Z powodu brutalnej wojny z kartelami narkotykowymi renesans w Meksyku przeżywa prastary kult Świętej Śmierci. Jego rozwój więcej jednak mówi o stanie społeczeństwa niż o problemie narkotyków.
Mimo że w kaplicach Santa Muerte znajdowano pozbawione głów zwłoki, pochodzące najprawdopodobniej z narkotykowych egzekucji i składane tam „w ofierze” w ramach jakiegoś rytuału inicjacyjnego nowych członków karteli, jak podkreśla Gil Olmos, to wynaturzenie, które nie ma nic wspólnego z kultem Świętej Śmierci w jego prawdziwym, ludowym wydaniu.
Innym obiektem ludowych wierzeń, związanym już ściślej ze światem narco, jest Jesús Malverde – „święty handlarzy narkotyków”, opiekun przestępców. Ma to być rzekomo postać historyczna, XIX-wieczny złodziej, który zabierał bogatym i dawał biednym, Janosik ze stanu Sinaloa, kolebki meksykańskich karteli narkotykowych. „Wierni” modlą się do niego o to samo, co do Świętej Śmierci: by nie złapała ich policja, by nie zginęli z ręki wrogów.
W ramach wojny z narkotykami rząd próbował zdelegalizować ich kult, cofając m.in. koncesję jednemu z kościołów Santa Muerte. Armii nakazał zaś niszczenie przydrożnych kapliczek Świętej Śmierci i Jesúsa Malverdego. Niektóre gminy wydały zakaz handlu ich wizerunkami.
Ale żeby nic nie było takie proste – jak mówi José Gil Olmos – wielkim wyznawcą Santa Muerte jest np. Genaro García Luna, minister bezpieczeństwa publicznego (sic!), odpowiedzialny za walkę z narkotykami.
Samozwańczy biskup-gangster
O kulcie Santa Muerte zrobiło się znów głośno na początku stycznia tego roku, gdy w Mieście Meksyk, pod zarzutem przynależności do bandy porywaczy powiązanej z jednym z karteli, aresztowano Davida Romo, samozwańczego „biskupa Świętej Śmierci”.
Jak mówi „Tygodnikowi” José Gil Olmos, Romo to typowy oportunista, który w religii dostrzegł możliwość zrobienia dobrego biznesu i założył w 2002 roku własny kościół (La Iglesia Tradicional Católica México-Estados Unidos). Gdy kilka lat później wszedł w kontakt z Do?ą Quetitą, prowadzącą w Tepito najważniejsze miejsce kultu Świętej Śmierci w całym Meksyku, dostrzegł ogrom wyznawców, szansę na pieniądze i włączył jej kult do swojego Kościoła. Po kłótni o podkradanie wiernych i po tym, jak cofnięto mu koncesję (w ramach wojny z narkotykami), by ocalić interes, wyrzekł się Santa Muerte. Na jej miejsce wymyślił własny obiekt kultu – Anioła Świętej Śmierci (El Ángel de la Santa Muerte). Choć większość tradycyjnych wyznawców go nie uznało, Romo, obiecując zbudowanie w stolicy Bazyliki Świętej Śmierci, wyłudzał wysokie datki, domy, ziemię. Zaczęły mnożyć się oskarżenia o wymuszenia i kradzieże.
– Nie jest zaskoczeniem, że w końcu go aresztowano. W sferze medialnej fakt ten znów będzie miał wpływ na odbiór kultu Świętej Śmierci. Jednak pośród jej prawdziwych wyznawców nie, bo Romo nie odgrywał wśród nich większej roli. Nikt go zresztą nie bronił – mówi Gil Olmos.
Kościół katolicki wykorzystał tę okazję do ponownego potępienia „szatańskiego kultu”, z którym od lat starają się walczyć księża i biskupi. Ale jak podkreśla Gil Olmos, stoi przed Kościołem trudne zadanie: wszyscy wyznawcy Santa Muerte to wierzący katolicy.
Sposób na biedę
Jak podkreśla rząd, kult Świętej Śmierci sprzyja rozwojowi przestępczości zorganizowanej. Korzeni przestępczości czy też narkotykowego boomu upatrywać należy jednak raczej w paraliżu, w jakim znajduje się gospodarka Meksyku, która, pomijając emigrację do USA, nie oferuje wielu alternatyw. To dlatego dla karteli pracuje kilkaset tysięcy Meksykanów, a pieniądze z handlu narkotykami (pod względem wielkości tuż za tymi z ropy i turystyki) pomagają utrzymać kraj na powierzchni. Sam kult Świętej Śmierci jest też reakcją na tę sytuację.
– Przełomowym momentem dla jego popularności był kryzys gospodarczy z lat 1994-95. Wówczas zadomowił się on nawet pośród klasy średniej, bezpośrednio dotkniętej kryzysem – mówi Gil Olmos. Od czasu, gdy w 1994 r.
Meksyk przystąpił do TLCAN – strefy wolnego handlu pomiędzy USA i Kanadą – głównego narzędzia modernizacji i drogi do wstąpienia do elitarnego klubu Pierwszego Świata, kraj i jego gospodarka znajdują się w stanie permanentnego kryzysu.
Po załamaniu w 1995 r. Meksyk pogrążył się w recesji, a gdy wydawało się, że w końcu wychodzi na prostą, w 2007 r. wybuchł światowy kryzys finansowy. Przez ścisłą zależność od USA, kraj ten poradził sobie z nim najgorzej w regionie: w latach 2007–2010 gospodarka rosła tylko o 0,9 proc., a zanotowany spadek PKB (6,5 proc.) był nawet gorszy niż w trakcie kryzysu lat 1994-95. Szaleje bezrobocie, a 6 na 10 pracujących Meksykanów pracuje w szarej strefie. Podczas gdy wszędzie w Ameryce Łacińskiej bieda spadała, w Meksyku wzrosła o 3,1 proc., dotykając już prawie 40 proc. z ponad 100 milionów Meksykanów. Do tego państwo trawi głęboki kryzys instytucjonalny, szerzy się korupcja...
W swoim czasie zarówno „Los olvidados”, jak i „Los hijos de Sánchez” wywołały fale sprzeciwu i zarzutów o szkalowanie. Wielu Meksykanom trudno było zaakceptować ukazaną w nich biedną twarz swojego kraju. Czy – zachowując wszelkie proporcje i pozostawiwszy z boku teologiczne kontrowersje – sprzeciw wobec kultu Santa Muerte i próby jego zwalczania ze strony rządu nie przypominają oburzenia wobec filmu Bu?uela czy książki Lewisa? Czy nie zdradzają po prostu niechęci do zaakceptowania szkaradniejszej twarzy kompulsywnej modernizacji Meksyku, która objawia się także w kulcie Świętej Śmierci?
– Póki Meksyk i jego społeczeństwo tkwić będą w kryzysie, kult będzie rósł w siłę – podkreśla José Gil Olmos.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.