Piękne słowo Anadolu

Znak 2/2011 Znak 2/2011

Na nic zda się wymiana pojęcia „turecki nacjonalizm” na „wielokulturowa mozaika”, jeśli tego rodzaju novum będzie pustym słowem i nie pociągnie za sobą gwarancji prawnych i konstytucyjnych, które zabezpieczą rzeczywisty byt „mozaiki”. Będzie też daremna, jeśli nie zaowocuje zaproszeniem mniejszości do współdecydowania o losach kraju

 

W marcu 2008 roku, podczas panelu poświęconego problemowi kurdyjskiemu[1], który odbył się w Krakowie, jeden z obecnych na sali tureckich słuchaczy zarzucał kurdyjskim aktywistom kłamstwo, twierdząc, że ich opowieści o trudnej sytuacji Kurdów w Turcji nie mają nic wspólnego z rzeczywistością, gdyż kraj ten jest przecież „wielokulturową mozaiką”. Ów zapalczywy mówca nie zwrócił zapewne uwagi na to, że „mozaika” nie implikuje koniecznie „braku dyskryminacji”, zwłaszcza jeśli wielokulturowość nie ma zabezpieczenia w tureckich zapisach prawnych i konstytucyjnych. Jego wypowiedź jednak odzwierciedlała obecną od kilku lat w Turcji modę na dostrzeganie wieloetnicznego i wielowyznaniowego charakteru tego kraju, poszukiwanie własnych, nieraz odmiennych od tureckich korzeni etnicznych. I nawet jeśli wspomnianą modę uznamy za kulturowy import z Zachodu (pokłosie wielokulturowej polityki Europy Zachodniej, która stała się też popularna w Polsce), to jednak jest to proces bardzo wartościowy, mogący przynieść temu krajowi zamieszkałemu przez wiele różnych mniejszości etnicznych i religijnych tak długo oczekiwane zmiany. Ostateczny kształt tureckiej wielokulturowości zależeć będzie od wielu czynników. Na przykład od wzrostu tendencji separatystycznych, które choćby w przypadku Kurdów mogą znaleźć w przyszłości mocne polityczne uzasadnienie. Wszystko w dużej mierze zależy od sposobu rozwiązania wielu trudnych kwestii. Czy wielokulturowość będzie wciąż traktowana przez władze jako rodzaj etnograficznego muzeum, w którym można pokazywać barwne stroje i instrumenty, ale znacznie trudniej jest na nich zagrać, demonstrując własną wolę politycznej odrębności? Czy też, biorąc pod uwagę ciężar niełatwych historycznych doświadczeń, będzie możliwa fundamentalna reinterpretacja bytu Republiki Turcji w imię uznania błędów przeszłości i budowy nowej jakości – państwa reprezentującego interesy wielu, również „nietureckich” obywateli? Proces ten zależy jednak nie tylko od struktur oficjalnej władzy, ale w dużej mierze także od samych zainteresowanych – przedstawicieli mniejszości, ich woli obywatelskiej aktywności i współdziałania. Może być zatem doskonałą lekcją demokracji. Co ważniejsze, nie jest to już demokracja przyniesiona w opakowaniu małoznaczących zachodnich haseł i wdrażana na drodze autorytarnego przymusu, jak działo się to w 1923 roku, ale zjawisko spontaniczne i oddolne wynikające z coraz większego zaangażowania ludzi i wiary że „coś można zmienić”. Nurcan Kaya, autorka raportu o sytuacji mniejszości z 2009 dla Minority Right Group podkreśla, że jeszcze nigdy w przeszłości przedstawiciele mniejszości nie byli w Turcji tak zdeterminowani, by walczyć o swoje prawa[2].    

