W Szczucinie rozwój zbudowano na azbeście. Skutki były tragiczne.
W archiwum Małopolskiego Urzędu Wojewódzkiego w Tarnowie, na pożółkłych kartkach papieru, pismem maszynowym i ręcznym zapisano historię Zakładu Wyrobów Azbestowo-Cementowych w Szczucinie.
Gdyby opierać się tylko na nich, otrzymalibyśmy typową historię socjalistycznego zakładu pracy, ze wzrostem, okresem prosperity, a w końcu upadkiem. W archiwum znajduje się nawet pisany pewną ręką konspekt przemówienia, które dyrektor zakładu Władysław Dejk miał wygłosić w 1966 roku do przedstawicieli przemysłu izolacyjnego z całego kraju: „W pogodnym, wiosennym nastroju witam serdecznie w imieniu załogi naszego zakładu, organizacji partyjnej i kierownictwa uczestników dzisiejszego kolegium: przedstawicieli resortu ŻGZZ, kierownictwo zjednoczenia i wszystkich obecnych. Życzymy dzisiejszym obradom słonecznego nastroju i konstruktywnych wniosków i uchwał, które zmierzać będą do jeszcze lepszych wyników naszego przemysłu. Pragniemy z całego serca, by nasi goście czuli się u nas jak najlepiej. Zachęcam również do zwiedzania naszego Zakładu”.
To jednak nie wszystko, są bowiem inne dokumenty.
Choćby ten z archiwum tarnowskiego Sanepidu. W 1987 roku prof. Andrzej Szczeklik, wówczas wojewódzki specjalista ds. interny w Tarnowie, pisał do ministra zdrowia Janusza Komendera: „Jako specjalista wojewódzki d/s chorób wewnętrznych województwa tarnowskiego – wystąpiłem na piśmie, wiosną br. najpierw do Lekarza Wojewódzkiego w Tarnowie, a następnie do Ministra Zdrowia i Opieki Społ. – w sprawie bardzo wysokiej liczby nowotworów złośliwych w rejonie Szczucina. Przeprowadzona na zlecenie Ministerstwa analiza potwierdziła wysunięte przeze mnie przypuszczenie, iż odpowiedzialne za to zjawisko są Zakłady Azbestowe w Szczucinie. Państwowy Wojewódzki Inspektor Sanitarny w Tarnowie powiadomił Ministerstwo Zdrowia (...), iż podczas kontroli sanitarnej ww. Zakłady otrzymały ocenę niedostateczną. Z inicjatywy Lekarza Wojewódzkiego zorganizowano na ten temat kilka posiedzeń z władzami województwa, ustalono program modernizacji Zakładów do roku 1990. Na odbytej w dniu 21.XI br. naradzie z ordynatorami oddziałów chorób wewnętrznych woj. tarnowskiego dowiedziałem się jednak, że nie zrobiono żadnych konkretnych kroków, aby przerwać wysokie narażenie pracowników Zakładów. Choć doceniam znaczenie planów perspektywicznych modernizacji Zakładów, to jednak jestem mocno przekonany, że w tej sprawie trzeba działać natychmiast, lub zamknąć zakład, który zabija ludzi”.
W tych dwóch dokumentach zamyka się dramat Szczucina, miejscowości, której produkcja materiałów izolacyjnych zawierających azbest dała awans cywilizacyjny, zatrudnienie w przemyśle i stabilizację – profity w północno-wschodniej części Małopolski bardzo cenne.
Po latach okazało się, że to nie wszystko. Wraz z fabryką do Szczucina zawitała również śmierć.
Nie marnowało się nic
Maria Gadziała, redaktorka naczelna „Wieści Szczucińskich”, miłośniczka regionu, formułuje jasną tezę: – Ziemie tu słabe, piąta, szósta klasa, z rolnictwa zawsze ciężko było się utrzymać. Dlatego plany budowy zakładu miejscowi przyjęli z radością. Ta fabryka była pionierem cywilizacji. Pierwszy rentgen w okolicy zainstalowano właśnie tam, w przyzakładowej przychodni.
Fabrykę „Eternit” otwarto w 1959 roku. W szczytowych momentach zatrudniała 600 osób. Fabryka dawała mieszkania zakładowe, organizowała darmowe wycieczki nad morze, w góry i do stolicy. Fabryka wysyłała dzieci na kolonie, a rodziny na wczasy. Fabryka zapraszała artystów, żeby śpiewali na scenie w głównej hali produkcyjnej – tłumy przyglądały się występom Połomskiego, Rinn czy Rodowicz. Zorganizowała rytm życia w okolicy, wyznaczany przez cztery dekady popołudniowym i wieczornym wyciem syreny.
Starsi mieszkańcy Szczucina do dzisiaj mówią, że to były dobre czasy. Ludzie mieli pieniądze, bawili się w restauracjach. Gdy pracownicy „Eternitu” kończyli pierwszą zmianę i wyjeżdżali z zakładu na rowerach, ulicą nie można było przejść, taki był ścisk. Okolica zyskała również finansowo, zmieniając się w krajobraz wiejsko-przemysłowy: rolnicy przyjeżdżali do fabryki, z fabryki zaś jechali do pracy w polu.
Przez niemal 40 lat miasto tętniło życiem. Po rury kanalizacyjne, płyty z azbestowo-cementowej mieszanki i dachówki – uznawane za niemal idealny materiał budowlany (lekkie, ognioodporne, trwałe) – przyjeżdżały ciężarówki z całego kraju. W kolejce ustawiało się i po kilkaset samochodów. Kto miał znajomości w fabryce, szybko zyskiwał społeczny prestiż. W chwilach, kiedy zapotrzebowanie na eternit było szczególnie wysokie, fabryka zatrudniała przyszłych... kupców. Przyjeżdżali z Zamojszczyzny, spod Lublina. Pracowali przez miesiąc, zarabiali jakieś pieniądze, a potem mogli jeszcze kupić wymarzony towar.
Za „Eternitem” do Szczucina przyszła jeszcze filia krakowskich zakładów „Telpod”, produkująca rezystory i części do telewizorów. Według Marka Jachyma, szczucińskiego samorządowca, w latach 80. w miejscowości pracowało w różnego rodzaju zakładach pracy 2000 osób, co sprawiło, że Szczucin stał się najbardziej uprzemysłowioną wsią w Polsce.
Szczęśliwi byli wszyscy. Nawet ci, którzy pracowali przy przeładunku. Biali jak młynarze, otrzepywali ubrania i szli do domów. Odzieży ochronnej nikt nie używał, kiedy zakład wizytowali Amerykanie i nałożyli na usta maski, załoga miała fantastyczną zabawę.
W wietrzne dni z przyzakładowej hałdy na miasto, bloki, boiska i szkoły, frunął szary pył.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.