Jesteśmy wezwani, by wszystko czynić na chwałę Boga, zaproszeni do nieustannej modlitwy, a więc do określonego sposobu przeżywania całości egzystencji: do pozbawionej egocentryzmu i przywiązania uważności na Boski adwent – nieustannie przemijającą, lecz wciąż na nowo przychodzącą rzeczywistość. Trudno jednak żyć na sposób nieustannej modlitwy.
Wtedy Królestwo Niebios będzie jak dziesięć panien, które wzięły swoje lampy i wyszły spotkać pana młodego (Mt 25, 1)
Jeśli więc jecie, jeśli pijecie, jeśli cokolwiek robicie, wszystko róbcie na chwałę Boga (1 Kor 10, 31)
Módlcie się nieustannie (1 Tes 5, 17)
I zobaczyłem miasto święte, nowe Jeruzalem, zstępujące z nieba od Boga. (…) Lecz świątyni w nim nie dostrzegłem, bo jego świątynią jest Pan, Bóg, który wszystko prowadzi, i Baranek (Ap 21, 2. 22)
Ja jestem Alfa i Omega, mówi Pan, Bóg, który jest, który był, przychodzący, który wszystko prowadzi (Pantokrator) (Ap 1, 8)
Królestwo nie jest tu lub tam; Bóg nie jest „tym lub tamtym”, gdyż jest Innym przez to, że nie dystansuje się, nie różni od żadnego stworzenia. Jeśli zatem mijamy się z Nim, gdy uznajemy, że jakaś określona ścieżka, praktyka, jakieś miejsce jest tym właśnie sposobem spotkania Go – czy jest w ogóle jakiś sens specyficznych praktyk religijnych? Po co modlitwa, kult (wychwalanie Boga), rytuały?
Jesteśmy wezwani, by wszystko czynić na chwałę Boga, zaproszeni do nieustannej modlitwy, a więc do określonego sposobu przeżywania całości egzystencji: do pozbawionej egocentryzmu i przywiązania uważności na Boski adwent – nieustannie przemijającą, lecz wciąż na nowo przychodzącą rzeczywistość. Trudno jednak żyć na sposób nieustannej modlitwy.
Boskie przeżywanie całości egzystencji jest ideałem, do którego trzeba dorastać i który nigdy w tym życiu nie będzie w pełni urzeczywistniony. To w Nowym Jeruzalem nie będzie Świątyni. Tu i teraz potrzebujemy pewnych specjalnych znaków, czasów, miejsc, ćwiczeń. Choć nie są one celem samym w sobie, pozwalają rozwijać wrażliwość na zawsze nadchodzące Królestwo.
Jak może wyglądać takie ćwiczenie, „adwentowa” medytacyjna modlitwa ciszy i uważności?
***
Dobrze jest usiąść w stabilnej pozycji, z wyprostowanym kręgosłupem. Na krześle, na medytacyjnej poduszce, gdziekolwiek. Taka postawa ciała pomaga utrzymać właściwy stan umysłu – czujne, uważne skupienie, ale... uznanie jakiegoś ułożenia ciała za to właściwe, bez którego nie można należycie medytować, to przywiązanie się do „sposobu”. Człowiek przywiązany zaś – jak ostrzega Mistrz Eckhart – mija się z Bogiem, a znajduje tylko ów „sposób”.
Pomaga koncentracja na oddechu, zwłaszcza gdy złączy się z jego rytmem wypowiadanie (bezdźwięcznie lub na głos) jakiejś krótkiej frazy. Może to być imię „Jezus” albo wezwanie, które często gościło w Jego ustach: „Abba”; może być słowo „Bóg”, „Boże”. Umysł ma charakter włóczęgi, ucieka we wspomnienia i mrzonki, przepełniają go myśli, obrazy. Świadomość oddechu i wypowiadanej w jego rytm frazy zakorzeniają umysł w tym oto miejscu i czasie.
