Auto-da-fé

Wzrastanie 10/2010 Wzrastanie 10/2010

Mój znajomy, Jarek*, uraczył mnie ogromnym kartonowym pudłem, pełnym grubaśnych książek. Było tego, nie przesadzam, dobrych kilkadziesiąt tomów.

 

Wśród autorów zbioru najwięcej było pozycji Niemca Karlaheinza Deschnera. Potężne, kilkusetstronicowe tomiszcza w twardych oprawach, opatrzone setkami przypisów i bogatą bibliografią (które zapewne miały wywoływać u niewyrobionych czytelników stan nabożnego podziwu dla aparatu naukowego niemieckiego „badacza”).

Oprócz jego książek antykościelnych, była także jedna poświęcona historii Stanów Zjednoczonych – „Moloch”(wyd. polskie Gdynia 1996). Również napisana w konwencji paszkwilu – być może pan Deschner inaczej pisać nie potrafi.

Oto przykład jeden z wielu. Deschner opisuje wojnę koreańską (1950-1953) – twierdzi, że dla amerykańskich lotników podjęcie walki z sowieckim samolotem myśliwskim MiG-15 GRANICZYŁO Z SAMOBÓJSTWEM; że przez całą wojnę Amerykanom nie udało się strącić ANI JEDNEJ takiej maszyny...

Deschner kłamie (albo nie ma pojęcia, o czym pisze). Każdy szanujący się miłośnik lotnictwa jednym tchem wyrecytuje całą litanię nazwisk słynnych „łowców MiG-ów”, takich jak McConnell, Jabara, Fernandez czy Gabreski. Jeśli nawet ówczesne raporty pilotów US Air Force były nieco zbyt optymistyczne (meldowali zestrzelenie aż 850 myśliwców MiG-15, przy sześciokrotnie mniejszych stratach własnych), to istnieją przecież oficjalne dane strony komunistycznej, potwierdzające utratę 566 samolotów tego typu.

Może kogoś zainteresuje fakt, że surowy „moralista” Karlheinz Deschner, tak chętnie zarzucający chrześcijanom zbrodnie, kłamstwa i obłudę, sam w 1942 r. wstąpił na ochotnika do armii Hitlera, któremu służył wiernie, aż do kapitulacji III Rzeszy. Dziś nazywany jest w Niemczech „współczesnym Wolterem”. Chyba dlatego, że prawdziwy Wolter znany był jako bezczelny łgarz.

Zatruty dar

Po kilku miesiącach Jarek odwiedził mnie znowu. Powiedział, że nasz wspólny znajomy, Tomasz, zmienił się nie do poznania. Intrygowanie przeciw znajomym, rozbijanie środowiska, podejrzenie o defraudacje, homoseksualizm...

- On naprawdę potrzebuje modlitwy – stwierdził na pożegnanie Jarek.

Poszedł sobie, a ja wspomniałem owe książki, otrzymane w darze. Kiedyś Tomasz, dawny katolicki aktywista, przekazał je Jarkowi, mówiąc, że już ich nie potrzebuje. Już odegrały swoją rolę?

Moja żona myślała chyba to samo, co ja.

- W tych książkach jest zło – powiedziała. – Trzeba je spalić.

Stos

Zabraliśmy się sprawnie do dzieła. Próbowaliśmy żartować, że szykujemy inkwizycyjny stos, na którym spłoną dzieła heretyków. Ale kpiarski dyskurs jakoś się nie kleił. To była robota niezbyt przyjemna, choć konieczna. Coś jak usuwanie śmieci, albo zabijanie insektów.

Było mi smutno. Płomienie buchały wysoko, pożerając wytwory „demaskatorów Kościoła” - a ja myślałem o dawnym koledze, któremu te stronice sączyły w duszę trupi jad.

Były z nami nasze dzieci. Patrzyły na ogień szeroko otwartymi oczami. Tłumaczyliśmy im, o co tu chodzi. Że te książki zrobiły pewnemu człowiekowi krzywdę. Że niekiedy należy coś zniszczyć, żeby uratować coś cenniejszego. Że zło i kłamstwo czasem trzeba wypalić ogniem.

* imię zmienione

Andrzej Solak

www.krzyzowiec.prv.pl

 

* imię zmienione

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...