„Największym bólem było dla nas przyznać się innym, że córka jest w sekcie – wspomina matka Kingi. – Ale jeszcze większy szok przeżyliśmy, gdy po roku córka dała znać, że wychodzi za mąż. Tylko tyle. Gdy zapytałam za kogo – to chyba normalne, że chcieliśmy wiedzieć – powiedziała, żeby nie pytać o nic więcej
Nieczuła jak robot
„Największym bólem było dla nas przyznać się innym, że córka jest w sekcie – wspomina matka Kingi. – Ale jeszcze większy szok przeżyliśmy, gdy po roku córka dała znać, że wychodzi za mąż. Tylko tyle. Gdy zapytałam za kogo – to chyba normalne, że chcieliśmy wiedzieć – powiedziała, żeby nie pytać o nic więcej”.
Szukali pomocy u psychologa – ten mógł wesprzeć ich samych, ale z Kingą nie miał szans rozmawiać. Byli u księdza – ten wyraził zadowolenie, że wreszcie ich widzi w kościele nie tylko w święta, ale i on nie mógł nawiązać kontaktu z Kingą. Skierował ich do ośrodka zajmującego się sektami i nowymi ruchami religijnymi. Na podstawie relacji rodziców pracownicy ośrodka ustalili, do jakiego rodzaju sekty córka trafiła, i poradzili, jak mają postępować, aby przynajmniej utrzymywała z nimi kontakt. Sekta okazała się destrukcyjna – całkowicie niszczyła osobowość, czyniła z człowieka niemal robota uzależnionego psychicznie od mistrza, panującego nad nim pod każdym względem.
Postępując ostrożnie, zdołali nakłonić Kingę, aby ich odwiedziła. Mistrz dawał zezwolenie na taką wizytę. Przyjechała – zimna, nieczuła, na pytania o miejsce, w którym przebywa, odpowiadała schematycznie, jakby była zaprogramowana. Dowiedzieli się, że męża wybrał jej mistrz spośród innych członków sekty. Gdy matce wyrwało się coś, co podawało w wątpliwość morale mistrza, córka obrzuciła ich niewybrednymi słowami i wyjechała.
„Nawet dzisiaj, pytana o to, jak wyglądały jej relacje z tym człowiekiem, zamyka się” – przyznaje ojciec.
Chyba że na cmentarz
Nie wie, jak to się stało, że w pewnym momencie jej psychika powiedziała jedno malutkie „nie”. Nie mogła powiedzieć tego słowa głośno, ale kiedy zakiełkowało w środku, zaczęło rosnąć, owocując jej własnymi myślami na temat tego, co się działo wewnątrz wspólnoty. Nie protestowała, kiedy wyznaczono jej na męża trzy lata młodszego chłopaka, piętnastolatka, który nie znał życia poza sektą i był prawdopodobnie synem mistrza. To nie był żaden cywilny związek, zresztą nie mógł być, po prostu mistrz pobłogosławił oboje, powołując się na swoje wymyślone prawa, i urządzono wesele. Nie protestowała tym bardziej, gdy awansowała wtedy w hierarchii, przesuwając się bliżej mistrza. Wątpliwość pojawiła się wówczas, gdy dzięki swojej pozycji mogła podsłuchać rozmowę mistrza z Danielem o interesach grupy. Mowa była o kontach i aktywach, o zarobkach wspólnoty i o tym, jakim sposobem skłonić wszystkich do wydajniejszej pracy. I o stratach na giełdzie. No i wreszcie usłyszała o Aśce, o której współpracownik powiedział, że „ta kretynka go zwyczajnie wkurza, bo wyobraża sobie nie wiadomo co i najlepiej by było wydać ją za kogoś”.
Kiedy w zaufaniu wspomniała o tej rozmowie Aśce, ta wybuchnęła, że to niemożliwe i że będzie musiała o tym powiedzieć komu trzeba. Kindze grunt zaczął się usuwać spod nóg – widziała już dziewczyny, które spadały w dół w hierarchii wspólnoty i nikt nie chciał im podać ręki, jako odrzuconym przez mistrza. Niektóre z nich znikały, niewykluczone, że kończyły w szpitalu psychiatrycznym. Wtedy odważyła się zapytać mistrza, czy nie pozwoliłby jej pomieszkać na zewnątrz, poza wspólnotą. „W jego oczach pojawił się dziwny błysk – relacjonuje
Kinga bez emocji. – Stwierdził, że chcę odejść. Powiedział, że to złudzenie, że tam, w świecie, nikt na mnie nie czeka, nikt mnie nie zrozumie, że tam nie ma dla mnie miejsca. A gdy wspomniałam o rodzicach, oświadczył mi, że ze wspólnoty się nie odchodzi. Chyba że na cmentarz”.
W domu nie było telewizorów, radia, gazet, telefonów. Te rzeczy były zarezerwowane tylko dla mistrza. On jeden dysponował telefonami komórkowymi, które przydzielał członkom swojej rady i tym, którzy na zewnątrz zajmowali się werbunkiem. Wtedy Kinga po raz pierwszy od dwóch lat zagrała: że rozumie i że nigdy nie będzie do tego wracała. Gdy tylko udało jej się uzyskać dostęp do telefonu, zadzwoniła do rodziców. „Chcę wrócić” – powiedziała.
W świecie ze wsparciem
Nic nie było łatwe. Przywitanie nie było gorące, pierwsze dni okazały się koszmarne. Kinga była zamknięta, drażliwa, niepewność nadrabiała wyniosłością. Gdyby rodzice nie wiedzieli, jak postępować, pewnie wszystko zakończyłoby się awanturą i powrotem do sekty. Mistrz i jego ludzie zdawali sobie sprawę z tego, jak takie próby wyglądają. Najpierw czekali, że wróci do nich. Kiedy to nie następowało, zaczęli ją nachodzić, nękać telefonami, grozić. Kinga wszystko przetrwała. Chciała nawet przenieść się na drugi koniec Polski, żeby jej nie znaleźli, ale nie umiałaby żyć w świecie bez wsparcia. Musiała się nauczyć sama podejmować decyzje, odzyskać dawną tożsamość. Pomogły osoby z ośrodka, które też pokazały jej drogę powrotu do wiary. Kindze się udało. Jej koleżanka Aśka już w sekcie została i nie ma z nią kontaktu.
Imiona bohaterek zostały zmienione.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.