Na nic zda się wymiana pojęcia „turecki nacjonalizm” na „wielokulturowa mozaika”, jeśli tego rodzaju novum będzie pustym słowem i nie pociągnie za sobą gwarancji prawnych i konstytucyjnych, które zabezpieczą rzeczywisty byt „mozaiki”. Będzie też daremna, jeśli nie zaowocuje zaproszeniem mniejszości do współdecydowania o losach kraju
Taka wizja „szczęśliwej tureckiej ojczyzny” pociągnęła za sobą tragedię Ormian (rzeź z 1915 roku, określana przez stronę ormiańską mianem ludobójstwa, mimo że dokonana jeszcze w czasach imperium, była owocem nacjonalistycznej polityki Młodych Turków; Ormianie, którzy ocaleli, poddawani byli w czasach republiki licznym represjom) i Kurdów (wieloletnia i brutalna akcja wynaradawiania), ale i wielu innych mniejszych grup jak Asyryjczycy, alewici czy jezydzi (mniejszości religijne), którzy, by stać się obywatelami pierwszej kategorii, musieli wyrzec się swojej etnicznej, a nawet religijnej odmienności. Bo choć republika była państwem świeckim, to nieraz po staremu sprzyjała większości muzułmanów sunnitów (to ich interesy reprezentuje po dziś dzień Urząd ds. religii) lub też całkowicie negując rolę religii w życiu publicznym, uderzała w mniejsze grupy wyznaniowe. Czarną datą we współczesnej historii wielu mniejszości był niewątpliwie rok 1980, kiedy to dokonano jednego z wojskowych zamachów stanu. Po zamachu zwiększyła się liczba represji wobec mniejszości, a uchwalona w 1982 roku konstytucja dodatkowo ograniczyła wolności i prawa obywateli. Sytuacja uległa zdecydowanej poprawie dopiero w latach ostatnich, kiedy władze Turcji dokonały reform niezbędnych, by rozpocząć negocjacje akcesyjne z Unią Europejską. Mimo to trudno dziś uznać sytuację mniejszości w Turcji za zadowalającą, a dane ostatniego raportu Minority Right Group z 2009 roku wskazują na liczne zaniedbania, zwłaszcza jeśli chodzi o możliwość edukacji w ojczystym języku lub edukacji wyznaniowej. Co gorsza organizacje broniące praw człowieka rokrocznie notują pokaźną liczbę poważnych naruszeń, których ofiarami często padają przedstawiciele mniejszości (takich jak przypadki tortur i zabójstw, przetrzymywania bez prawa do komunikowania się z otoczeniem, tzw. incomunicado), niemała jest też liczba skarg składanych do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.
W tym kontekście oddalone w czasie imperium osmańskie jawić się może jako raj utracony, oaza pokojowego współistnienia wielu mniejszości, czy po prostu, jak lubi dziś powtarzać wielu obywateli Turcji – barwna mozaika. Problem jednak w tym, że przeszłości nigdy nie da się wskrzesić ani odtworzyć w niezmienionej formie. Nie była to zresztą przeszłość idylliczna, ale pełna wielu nierozwiązanych problemów. Nie da się zanegować zmian, jakie w Turcji (i szerzej na Bliskim Wschodzie) przyniosły nacjonalizmy. W przypadku Turków nacjonalizm wyraża się dziś poprzez mocne przywiązanie do wielu wartości, takich jak język, tradycja wojskowa, państwo unitarne, w przypadku Kurdów - oprócz walki o prawo do edukacji w ojczystym języku jest to niespełnione marzenie o politycznym samostanowieniu, w przypadku Ormian - wciąż nierozliczona krzywda dramatu 1915 roku. W wielu punktach te odmienne od siebie, a często budowane właśnie w oparciu o wzajemną wrogość wartości narodowe wykluczają dialog, a zatem i możliwość