Stół, kawa i ciasto, naprzeciwko starsza pani bądź pan, niekiedy udzielający wywiadu razem. Słuchałam o przedwojennych Żydach w Szczebrzeszynie, a raczej o ich stereotypowym wyobrażeniu, o czasach okupacji, brutalnych obrazach opowiadanych z uśmiechem przez babcię. O pociągach prowadzących do Bełżca, o spaleniu ukrywających się Żydów w stogu siana i wierze w boską karę, która spadła na ich morderców w postaci niepełnosprawnego dziecka. Wszystko w czasie niespełna godzinnej rozmowy.
Ponownie debatujemy w polskich mediach o stosunkach polsko-żydowskich. Niektórzy wyrażają z tego powodu niesmak, inni bardziej zdecydowane wzburzenie. Kto ma prawo mówić o stosunkach polsko-żydowskich? Historyk, socjolog, etnograf, psycholog, judaista? Które źródła są bardziej wiarygodne? Oficjalne dokumenty państwowe, wspomnienia, pamiętniki, fotografie, a może historia mówiona? W jaki sposób zgromadzone dane oddają opisywane realia? Czy użyte perspektywy teoretyczne są słuszne? I tak dalej. Niektórzy dyskutanci tworzą hierarchię źródeł od tych najbardziej wiarygodnych, rzetelnych, w domyśle naukowych po te niespełniające uznanych standardów. A porządek kształtuje się przez wszystkie debaty niezmiennie: od źródeł historycznych po historię mówioną (oral history). Najniżej sytuuje się kategorię, którą najprościej można sprowadzić do „tego, co mówią ludzie”.
Powołujący się na hierarchię źródeł zaklinają rzeczywistość i „ludzkie gadanie” sprowadzają do farsy, błahostki, nawet plotki. Bo przecież historia mówiona to nic innego jak „niezobowiązujące” domowe rozmowy przy kawie i słodkim poczęstunku, gdy albo starsi myślami wracają do przeszłości, albo wnuczek pyta o wojnę, a czasem wprost o Żydów, bo tak miał zadane w szkole. Sytuacji o potencjale zaburzenia naszego dobrego samopoczucia jest już coraz mniej, bo rzadko zasiadamy przy stole w dużym wielopokoleniowym gronie, często mieszkamy daleko od siebie i coraz mniej jest ludzi, którzy pamiętają – coraz mniej jest świadków. Zastanawiam się, czy próbując mówić o przeszłości, nie należałoby zacząć najpierw od wsłuchania się w pamięć domu, dzielnicy, miasteczka, regionu…
Badania etnograficzne dotyczące pamięci o Żydach, a szerzej relacji polsko-żydowskich można policzyć na palcach jednej ręki. Znana jest publikacja Wizerunek Żyda w kulturze ludowej Aliny Całej[1], w której autorka cytuje fragmenty wywiadów z mieszkańcami wschodniej i południowo-wschodniej Polski z lat 1975-76, 1978, 1984. Później, bo z przerwami od 1986 do 1996, badania etnograficzne prowadziła Olga Kostrzewska[2] w rejonie Mazowsza oraz na terytorium Białorusi i Litwy. Współcześnie ostatnią szansę, by zebrać historię mówioną ludzi urodzonych przed wojną, stara się od kilku lat wykorzystać Joanna Tokarska-Bakir, która wraz z zespołem Archiwum Etnograficznego prowadzi badania terenowe we wschodniej i południowo-wschodniej Polsce. W pracy Legendy o krwi. Antropologia przesądu[3] badaczka przytacza obszerne fragmenty wywiadów etnograficznych, po prostu oddając głos swoim rozmówcom, często bez własnego komentarza. Z prowadzonych badań etnograficznych wyłania się obraz trudny do zaakceptowania. Nie można powiedzieć, że reprezentatywny dla całego kraju, natomiast dający do myślenia.
W 2009 roku miałam okazję wziąć udział w badaniach Tokarskiej-Bakir i jej zespołu na Zamojszczyźnie. I mimo dość dobrej znajomości tematyki, okazało się, że co do wielu kwestii po prostu się myliłam. Poczynając od wstępnych założeń, takich jak dostępność potencjalnych informatorów. Początkowo nie mogłam sobie wyobrazić, w jaki sposób znajdę rozmówców na tyle sędziwych, by pamiętali przedwojenne czasy Zamojszczyzny i jej sztetli, którzy zaproszą mnie do domu i będą odpowiadać na pytania o Żydów, o współżycie dwóch społeczności przed wojną, o czasy okupacji, o Zagładę, o powojenne pogromy. Byłam w błędzie. To nie odnalezienie rozmówców było trudne. Podczas tygodnia badań odwiedziłam kilka miejscowości i wsi: Chełm, Zwierzyniec, Topólczę, Żurawnicę i Szczebrzeszyn. Dziś społeczność żydowska w nich nie mieszka, choć w wielu pozostały materialne ślady ich niegdysiejszej obecności. W czasie tygodnia badań przeprowadziłam dziesięć wywiadów trwających od godziny do dwóch. Podróżowałam z jeszcze jedną badaczką, ale każda z nas prowadziła wywiady indywidualnie. Towarzyszyła nam marcowa aura, niesprzyjająca, zimna, śnieżna.
Z całą pewnością nie każdy wywiad, który przeprowadziłam, był udany. Bo nie każdy rozmówca posiadał interesujące informacje i był chętny, by je przekazać akurat mnie. Również wynikało to z moich błędów badawczych, płynących przede wszystkim z nieumiejętności zachowania dystansu. Nie będę pisała o wynikach badań. Chciałabym się skupić na relacjach z badanymi w terenie. Wpływ na nie miało kilka czynników. Najważniejszym wydaje się żywotność stereotypów, uprzedzeń i postaw antysemickich oraz podejrzliwość uruchamiana na dźwięk słowa „Żydzi”. Ponadto, bliskość obozów zagłady: Bełżca, Sobiboru, Majdanka. Dla mnie ważna była także lektura dzienników Zygmunta Klukowskiego, opisującego okupację widzianą z okna szpitala przy szczebrzeszyńskim rynku[4].
[1] A. Cała, Wizerunek Żyda w polskiej kulturze ludowej. Warszawa 2005.
[2] O. Kostrzewska, Wizerunek Żyda. Mit i plotka, w: Podole i Wołyń. Szkice etnograficzne, red. Ł.Smyrski, Warszawa 2003.
[3] J. Tokarska-Bakir, Legendy o krwi. Antropologia przesądu, Warszawa 2008.
[4] Z. Klukowski, Zamojszczyzna, t. 1:1918–1943,t. 2: 1944–1959, Warszawa 2007.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.