ex post stosunki między różnymi grupami opozycji na gruncie łódzkim: „W Łodzi niepotrzebnie się z KOR-em «podjeżdżaliśmy», przecież współzawodnictwo i konkurencja to rzecz zdrowa, także w opozycji. Nie chodziliśmy na wykłady organizowane przez KOR, oni rzadko pojawiali się na naszych. Pamiętam, że kiedy umówiłem się z Kuroniem po odbiór jakichś materiałów, próbował mi uświadamiać, że nasza inicjatywa z komitetem Świtonia była błędem.
Przekonywał, że władze Kazika zadepczą, zapominając przy tym, że Świtoń samodzielnie podjął decyzję. Pomyślałem wtedy: «Tobie się nie udało powołać pierwszego komitetu wolnych związków, ale nam wyszło», więc odebrałem to jako próbę częściowego dorabiania ideologii na potrzeby rywalizacji między naszymi środowiskami. Ta rywalizacja sprawiła, że – mimo zbieżnych celów – w wielu sprawach działaliśmy oddzielnie”.
Atutem książki jest dobra ikonografia, przy czym to nie tylko zdjęcia, ale i skany dokumentów. Chyba najciekawszy z nich to przykład specyficznego bezpieczniackiego humoru: datowane 28 kwietnia 1976 r. pismo „Zarządu Pieców Krematoryjnych” do (członka RUCHU, więźnia z lat 1970-71, później współzałożyciela „Pulsu”) Witolda Sułkowskiego. Urzędowe wezwanie informuje, że: „Obywatel osiągnął już odpowiedni wiek i maksymalny litraż alkoholu przeznaczony dla notorycznego pijaka, w skutek czego stał się Obywatel zbyteczny dla społeczeństwa i uciążliwy dla otoczenia, w myśl Ustawy z dnia 21.III.1963 r. […] winien Obywatel zgłosić się w ciągu siedmiu dni od daty otrzymania pisma w tutejszym Krematorium przy piecu nr 5 celem sproszkowania smutnej pozostałości ludzkiej kreatury”.
Dalej pismo „informuje”, że „w razie niestawienia się zwłoki Obywatela zostaną przymusowo doniesione” i „poucza”, że „używanie alkoholu przed zamianą Obywatela na nawóz jest surowo zabronione, w celu uniknięcia eksplozji pieca krematoryjnego”. W końcu Prezes Dostojewski – „nadawca”, spreparowanego przez SB w ramach akcji nękania opozycji listu – poucza, że „odwołania od niniejszego nie ma. Sprawę należy traktować jako ostateczną”. Dziś to może i wydaje się na swój sposób śmieszne, wyobraźmy sobie jednak, co mogło by się stać, gdyby taki list przeczytała na przykład czyjaś stara matka…
Reasumując: wydawca bardzo dobrej pracy słusznie dowartościowuje „historię mówioną” jako element warsztatu historyka. Relacje są różnorodne, a ich autorzy szczęśliwie unikają patosu. Czytelnik – zwłaszcza taki, który nie pamięta tych czasów – nie tylko zyskuje w przystępnej formie wiedzę o nich, ale i może wczuć się w klimat epoki „późnego Gierka” w Łodzi.
*****
Michał Kurkiewicz – ur. 1964, historyk, dziennikarz, pracuje w Biurze Edukacji Publicznej IPN. Autor książki Sprawy białoruskie w polityce rządu Władysława Grabskiego. Wiceprezes zarządu Stowarzyszenia Europa-Wschód, członek Zespołu Laboratorium Więzi. Mieszka w Warszawie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.