Nowy Testament jednoznacznie mówi, że moim sędzią będzie sam Jezus. Ten, który się dla mnie wykrwawił. Będzie sędzią bardzo stronniczym. Bóg nie jest zimnym tyranem, który kalkuluje i liczy. On zrobi wszystko, by mnie uratować.
A co z Ukrzyżowaniem? Stojąc pod krzyżem, łatwiej Boga posądzić o okrucieństwo. Choć krzyż ma być przejawem największej miłości wobec nas, to zdecydowanie brak tu czułości ojca do dziecka.
Miłosz pytał: „Jakże to mogę wytłumaczyć Kasi?”. Bo „Gdzieś wyczytała, że Majestat Stwórcy / Doznał zniewagi, która żąda krwi”... Straszne. Nieporozumienie straszne. Niezrozumienie sensu cierpienia i ofiary na Krzyżu bierze się z różnych przyczyn: z poranień, życiowych blizn, skąpej wiedzy religijnej, z błędów Kościoła, niedobrych kazań, własnych grzechów, lęku przed nawróceniem... Nikogo nie osądzam. Ale proponuję rewizję myślenia. Bo chrześcijaństwo powiada, że Ojciec nie żąda tortur Syna, ani Stwórca nie przygląda się „spoza obłoku” kaźni. Krew Syna nie została na krzyżu wylana po to, by uśmierzyć zagniewanego Ojca, ale dla nas. Objawiła ona miłość zranioną do krwi, do śmierci – miłość gotową na wszystko. Także na to, by samemu cierpieć bezgranicznie – „dać Syna swego”, aby ocalić tych, których się nieodwołalnie kocha (nas: każdą i każdego z nas). „Tak Bóg umiłował świat”. Oto Dobra Nowina – jasność z wnętrza ciemności.
Wyrażenie „czułość” pojawia się tylko raz w Biblii, w Księdze Mądrości, i to w zaskakującym kontekście: „Boże, z jakże wielką czułością sądziłeś swoich synów” (Mdr 12, 21).
Nowy Testament jednoznacznie mówi, że naszym sędzią będzie sam Jezus. Ten, który się dla mnie wykrwawił. I to będzie sędzia bardzo stronniczy. Bóg nie jest neutralnym, zimnym tyranem, który kalkuluje i liczy. Jest Bogiem sprawiedliwym i miłosiernym – sądzi z czułością. On zrobi wszystko, żeby mnie uratować. Książka o tym zwie się Dobra Nowina (a nie „neutralna nowina” – trochę dobra, trochę zła). Bóg mówi w niej, że jest po naszej stronie, a nie po stronie naszych wrogów – grzechu, śmierci, rozpaczy.
O czułości Boga niewiele mówi się też w Kościele – temat jakby nie istniał.
Dlatego swoją wielką rolę w Kościele muszą odegrać kobiety. Mężczyznom trudniej mówić o czułości. Dlatego m.in. Kościołowi aż tak potrzebna jest maryjność. Intuicja katolicyzmu jest tu genialna. Chrześcijaństwo potrzebuje czułości, żeby nie stało się – zacytuję Benedykta XVI – „chłodną religią profesorów, którzy nie mają odwagi ani kochać, ani wierzyć”. Nikogo nie oskarżam, niech mi ten cytat będzie policzony do osobistego rachunku sumienia: ja, profesor, cytuję profesora Ratzingera.
Ksiądz ostatni tom wierszy poświęcił czułości.
Bo ja mam szczęście do kobiet. Moja Mama, Siostra, Siostrzenica, Kobiety, które są mi bliskie, z którymi się przyjaźnię – nigdy w życiu z „kobiecej strony” nie spotkało mnie jakieś demoniczne, niszczące zło. Za to sporo dobra. A wierzyć uczyłem się w kościele, w moim rodzinnym Pszowie, gdzie z ołtarza uśmiecha się Madonna, jasna jak czerwcowe popołudnie. Stąd niemało wiem o czułości: od nich, nie z siebie. I dlatego, jak pani wie, pisałem: „Niektóre z nich otaczała poświata: podejrzewałem, że mieszka w nich światło. (...) Obserwowałem je znacznie uważniej niż moich zarośniętych współbraci, o których ciemności wiedziałem sporo żyjąc samemu od lat w mroku męskiego siebie. (...) Mogłyby grać na wiolonczeli w filmach Kieślowskiego i na cytrze w psalmach Dawida. (...) Idealizuję? Bez wątpienia, ale one były naprawdę i były od Boga”.
Benedykt XVI mówi, że znakiem czułości Boga jest właśnie kobieta – Maryja.
Jej geniusz polegał na tym, że bezwzględnie uwierzyła i zaufała Bogu. Przyznała Bogu rację w kwestii swojego życia. A w takim życiu Bóg może swobodnie robić swoje – a swoje dla Boga to znaczy: miłośnie, wszechmocnie, zawsze ku dobru, czule.
Dziś przestrzeń czułości została skażona. Przez ludzki grzech, rzecz jasna. Presja panerotyzmu z jednej strony, podejrzliwość wobec jakiegokolwiek dotyku z drugiej strony. Pierwsze jest skutkiem drugiego, drugie – pierwszego. Paraliż, z diabelskim chichotem w tle. Ale ufam, że nastąpi oczyszczenie, że są to cierpienia ku nawróceniu. Bóg nas nie opuści ani naszego czasu – setnej owcy. Nie tracę nadziei, wierzę. Bo nie mamy innego alfabetu do okazywania sobie czułej miłości jak ciało, jego czystość i prawda. Tak jak zrobił to Bóg, w-cielając się w człowieka.
Rozmawiała Joanna Bątkiewicz-Brożek
Ks. prof. Jerzy Szymik jest teologiem, poetą, autorem książek naukowych, poetyckich, eseistycznych. Od 2004 r. członek watykańskiej Międzynarodowej Komisji Teologicznej; pracuje w Zakładzie Teologii Dogmatycznej Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Śląskiego.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.