porozumienia. Dlatego przeszłość osmańska może być kluczem do rozwiązania współczesnych problemów jedynie częściowo, pod warunkiem powrotu do punktu wyjścia z odważnym uwzględnieniem grzechów republiki. Warto jednak zdawać sobie sprawę, że odpowiedzialność za nie spoczywa nie wyłącznie na Turkach, ale też na niejednym przedstawicielu mniejszości, który działał w imię ideologii tureckiego nacjonalizmu. O takim przypadku w przejmujący sposób opowiada powieść współczesnego kurdyjskiego pisarza Mehmeda Uzuna – Światło niczym miłość, ciemność niczym śmierć ukazująca losy Kurda, który zabrany przez tureckich żołnierzy ze zbombardowanej kurdyjskiej wioski i wychowany w duchu wartości nacjonalistycznych staje się później, jako nieświadomy swego pochodzenia oficer, katem własnego narodu. Na nic więc zda się wymiana pojęcia „turecki nacjonalizm” na „wielokulturowa mozaika”, jeśli tego rodzaju novum będzie pustym słowem i nie pociągnie za sobą gwarancji prawnych i konstytucyjnych, które zabezpieczą rzeczywisty byt „mozaiki”. Będzie też daremna, jeśli nie zaowocuje zaproszeniem mniejszości do współdecydowania o losach kraju.
Kim są mniejszości w Turcji?
Tradycyjnymi obrońcami mniejszości w Turcji były kraje Europy Zachodniej i Rosja. A i dziś o prawa mniejszości upomina się przede wszystkim Unia Europejska. Fakt ten ma swe dobre i złe strony. Dzięki zainteresowaniu świata zachodniego mniejszości mogły liczyć na wsparcie w zakresie edukacji, badań własnej kultury czy języka. Ale z drugiej strony mniejszości stawały się przedmiotem ataków w momencie zwiększającego się poczucia zagrożenia ze strony Europy lub Rosji. Ponadto Zachód nie interesował się wszystkimi mniejszościami jednakowo, a o niektórych, do lat ostatnich, nie miał nawet pojęcia. W swojej hierarchii ważności kraje zachodnie umieszczały najwyżej chrześcijan i Żydów, nie czyniąc tego zresztą zupełnie bezinteresownie. Znalazło to na przykład odzwierciedlenie w Traktacie Lozańskim z 1923, a pośrednio także w obowiązującej do dziś tureckiej konstytucji, w których to dokumentach miano mniejszości przysługuje tylko mniejszościom religijnym, wyznawcom Kościoła obrządku greckiego i ormiańskiego oraz Żydom. Poza nawiasem oficjalnego istnienia znalazła się cała rzesza gorzej rozpoznawalnych „innych”, w tym część chrześcijan obrządku wschodniego – jak Asyryjczycy[6] będący wyznawcami Kościoła jakobickiego (syryjskiego), Asyryjskiego Kościoła Wschodu i Chaldejskiego Kościoła Katolickiego, ale także mniejszości etniczne: Kurdowie, Lazowie, Romowie, Czerkiesi, oraz inne mniejszości religijne jak alewici i jezydzi. Warto zatem zdawać sobie sprawę z szerokiej gamy możliwości, jakie kryje w sobie pojęcie mniejszości w Turcji. Jest to tym istotniejsze, że chcąc dostrzegać i rozumieć turecką wielokulturowość, Europa powinna dostrzegać także problemy mniejszości „niechrześcijańskich”, jak chociażby alewitów albo Kurdów będących muzułmanami sunnitami, ale nie-Turkami. Wymaga to jednak pewnej wiedzy, ale także wrażliwej otwartości na wielość rozwiązań, gdyż tożsamość nie jest przecież nigdy „bytem” raz na zawsze określonym.
[6] Dziś Asyryjczycy zarówno w Turcji, jak i w Iraku dążą do jedności etnicznej, redukującej podziały religijne, które dzieliły ich przez szereg stuleci.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.