Zachować dziecko w dorosłym człowieku to dowód wielkiej siły ducha i cenny skarb, nie tylko podczas świąt Bożego Narodzenia. Ufność i niewinność są wielkim darem. Im dłużej uda nam się zachować taki stan, tym więcej będzie w nas radości
ALICJA DOŁOWSKA: – „Kolędy litanie” to płyta niezwykła. Czekała Pani 20 lat, aby ją wydać, śpiewając kolędy solo i w programach świątecznych, ale marzenie o nagraniu autorskiej płyty z kolędami, na której znajdą się ulubione utwory, nie opuszczało Pani. Co o tej wytrwałości decydowało?
HALINA FRĄCKOWIAK: – Święta Bożego Narodzenia napełniają nas radością i nadzieją. Bóg się rodzi! Jednakże historia przyjścia na świat Pana Jezusa ma swoją liryczną, pełną nostalgii treść. Takim właśnie klimatem kolęd byłam przeniknięta od dzieciństwa. Nie ludycznymi pastorałkami, lecz raczej kolędami o tęsknym nastroju. Śpiewaliśmy je podczas wigilijnej kolacji w moim rodzinnym domu. „Lulajże Jezuniu”, „Gdy śliczna Panna Syna kołysała” czy „Jezus malusieńki leży wśród stajenki…”, bo... „Nie było miejsca dla Ciebie w Betlejem w żadnej gospodzie i narodziłeś się, Jezu, w stajni, w ubóstwie i chłodzie”.
– Polska Wigilia – jak nigdzie chyba na świecie – jest wieczerzą z łezką w oku i pustym nakryciem na stole.
– W ubiegłym roku odeszła moja mama. Będzie to więc druga Wigilia bez tej najdroższej mi osoby. Mama to moje dzieciństwo, a potem – gdy urodziłam Filipa – była zawsze najbliższym przyjacielem. Przyjechała do nas do Warszawy i zamieszkaliśmy razem. Byliśmy silnie związani uczuciowo i przez codzienne życie rodzinne matki z córką, ale też babci z wnuczkiem. Stanowiła dla mnie najsilniejsze oparcie. Pamiętam wiele naszych świąt Bożego Narodzenia. Mamusia przygotowywała potrawy na wigilijną kolację, razem z Filipem ubieraliśmy choinkę, potem układałam pod nią prezenty i w końcu zasiadaliśmy do wieczerzy. Najmilsze chwile to te, kiedy zaczynaliśmy śpiewać kolędy. Mamusia wiodła prym, Filip również bardzo ładnie śpiewał. Kiedyś nawet się przygotował i zagrał na pianinie. Śpiewali także przemili przyjaciele Filipa, którzy czasami wpadali. Oczywiście, ja także byłam w tej grupie wokalnej. Nieczęsto, ale zdarzało się, że nawiedzali nasze osiedle kolędnicy. Obowiązkowa była Pasterka. Któregoś roku – a spadło wtedy bardzo dużo śniegu i świat był spowity białym puchem – Filip zawiózł nas do kościoła dominikanów na Starówce. W świątyni zastaliśmy tłum, a kolędy śpiewał chór i my razem z nim.
– Powiedziała Pani o płycie: „Dzielę się pragnieniami przeżycia Wigilii oraz świąt Bożego Narodzenia oczami i szczerością dziecka”. W bajkowej scenerii tego święta każdy z nas czuje się trochę dzieckiem.
– Zachować dziecko w dorosłym człowieku to dowód wielkiej siły ducha i cenny skarb, nie tylko podczas świąt Bożego Narodzenia. Ufność i niewinność są wielkim darem. Uważam, że im dłużej uda nam się zachować taki stan, tym więcej będzie w nas radości.
– Ta płyta jest również wyjątkowa ze względu na zamieszczenie na niej słowa pasterskiego biskupa polowego Wojska Polskiego Tadeusza Płoskiego, który zginął w katastrofie smoleńskiej. Stanowi przez to przejmujący dokument. Jak doszło do udziału bp. Płoskiego w tym nagraniu?
– Mój menadżer Piotr Szarek z wielką pasją robił wszystko, aby ta płyta mogła powstać, a Wojciech Zieliński pięknie ją muzycznie zaaranżował. I tak w 2009 r. „Kolędy litanie” miały swoją prapremierę. Nagrałam ją przed świętami Bożego Narodzenia, aby razem z dziś już ze świętej pamięci biskupem polowym Wojska Polskiego Tadeuszem Płoskim polecieć do żołnierzy, będących na misji w Afganistanie. Z przyczyn obiektywnych (zginął polski żołnierz) do naszego wyjazdu nie doszło, ale przekazałam żołnierzom 100 płyt w prezencie na święta, a przez połączenie telemostem z katedry polowej w czasie Pasterki złożyłam im życzenia i zaśpiewałam dla nich kolędy.
