Prymas Wyszyński – dlaczego święty

Niedziela 22/2011 Niedziela 22/2011

W pożółkłym brewiarzu kard. Stefana Wyszyńskiego były dwie kartki. Na jednej miał zapisane nazwiska wszystkich księży, którzy odeszli z kapłaństwa. Na drugiej – nazwisko swego prześladowcy: Bolesława Bieruta. „Codziennie się za nich modlę” – mówił

 

Święci są uśmiechnięci. I mają fantastyczne poczucie humoru. Tak jest również w przypadku prymasa Wyszyńskiego.

Tradycją było, że przy stole w jego rezydencji w czasie posiłków nigdy nie rozmawiało się o sprawach służbowych, a już na pewno nie o przykrych.

– Ksiądz Prymas starał się, aby był to czas relaksu, umiał świetnie bawić nas żartami – wspominał ks. Hieronim Goździewicz.

Kard. Wyszyński często sam opowiadał przy stole dowcipy: żydowskie, góralskie – nawet potrafił mówić gwarą, zwłaszcza podczas wakacji. Ulubionym był ten o psie Nerusiu:

„Wraca jaśnie pan z podróży zagranicznej, wyjeżdża po niego stangret Józef i sadza do karety. Jaśnie pan pyta:

– I co, Józefie, co tam słychać?

– A nic, jaśnie panie, nic się nie stało, tylko Neruś zdechł.

– Neruś zdechł? A co się stało?

– A to głupie psisko, jaśnie panie, nażarło się padliny i zdechło.

– Padliny?

– Ano tak, jaśnie panie, bo jak się paliła obora z bydłem, to część bydła uciekła, część nie, wszystko się spaliło, a to psisko głupie nażarło się tej padliny i zdechło.

– Co ty opowiadasz, Józefie, obora się paliła?

– No tak, bo jak się zapaliła stodoła, to od stodoły zapaliła się obora, potem bydło się popaliło i Neruś się nażarł padliny i zdechł.

– Jak to, stodoła się paliła?

– No tak, jaśnie panie, bo jak się palił dwór, to od dworu stodoła się zapaliła, od stodoły obora, potem bydło i od padliny Neruś zdechł.

– Jak to, Józefie, dwór się palił?

– No tak, bo od świecy zapaliła się firanka, a od firanki dwór.

– Firanka się zapaliła?

– No tak, jaśnie panie, bo jak przy trumnie jaśnie pani stała świeca, to się zapaliła firanka...”.

Kiedyś, gdy Ksiądz Prymas skończył opowiadać, dodał jeszcze od siebie: „Tylko nie martwcie się, to wszystko było, ale u sąsiadów!”.

Anegdota ta była opowiadana tak dowcipnie, aktorsko, że wszyscy śmiali się za każdym razem, gdy ją słyszeli.

Podczas wakacji czy świąt Prymas bawił nieraz obecnych przy stole skeczami. Barbara Dembińska z Instytutu Prymasowskiego wspomina:

– Pamiętam takie zdarzenie: Prymas na kartce miał zapisaną anegdotę. Zajęła pół strony. A on ją czytał i czytał w nieskończoność. W końcu ktoś zagląda mu przez ramię i mówi: „Ojcze, przecież tego tutaj nie ma”. A on na to: „Oj, dziecko, nie umiesz czytać między wierszami!”. Doskonale pamiętam też, jak kiedyś Ojciec śmiał się do łez, gdy dwie dziewczyny – całkowicie fałszując – śpiewały: „Panie Boże mój, jam jest wołek Twój…!”.

Gdy wchodzi kobieta, wstań!

Prymas był na tyle bezpośredni, że w czasie posiłku potrafił wstać od stołu, podejść do kogoś i powiedzieć: „No, co tam bracie, dlaczego nie jesz?”. Albo nałożyć komuś kawałek wędliny na talerz. Sam nigdy nie zaczynał jeść, dopóki wszyscy nie mieli nałożone na talerze.

Znaczący był jego wielki szacunek do kobiet. „Ilekroć wchodzi do twego pokoju kobieta, zawsze wstań, chociaż byłbyś najbardziej zajęty” – pisał w słynnych „Zapiskach więziennych”.

– Rzeczywiście, zawsze wstawał, gdy w drzwiach zjawiała się kobieta – wspomina Barbara Dembińska. Anna Rastawicka dodaje, że niekiedy Prymas, dziękując za coś, potrafił pocałować kobietę w rękę. A gdy się broniła, pytał z uśmiechem: „A co, nie jestem godny?”.

Jeden z lekarzy kard. Wyszyńskiego natomiast, prof. Zdzisław Łapiński, wspominał: – Kiedyś byłem w gabinecie Księdza Prymasa. Położył się do badania na swoim tapczanie. Ja podszedłem, usiadłem przy nim. O czymś zaczęliśmy rozmawiać. Ksiądz Prymas mi przerwał: „Bracie, jak ja ci się odwdzięczę za to, co dla mnie robisz?”. Chwycił mnie za rękę i pocałował!

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...