Prymas Wyszyński – dlaczego święty

Niedziela 22/2011 Niedziela 22/2011

W pożółkłym brewiarzu kard. Stefana Wyszyńskiego były dwie kartki. Na jednej miał zapisane nazwiska wszystkich księży, którzy odeszli z kapłaństwa. Na drugiej – nazwisko swego prześladowcy: Bolesława Bieruta. „Codziennie się za nich modlę” – mówił

 

Nie ulega wątpliwości, że kard. Wyszyński był człowiekiem miłości. Najpierw – miłości człowieka. Po prostu kochał każdego, „bo Bóg go kocha” – jak sam mówił. Dlatego, gdy jeden z duchownych wyznał Prymasowi, że jakiś proboszcz ma do niego o coś słuszny żal i wymienił sprawę, to kard. Wyszyński odparł: „To była wtedy moja wina i mój błąd. Ale nie martw się, synku, Prymas Polski ma mnóstwo sposobów na uleczenie takich sytuacji!”. A kiedy z seminarium duchownego rektor usunął czterech kleryków, którzy w czasie wolnym poszli na piwo, Prymas Wyszyński każdemu z nich poświęcił czas, z każdym osobno długo rozmawiał, wypytywał o okoliczności zdarzenia i motywacje ich powołania, potem mocno przycisnął do serca i… nakazał z powrotem przyjąć do seminarium. Dzisiaj wszyscy czterej są gorliwymi, wybitnymi, znanymi publicznie kapłanami!

Także gdy się czyta teksty Prymasa, jego książki, przemówienia, zapiski, uderza jedno: wielka miłość i szacunek dla innych. Jego życiowe credo dobrze streszcza Społeczna Krucjata Miłości, w której przypominał: „Szanuj każdego człowieka, bo Chrystus w nim żyje; bądź wrażliwy na drugiego człowieka, Twojego brata”.

Szkoła najwyższych lotów

Niezwykła była postawa kard. Wyszyńskiego wobec tych, którzy go uwięzili lub zadawali inne cierpienia.

Klasycznym przykładem jest tu reakcja na śmierć Bolesława Bieruta, który wydał nakaz aresztowania Prymasa. Gdy tylko Wyszyński dowiedział się, że Bierut nie żyje, natychmiast się za niego pomodlił. W „Zapiskach” zaś zanotował: „Pragnę modlić się o miłosierdzie Boże dla człowieka, który mnie skrzywdził. Jutro odprawię Mszę św. za zmarłego. Już teraz odpuszczam memu winowajcy, ufny, że sprawiedliwy Bóg znajdzie w tym życiu jaśniejsze czyny, które zjednają Boże Miłosierdzie”.

O Bierucie Prymas nie zapomniał do końca życia. Opowiada o tym ks. Andrzej Gałka, obecnie sędzia w procesie beatyfikacyjnym Kardynała:

– Do dziś pamiętam, kiedy niedługo po święceniach miałem okazję być w prywatnej kaplicy Księdza Prymasa. Otworzył on swój pożółkły brewiarz, po czym wyjął z niego dwie kartki. Na jednej miał zapisane nazwiska wszystkich księży, którzy odeszli z kapłaństwa. Powiedział, że każdego dnia modli się za nich. A na drugiej kartce było nazwisko Bolesława Bieruta. „Codziennie modlę się za niego, gdyż był to człowiek, który dokonał w życiu złych wyborów. Ale w gruncie rzeczy to nie był zły człowiek” – usłyszałem. Byłem zaskoczony – mówi ks. Gałka.

Jego zdaniem, jest to wyraźny rys świętości Prymasa. Ujawniła się ona wyraźnie, gdy był w więzieniu.

– Swoją postawą pokazał on bowiem, jak kochać wszystkich, także tych, którzy skrzywdzili, zdradzili, oszukali. To wielka szkoła miłości, Chrystusowa szkoła, najwyższych lotów. Ale takie właśnie jest chrześcijaństwo.

Kard. Wyszyński modlił się za wszystkich swoich prześladowców: za „panów w ceracie”, którzy przyszli go aresztować, za tych, którzy pilnowali go w kolejnych miejscach odosobnienia. Do odprawianych Mszy św. włączał intencje za wyrządzających krzywdę narodowi, za państwowe służby, które utrudniały obchody tysiąclecia chrztu Polski i uwięziły obraz Matki Bożej. Bo „nie ma takiej krzywdy, której by nie można przebaczyć” – pisał.

– Świętość Wyszyńskiego cechuje przede wszystkim właśnie umiejętność przebaczania – mówi ks. dr Janusz Zawadka, marianin.

Jak męczennik z pierwszych wieków

Prymas Wyszyński pozostawał także wierny wezwaniu św. Pawła, by „zło dobrem zwyciężać”. To była zasada całego jego życia. Ona zadziwiała także innych. Pod wpływem przykładu Prymasa starał się ją realizować w swym działaniu ks. Jerzy Popiełuszko.

Przebaczenie wrogom i zwyciężanie zła dobrem to kwintesencja Ewangelii. Takimi zasadami może żyć jedynie człowiek wielki, nieprzeciętny, niezwykły. A prymas Wyszyński to czynił. I to jest chyba największy dowód jego świętości.

Potrafił także być wielkoduszny i przebaczyć tym, którzy go zawiedli, zdradzili, okazali się słabi. I niezmiernie lojalny wobec swoich współpracowników. Przed swą śmiercią mówił do biskupów: „Wszystkim pozostawiam moje serce, które nie zabiera ze sobą żadnego zastrzeżenia w stosunku do żadnego z biskupów”.

– Życie prymasa Wyszyńskiego w czasach stalinowskich i gomułkowskich, zwłaszcza jego uwięzienie, przypomina postawy męczenników z pierwszych wieków Kościoła. Oni również potrafili w wierze znaleźć siłę, by nie tylko w niewytłumaczalny po ludzku sposób przyjąć cierpienia, ale także przebaczyć prześladowcom, a nawet za nich ofiarować swe trudy. To są postawy ludzi świętych. Stąd w życiu kard. Wyszyńskiego spełniła się także zasada, że prześladowania nie niszczą Kościoła, ale mogą go umacniać – tłumaczy ks. prof. Józef Naumowicz, znawca wczesnego chrześcijaństwa.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...