Podstawowy błąd popełniany w ocenie internetu wynika z rozpatrywania go w kategoriach właściwym mediom tradycyjnym. Tymczasem ze względu na jego interaktywny charakter oraz różnorodne, stale pomnażające się zasoby, wymyka się on tym stosowanym dotychczas kategoriom.
Znakomitym źródłem wiedzy o młodych, którzy nie pamiętają już czasów sprzed internetu i przyjmują go w sposób nieskażony przyzwyczajeniami do biernego odbioru, jest raport „Młodzi i media”, opublikowany w 2010 roku, oparty na wywiadach środowiskowych przeprowadzonych przez zespół polskich badaczy pod kierownictwem dr. Mirosława Filiciaka2. Wyniki badań są budujące. Młodzi potrzebują kontaktu z kulturą i aktywnie go poszukują. Ich poszukiwania są o wiele łatwiejsze niż poszukiwania ludzi żyjących w czasach, gdy media tradycyjne miały monopol na kształtowanie gustów odbiorców i decydowanie o tym, co jest warte obejrzenia, a co nie. W internecie nieustannie dzielą się kulturą, przede wszystkim poprzez wysyłanie sobie adresów stron z polecanymi treściami.
Media tradycyjne pozwalają na komunikację na linii jeden do wielu. Dziś mamy do czynienia z dzieleniem się kulturą na linii jeden do jednego, jeden do wielu oraz wielu do jednego i wielu do wielu. W raporcie „Młodzi i media” mamy przykład Anki, nastolatki zafascynowanej filmami Wernera Herzoga. Warto w ramach ćwiczenia zajrzeć do programu telewizyjnego, przejrzeć ofertę kin, księgarń i bibliotek, i odpowiedzieć sobie na pytanie, jak to się stało, że owa Anka, nastolatka z przeciętnego polskiego miasta, ma tak dużą wiedzę o dorobku Herzoga.
Sieć zdemokratyzowała dostęp do kultury. Nie tylko sami decydujemy, z jakimi treściami będziemy mieli kontakt i w jakim czasie, lecz także sami możemy tworzyć „media”. Tak powstają fora tematyczne hobbystów czy tematyczne blogi, które często zawierają unikalne treści. Dowodzi tego przykład nastolatka – obserwowanego podczas wspomnianych badań – interesującego się fotografią, który zdjęcia publikuje w jednym z serwisów internetowych; tworzy w ten sposób własne, jeszcze amatorskie, portfolio. Serwis umożliwia mu dzielenie się twórczością, dotarcie z nią do zainteresowanych oraz – co cenne – otrzymanie informacji zwrotnej. To świadectwo narzędziowej roli internetu, który w rękach odbiorcy-twórcy, tak zwanego prosumenta, staje się narzędziem tworzenia i propagowania kultury.
Dzięki internetowi nie tylko to, co popularne w skali globalnej, dociera lokalnie, ale również to, co lokalne, ma szansę zaistnieć globalnie.
Nie przegapić zmian
W dyskusji o znaczeniu internetu dla kultury najważniejszym argumentem są zachowania internautów. Wbrew funkcjonującym mitom aktywność w internecie sprzyja innym formom uczestnictwa w kulturze, czego od lat próbują dowieść naukowcy zajmujący się wpływem internetu na różne sfery życia. Powtarzana często teoria, że internauci coraz rzadziej chodzą do kina i rzadziej kupują gazety, to tylko część prawdy. W rzeczywistości rezygnacja z kina czy gazet to zjawisko powszechne, a internauci, mimo że wpisują się w ten trend, sięgają po kulturę częściej niż ci, którzy z internetu nie korzystają. Dowodzi tego choćby badanie World Internet Project, przeprowadzane od lat w kilkudziesięciu krajach świata, w Polsce po raz pierwszy przeprowadzono je w 2010 roku. Jego wyniki wskazują, że internauci czytają średnio osiem książek rocznie, co i tak stanowi wyższy wynik niż uzyskany w grupie osób niekorzystających z internetu. Warto w tym miejscu nadmienić, że liczba sprzedanych egzemplarzy książek tradycyjnych nie jest już wystarczającym wskaźnikiem czytelnictwa, skoro coraz większą popularnością cieszą się książki elektroniczne, tak zwane e-booki, przystosowane do czytania na nowoczesnych nośnikach, która to forma w niczym nie umniejsza jakości dzieł literackich i wartości, jaką wnoszą w życie czytelnika.
Wspomniani wyżej sygnatariusze „Apelu Obywateli Kultury” tak piszą o relacji kultura a internet: Wbrew obiegowej opinii internet nie jest przyczyną spadku czytelnictwa. To nie nowe media są zagrożeniem, bo kompetencje czytelnicze jako oznaka poziomu kapitału kulturowego są warunkiem efektywnego wykorzystania nowych technologii, zatem sprawą pierwszej wagi staje się powszechna edukacja do internetu.
Z badań ilościowych wynika, że internauci jako lepiej wykształceni korzystają z bibliotek częściej niż nieinternauci. Przy ogólnej, negatywnej zmianie struktury uczestnictwa w kulturze internauci rzadziej rezygnują z chodzenia do kina lub teatru z przyczyn pozaekonomicznych. Także ponad trzykrotnie rzadziej rezygnują z zakupu prasy, przy czym najrzadziej ci, którzy najintensywniej czytają gazety w internecie.
Entuzjazm wobec dobrodziejstw nowych technologii pozornie łatwo zgasić szeregiem przykładów negatywnych zachowań czy też ich przejawów, które znajdziemy w internecie (dyskusje na wyjątkowo niskim poziomie, niesprawdzone informacje czy promowanie tak zwanej kultury popularnej). Jednak internet już dawno wyszedł z niszy, stał się medium masowym i zaczyna odgrywać coraz większą rolę w rozwoju cywilizacyjnym. Zamiast go ignorować i zasłaniać niechęć do refleksji nad nowym zjawiskiem jego wadami – należałoby czym prędzej rozpocząć edukację cyfrową i uczyć korzystania z różnorodnych zasobów internetu. Biorąc pod uwagę coraz powszechniejszy dostęp do internetu i niskie koszty korzystania z niego, dla wielu obszarów naszego kraju może on stanowić jedyną możliwość edukacji kulturalnej, a już na pewno kontrpropozycję wobec mediów masowych, których oferta staje się coraz mniej różnorodna i podporządkowana dyktatowi reklamy.
Internet to kula śniegowa, która zabiera ze sobą cywilizację nie przyzwyczajoną do tak ekspresowego rozwoju. Jest medium, które warto i należy uważnie śledzić – wczorajsze wizje dzisiaj są już rzeczywistością. Słuszność swoich obaw związanych ze zgubnym wpływem internetu na edukację kulturalną warto sprawdzić w podróży po jego zasobach szlakiem własnych zainteresowań, choćby najbardziej niszowych. W kontaktach ze źródłami kultury człowiek zawsze musiał przecież dokonywać selekcji. W internecie po prostu częściej mamy do czynienia z koniecznością dokonywania wyboru, z jaką treścią chcemy mieć kontakt. Ale czy szeroki wybór nie jest naszym największym luksusem?
MAGDALENA BIGAJ, absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. W latach 2003/2006 stypendystka Fundacji Dzieło Nowego Tysiąclecia jako laureatka konkursu im. biskupa Jana Chrapka. Obecnie zajmuje się obszarami związanymi z komunikacją w nowych mediach w Agorze SA.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.