Nostalgia za przeszłością

Obserwowana od kilku lat liberalizacja postawy władz tureckich (wywodzących się z proislamskiej partii AKP[3]) w stosunku do mniejszości znalazła swoje odzwierciedlenie w akcentowaniu wartości wieloetnicznego imperium osmańskiego, które w czasach republiki było najczęściej krytykowane i obarczane winami za rozpad państwa po I wojnie światowej. Znalazło to swoje odbicie w wielu wypowiedziach, publikacjach i literaturze. Wizję taką można odnaleźć także w koncepcjach Fethullaha Gülena, uważanego przez jednych za muzułmańskiego myśliciela-wizjonera, przez innych za niebezpiecznego demagoga wpływającego na kształt tureckiej polityki.  Wielokulturowość została w ten sposób niejako „na nowo odkryta” lub używając innego pojęcia: „wynaleziona”, a tym samym podniesiona do rangi „bytu o starych korzeniach”, a nie jedynie zachodniej mody. Przypomina to więc nieco Gellnerowski proces „wynajdowania narodów”. W tym przypadku jednak nie można mówić o wynalezieniu ex nihilo, gdyż nie ulega wątpliwości, że podzielone na millety[4] społeczeństwo imperium osmańskiego było wieloetniczne. Podział ten wiązał się jednak w pierwszej kolejności z przynależnością wyznaniową, etniczność odgrywała tu zdecydowanie mniejszą rolę. Członkiem millet-i hakime (milletu panującego) mógł być zarówno Turek, jak i Kurd, Czerkies czy Ormianin - pod warunkiem wyznawania islamu. Choć pewne języki miały niewątpliwie wyższy prestiż – jak np. arabski – język Koranu, czy perski – język poezji i literatury, to inne nie były wcale tępione, represje zaczęły się dopiero po powstaniu nacjonalistycznie zaprogramowanej republiki. Dlatego na przykład w XIX-wiecznym imperium osmańskim świat wydawniczy zaczął się rozwijać w kilku językach: urzędowym osmańskim[5], ale i kurdyjskim, czy ormiańskim (powstawały nawet takie „hybrydy” jak przetłumaczona na język kurdyjski, a zapisana i wydana w alfabecie ormiańskim Biblia, adresowana do mówiących językiem kurdyjskim Ormian). Rozbudzona świadomość narodowa mobilizowała nie tylko Turków, ale i inne grupy etniczne do tworzenia kulturalnych stowarzyszeń i walki o swoje prawa w imię bycia nie „poddanym sułtana”, ale „pełnoprawnym obywatelem”. W pierwszym okresie reform przełomu XIX i XX wieku chwilową popularność zyskała nawet idea imperium osmańskiego jako „Ameryki Wschodu” – kraju, którego tożsamość nie byłaby zależna od religii ani przynależności etnicznej, ale opierałaby się na woli politycznej. Pomysły te okazały się jednak zbyt idealistyczne i nie znalazły szansy na kontynuację w dobie tryumfu skrajnych nacjonalizmów, a także poczucia zagrożenia ze strony silniejszych – państw Europy Zachodniej i Rosji. Dla twórcy republiki, Mustafy KemalaAtatürka,nacjonalizm turecki okazał się najlepszym pragmatycznym narzędziem do zjednoczenia ludzi w imię walki o zachowanie postimperialnego bytu. Dlatego też wkrótce zwrócił się przeciwko różnym, najpierw chrześcijańskim, a potem także muzułmańskim mniejszościom, które (same dążąc do politycznej niezależności) mogły zagrażać „jedności i niepodzielności kraju”. Pojęcie niepodzielności stało się mantrą powtarzaną przy każdej okazji, a jej naruszenie ulubionym oskarżeniem wobec mniejszości.

 


[1] Dyskusja została zorganizowana przez Fundację Kultury Chrześcijańskiej ZNAK i Wojewódzką Bibliotekę Publiczną w Krakowie, wzięli w nim udział Aziz Aliş (Inicjatywa Kurdów w Europie, Szwecja), Îbrahim Guçlu (TEVKURD, Turcja), Ziyad Raoof (Pełnomocnik Rządu Regionalnego KR w Polsce) i dr. Ireneusz Kamiński.

[2] Nurcan Kaya, Forgotten or assimilated? Minorieties in The Education System of Turkey, http://www.minorityrights.org/7732/reports/forgotten-or-assimilated-minorities-in-the-education-system-of-turkey.html

[3] Partia Sprawiedliwości i Rozwoju.

[4] „Millet” (słowo pochodzenia arabskiego) w dzisiejszym tureckim używane jest w znaczeniu naród, ale  w czasach imperium osmańskiego oznaczało wspólnotę religijno-polityczną, która była zdefiniowana przez przynależność do określonej grupy wyznaniowej. Cała społeczność imperium osmańskiego dzieliła się na kilka milletów, z których najważniejszą rolę w państwie pełnił millet muzułmański (millet-i hakime – millet panujący).

[5] Urzędowy język imperium osmańskiego powstał na bazie języka tureckiego, ale pod dużym gramatycznym i leksykalnym wpływem języka perskiego i arabskiego. Współczesny język turecki został w dużej mierze oczyszczony z tych wpływów, w przeciwieństwie do osmańskiego jest też zapisywany alfabetem łacińskim, a nie arabskim.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...