– Śpiewa Pani od 16. roku życia. Przez ten czas w muzyce zmieniały się style, nurty, piosenki, jednak Pani nagrania oparły się przemijaniu i nadal są lubiane. Jak Pani sądzi, dlaczego?
– Składa się na to zapewne wiele powodów. Po pierwsze – śpiewanie wypełnia moją duszę. Im dłużej śpiewam, tym bardziej jest ono częścią mnie samej. Zapamiętuję się w tym, co niesie muzyka, oddaję się jej do końca. Ale pozytywnego efektu nie uzyskuje się wyłącznie przez emocjonalność. Wciąż pracuję nad umiejętnościami, aby osiągnąć możliwie najwyższy stopień perfekcji, zawsze pod okiem – a raczej „uchem” – świetnego nauczyciela. To takie trochę boksowanie się ze sobą. Wiem jednak, że szlifując warsztat wokalny, mam szansę na osiągnięcie lepszej jakości artystycznej. Piosenki trzeba też odpowiednio dobierać do swoich możliwości i uwarunkowań, a więc sięgać po takie, które stylistycznie odpowiadają naszym predyspozycjom. Ważna jest muzyka, ale równie ważny jest dobry tekst.
– Płyta jest nie tylko bardzo osobista, ale nawiązuje także do grudnia 1980 r. To również pamiątka rodzinna. W nagraniu występuje przecież Pani syn – Filip i jego synek – Franek.
– Na płytę „Kolędy litanie” wybierałam utwory, które dotykały moich wspomnień i przeżyć nie tylko artystycznych, ale też tych zwyczajnych, ludzkich, które budowały moją wrażliwość. Zależało mi na tym, by była w nastroju delikatna i wiązała różne chwile. Czasami smutne i samotne, ale i te pełne radości oraz dziecięcego uśmiechu, gdy turlałam się z synkiem po śniegu albo lepiliśmy wspólnie bałwana. Na tej płycie zaśpiewałam m.in. świąteczną piosenkę z chórem chłopięcym Szkoły „Żagle” Stowarzyszenia STERNIK, pt. „Dzień jeden w roku”. Nagrałam też utwory bardzo wyjątkowe, takie jak: „Kołysanka Matki Brzemiennej” i „Kolęda Maryi”, pochodzące z przedstawienia „Kolęda nocka” Ernesta Brylla i Wojciecha Trzcińskiego, w którym grałam rolę Maryi – Kobiety Brzemiennej. Przedstawienie miało swoją premierę w grudniu w 1980 roku, a ja dokładnie w dniach premiery... rodziłam Filipa, więc wówczas tę rolę zagrała Teresa Haremza. Ja natomiast mogłam dopiero po jakimś czasie uczestniczyć w tym niezwykłym, patriotycznym i przejmującym przedstawieniu. Na płycie w „Kołysance Matki Brzemiennej” słychać recytacje Filipa, dziś już dorosłego mojego syna, oraz głos małego Franciszka – synka Filipa. W ten sposób historia zatoczyła koło, a utwory „Kolęda Maryi” oraz „Kołysanka Matki Brzemiennej” upamiętniają klimat Polski z okresu walki „Solidarności”. Ostatnim utworem jest wiersz poety Kazimiera Wierzyńskiego, który recytuję na tle Scherza h-moll Fryderyka Chopina.
– W karierze zawodowej osiągnęła Pani wszystko: deszcz nagród, „złota płyta” za całokształt twórczości artystycznej od Polskich Nagrań, „platynowa kolekcja” i medal „Gloria Artis”. A Pani jest nieustannie w drodze. Jakie są dalsze plany?
– Nagrody są bardzo miłe i mają na pewno wpływ na nasze dobre samopoczucie. Czasami nas motywują i pomagają choćby przez to, że inni ludzie oceniają naszą wartość przez pryzmat nagród. Ale tak naprawdę nie są wymierne. Ważne jest z pewnością to, aby wzbudzać zainteresowanie publiczności i dla niej starać się być coraz lepszym. Od dwóch lat współpracuję z zespołem złożonym z muzyków młodszego pokolenia. Wiele moich przebojów zaaranżowali na nowo, przez co nabrały one dodatkowych walorów. Są to ich propozycje bardzo świeże i interesujące, pełne energii i współczesnych brzmień. Przygotowuję się też do mojego koncertu 45-lecia i wydania płyty z utworami w nowych aranżacjach, wybranymi przez moich sympatyków. Zapraszam na moją stronę, na której są umieszczone wszelkie informacje: www.halinafrackowiak.pl .
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.