Kobieta, która sprzedaje się na ulicy, w pogardliwym żargonie, to po prostu dziwka. W żartobliwym, choć mało eleganckim tonie – „panienka”. Na ulicy wyglądają na pewne siebie, wyzywające, bezczelne. Tymczasem zza tej maski wyłania się złożony dramat... Więź, 8-9/2009
Z kolei z raportu na temat życia seksualnego samych tylko śląskich prostytutek wyłania się szkic przeciętnej „dziewczyny” z agencji towarzyskiej. Inicjację seksualną przechodzi w wieku 16-17 lat, przyjmuje od ośmiu do... czterdziestu klientów tygodniowo. Czasem na dobę jest ich pięciu, bywa, że do trzydziestu. Ze śląskiego raportu, którego autorami są seksuolodzy Krzysztof Nowosielski i Robert Kowalczyk (badania rozpoczęli na Śląskiej Akademii Medycznej), wynika też, że większość ankietowanych kobiet to osoby... wierzące (co prawda, grupa ta wydaje się mało reprezentatywna, skoro badaniem – o zgodę lekarze musieli pytać sutenerów – objęto jedynie trzydzieści spośród docelowo stu prostytutek z agencji towarzyskich na terenie Katowic).
Siostra Bałchan potwierdza jednak, że jest sporo przypadków, w których wydaje się, że życie prywatne takiej kobiety diametralnie odstaje od „zawodu” z ulicy. Choć panie raczej nie zaglądają do kościoła, dużo z nich ma już mężów i dzieci, pozornie ułożone życie. Problem w tym, że z reguły nikt w rodzinie nie wie o profesji mamy. Jeśli ta trafia do ośrodka i na terapię, Siostra stanowczo odradza dzielenia się tą tajemnicą. Tym bardziej z dziećmi.
– A po co? – pyta. – Nie ma takiej potrzeby. Dziecku lepiej pozwolić zachować wszystko to, co najpiękniejsze w mamie. Ono może takiej prawdy nie wytrzymać. Jak powiesz, to musisz z dzieckiem od nowa wszystko przerobić, wtajemniczyć. To tak, jakby alkoholik w czasie terapii non stop mówił o piciu. Po jakimś czasie nie wytrzyma i odpali butelkę.
Nieoficjalnie szacuje się, że na ulicach samych tylko Katowic swoje ciało za pieniądze sprzedaje ponad tysiąc kobiet. Dokładnie nie wiadomo ile z nich ma już dzieci, ile je rodzi, ile oddaje do adopcji.
W ścisłym centrum metropolii górnośląskiej obwiązuje rzucający się w oczy podział: inna dzielnica, inna „jakość”. Jak w mozaice. Na Mariackiej, zamkniętej strzelistą wieżą neogotyckiego kościoła, do niedawna jeszcze stały te starsze, pomarszczone, przepite. Oblegały bramy cuchnących i zrujnowanych secesyjnych kamienic. Kłęby prostytuujących się alkoholiczek i skrajnie wyniszczonych przez los mężczyzn kilka miesięcy temu schowały się w czeluściach zatęchłych budynków, bo władze miasta wyremontowały ulicę.
Miał tu powstać główny deptak spacerowy miasta. Mało kto ma jednak ochotę na przechadzki w tym miejscu. Kilkaset metrów dalej, na Szkolnej, między Wydziałem Nauk Społecznych a Dziekanatem Uniwersytetu Śląskiego znacznie młodsze twarze. Niektóre z nich to studentki – w nocy zarabiają na czynsz i kieszonkowe. Wreszcie róg Francuskiej i Powstańców. Młode, półnagie prostytutki stoją tu między aluminiową siedzibą banku a okazałym gmachem Biblioteki Ślaskiej, pod murami cmentarza zwanego śląskimi Powązkami, vis-à-vis okien... domu górnośląskiego metropolity.
Na ulicy nie ma czasu
Kilkakrotnie w tym miejscu czaiła się policja. Prawdopodobnie z zamiarem interwencji. Ktoś opowiedział, że był świadkiem, gdy kilka lat temu do „Magdaleny” z ulicy wyszedł sam abp Damian Zimoń. Przebieg późniejszych wydarzeń wskazuje, że to on właśnie był przypuszczalnie jednym z orędowników powstania w Kościele ośrodka opieki nad prostytutkami.
Inicjatywa oficjalnie wyszła co prawda od władz miasta, ale ktoś musiał przecież je inspirować. W 1998 r. ówczesny prezydent Katowic, Henryk Dziewior, zwrócił się do s. Angeli Kuboń, matki generalnej Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej w Rzymie, z prośbą o wydelegowanie jednej siostry do pracy z żeńską młodzieżą, która znalazła się w niebezpieczeństwie prostytucji lub w innych zorganizowanych formach wykorzystania seksualnego. Jej wybór padł na Annę.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.