Błędem jest jednak próba jakiegokolwiek roztrząsania znaczenia powtarzanego słowa (lub słów). Chodzi bowiem o możliwie czystą receptywność, czujną uważność, która niczego nie stwarza, nie konstruuje, o milczenie „ja”. Dyskursywna aktywność umysłu tworzy obrazy, modele „ja”, świata i Boga. Są one konieczne, by działać, ale zawsze, zwłaszcza w odniesieniu do Boga, są nieadekwatne, prowizoryczne. Jak to określił Tomasz z Akwinu: są słomą. Co więcej, zawsze nasze, są ekspresją „ja”. Gdy się do nich przywiążemy, zasłaniają rzeczywistość. Medytacja nie jest ich czasem – medytując, uwalniamy się od nich i od przymusu ich wytwarzania.
A więc: (możliwie) czysta receptywność. Czujność i uwaga. Teraz. Rzeczywistość jest: nadchodzi i mija, nadchodzi i mija... We wszystkim i zawsze Bóg: wszystkiego Alfa i Omega. Każdej chwili początek, źródło, zasada. I cel, koniec, spełnienie. Który jest. I w tym właśnie momencie: który był. I natychmiast: który przychodzi. (Oczywiście, i powyższy obraz jest nieadekwatnym, prowizorycznym obrazem; błędem jest przywiązanie się do niego, a zwłaszcza użycie w celu wy-różnienia przychodzącego Boga jako szczególnego aspektu doświadczenia).
„Ja” z reguły nie chce milczeć. Umysł tworzy strumień obrazów i myśli. Uwaga zaczepia się często o któryś z nich i ucieka od tego, co rzeczywiście nadchodzi. Uświadomiwszy to sobie, trzeba wracać. Czasami powrót przychodzi łatwiej; czasami – zwłaszcza gdy „miejsce” ucieczki jest dla nas ważne i „pobyt” w nim rodzi silne emocje (tak pozytywne, jak i negatywne) – wrócić jest trudniej. Trudność to częsta, gdyż większość rozproszeń wnosimy do modlitwy sami: ważne (choć nie zawsze akceptowane) treści pamięci, lęki, pragnienia... Wracać jest trudniej także wtedy, gdy to, co tu i teraz, wydaje się nudne, nie zaspokaja potrzeby pobudzenia, ekscytacji, gdy trwając w czujnej uważności, spostrzegamy właściwie tylko tyle, że nic się nie dzieje.
***
Tu jednak ukryta jest pułapka. Łatwo bowiem skonstruować sobie idealny obraz medytacji (i siebie medytującego). Lecz uważne „adwentowe” trwanie jest otwarte na wszystko i do niczego nieprzywiązane. Akceptuje nadchodzące, przemijającemu zaś pozwala odejść. Bez przywiązania przyjmuje i ciszę, i dźwięki; tak spokój, jak i ruch otoczenia; harmonię i chaos. A więc także: brak rozpraszających myśli, tak samo jak i ich nawał; nie dąży do zwycięstwa nad nimi (zwycięstwo/porażka to kategoria egocentryczna), pozwala im przechodzić. Nie jest dumne z siebie uważnego, nie denerwuje się sobą rozproszonym. Nie ocenia czasu medytacji, który minął; nie myśli o tym, który jeszcze został. Każdy wdech jest pierwszy, a każdy wydech ostatni.
Nie jest też przywiązane do samej medytacji. To w końcu ćwiczenie otwartej uważności całego życia. Gdy medytując, postrzegamy nadchodzącą sytuację, która wymaga natychmiastowej reakcji i naszego działania – warto podjąć to działanie. Bo w gruncie rzeczy nie jest to wcale przerwanie medytacyjnej modlitwy, lecz tylko zmiana jej formy. A żadna forma nie jest pozbawiona Boga. Jak radzi Mistrz Eckhart: po prostu trzeba starać się przenieść uważny stan umysłu, „ćwiczony” podczas specjalnego czasu cichej, medytacyjnej modlitwy, we wszystkie sytuacje życia, nawet te pełne hałasu i niepokoju. Dlatego też konieczność przerwania siedzącej medytacji jest kolejną okazją wzrastania w uważnej miłości, którą posiadając, trwamy w Bogu.
Czujna uważność nie jest biernością. Jest gotowością, zapaloną lampą: oto nadchodzi.
Piotr Sikora (ur. 1971) jest doktorem filozofii, teologiem, wykładowcą filozofii religii; pracuje w Wyższej Szkole Filozoficzno-Pedagogicznej „Ignatianum” w Krakowie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.