W lipcu 2009 r. Pani Dyrektor zdecydowała się (po raz pierwszy w Polsce!) wprowadzić w częstochowskim Areszcie Śledczym (gdzie przebywają mężczyźni będący w dyspozycji sądów, oczekujący na wyrok i skierowanie do odpowiednich typów i rodzajów zakładów karnych) nowatorski program pod hasłem: „Medytacja. Szansa na wewnętrzną wolność”.
Z zaskoczeniem przyjęłam polecenie Redaktora Naczelnego: – W więzieniu w Wąsoszu Górnym k. Częstochowy odbędą się II Rekolekcje Medytacyjne dla Skazanych. Zrób z tego materiał. Przecież więzienie i medytacja to dwie wykluczające się rzeczywistości – pomyślałam. Jak bardzo się myliłam, miałam okazję już wkrótce się przekonać.
Umówiłam się więc na rozmowę z mjr Urszulą Wojciechowską-Budzikur, zastępcą dyrektora Aresztu Śledczego przy ul. Mirowskiej w Częstochowie. Muszę przyznać, że szłam na to spotkanie z wieloma obawami, nie wiedząc, czego tak naprawdę mogę się spodziewać. Kobieta pracująca w więziennictwie, świecie zdominowanym przez mężczyzn, w dodatku wprowadzająca niekonwencjonalne metody resocjalizacji w postaci medytacji chrześcijańskiej – to wszystko intrygowało. Po przejściu wszystkich niezbędnych procedur, włącznie z wylegitymowaniem się i oddaniem w depozyt telefonu komórkowego, zostałam zaprowadzona do pokoju Pani Dyrektor. Powitała mnie sympatyczna, uśmiechnięta, drobna kobieta, z poczuciem humoru (na drzwiach Pani Major wisi tabliczka z napisem: „Tu się liczy tylko zdanie Uli”!), która już „na dzień dobry” burzy stereotypowy wizerunek niedostępnego funkcjonariusza.
„To ta praca mnie znalazła”
– Jak to się stało, że absolwentka psychologii KUL-u pracuje w służbie więziennej? Czy tak wyobrażała sobie Pani swoją przyszłość i ścieżkę rozwoju zawodowego? – spytałam na wstępie. – Oczywiście, że nie – padła szczera odpowiedź. Kończąc studia w 1991 r., jak każdy świeżo upieczony psycholog, p. Ula chciała się zająć terapią, a swoją przyszłość związać z Lublinem. Jednak bezskuteczne kilkumiesięczne poszukiwanie pracy w tym mieście zmusiło ją do powrotu do rodzinnego domu w podczęstochowskim Myszkowie i szukania pracy gdzieś bliżej. Chodząc od instytucji do instytucji, w 1992 r. trafiła do Wojewódzkiej Poradni Przeciwalkoholowej, mieszczącej się przy ul. Sobieskiego w Częstochowie. Kierownik tej placówki, na którym zrobiła dobre wrażenie, odesłał ją do częstochowskiego aresztu, gdzie – według jego wiedzy – poszukiwano psychologa. Kiedy tam trafiła, okazało się, że ma do wyboru pracę w dwóch jednostkach penitencjarnych – w Wąsoszu lub w Herbach. W związku z lepszym dojazdem wybrała Herby, gdzie pracowała przez 3 lata, później przez 11 lat – w Zakładzie Karnym w Raciborzu, w tym 5 lat na oddziale terapeutycznym dla osób z zaburzeniami psychicznymi i z upośledzeniem umysłowym. W tym czasie kształciła się jako psychoterapeuta i godziła to z prywatną praktyką terapeutyczną. Następnie przez rok pracowała jako specjalista penitencjarny w Okręgowym Inspektoracie Służby Więziennej w Katowicach, a od 2007 r. jest zastępcą dyrektora Aresztu Śledczego w Częstochowie. – To ta praca mnie znalazła – mówi dzisiaj, po 19 latach pracy w więziennictwie.
„Muszę mieć poczucie, że robię coś dobrego”
– Przez 14 lat pracowałam bezpośrednio ze skazanymi jako psycholog i wprowadzałam różne autorskie programy terapeutyczne i resocjalizacyjne, wciąż też szukałam nowych metod rozwoju i szkolenia dla psychologów. W maju 2007 r. pojechałam do Krakowa, do Kolegium Jezuitów, na konferencję z benedyktynem o. Laurence’em Freemanem, kierownikiem duchowym Światowej Wspólnoty Medytacji Chrześcijańskiej – wtedy po raz pierwszy zetknęłam się z medytacją chrześcijańską, którą sama zaczęłam praktykować. Obejmując stanowisko dyrektora, nie chciałam jedynie zarządzać, chciałam dzielić się swoją wiedzą, terapeutycznym doświadczeniem, mieć poczucie, że robię coś dobrego – opowiada mjr Wojciechowska-Budzikur.
W lipcu 2009 r. Pani Dyrektor zdecydowała się (po raz pierwszy w Polsce!) wprowadzić w częstochowskim Areszcie Śledczym (gdzie przebywają mężczyźni będący w dyspozycji sądów, oczekujący na wyrok i skierowanie do odpowiednich typów i rodzajów zakładów karnych) i podlegającym mu Oddziale Zewnętrznym w Wąsoszu Górnym
(ok. 40 km od Częstochowy, przeznaczonym dla mężczyzn odbywających karę pozbawienia wolności po raz pierwszy) nowatorski program pod hasłem: „Medytacja. Szansa na wewnętrzną wolność”. Jest on oparty na medytacji chrześcijańskiej w nurcie o. Johna Maina OSB i przeznaczony nie tylko dla osób wierzących. Jak sama zaznacza, nie była to łatwa droga, co wynikało z niewiedzy, z lęku przed odstępstwem od wiary, z negatywnych skojarzeń, które wśród ludzi Zachodu budzi samo pojęcie „medytacja”. – Zapomnieliśmy, że medytacja ma również korzenie w tradycji chrześcijańskiej, tak modlili się eremici, zwani Ojcami i Matkami Pustyni, w pierwszych wiekach po narodzeniu Chrystusa – podkreśla mjr Wojciechowska-Budzikur. Warto odnotować, że Światowa Wspólnota Medytacji Chrześcijańskiej w Polsce (WCCM) powierzyła jej jako prekursorce funkcję koordynatora do wprowadzania medytacji chrześcijańskiej w nurcie o. Maina w polskich więzieniach. Dziś taką ofertę dla osadzonych mają także areszty śledcze w Poznaniu i Wrocławiu oraz Zakład Karny w Cieszynie.
„Efektów nie trzeba udowadniać”
– Badania naukowe potwierdzają, że medytacja ma pozytywny wpływ na funkcjonowanie człowieka niezależnie od konwencji, w jakiej się ją praktykuje. Wzmacnia pozytywne stany psychologiczne, a zmniejsza negatywne. Okazuje się nawet, że w pewnych obszarach mózgowych tworzą się nowe połączenia neuronalne. Efektów nie trzeba udowadniać – podkreśla mjr Wojciechowska-Budzikur. – Bo widzą je sami osadzeni, koledzy z celi, ich rodziny, a także funkcjonariusze. Program „Medytacja. Szansa na wewnętrzną wolność”, jak podkreśla jego autorka, ma na celu m.in. przeciwdziałanie agresji i przemocy, rozwijanie umiejętności radzenia sobie z negatywnymi emocjami, zwiększenie świadomości i samoakceptacji, rozwój empatii, a także przeciwdziałanie uzależnieniom.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.