To nie szkolna katecheza wzmacnia Ruch Palikota, lecz podatność młodych ludzi na manipulację, której nie są w stanie w mądry sposób przeciwstawić się katecheci.
Nomadyzm nie służy biednym
Co w takim razie zrobić z drugim postulatem Makowskiego, czyli potrzebą „odkościelnionego chrześcijaństwa” w czasach ogólnoświatowego kryzysu? Jeśli interpretować go w kontekście, w którym je umieścił, to jest ono błędne podwójnie: socjologicznie i teologicznie.
Wystarczy wziąć do ręki badania nad zachowaniami prospołecznymi, aby się przekonać, że nie tylko w czasach kryzysu, ale i ekonomicznej prosperity to właśnie osoby religijne najczęściej angażują się społecznie i działają solidarnie. To, co ich motywuje i wiąże, to nie partyjne szyldy, ale wiara przeżywana wewnętrznie i instytucjonalnie. Na Zachodzie to religijni ludzie zazwyczaj opiekują się starszymi i chorymi, na nieporównywalnie większą skalę niż laiccy humaniści – i są tego świadomi. Z analiz ekonomisty Arthura C. Brooksa w książce „Who Really Cares” wynika, że ludzie religijni ofiarowują na cele charytatywne o wiele więcej niż niereligijni. A nie chodzi tu tylko o ofiary pieniężne. Brooks podaje również, że ludzie religijni chętniej niż niewierzący podejmują się działalności wolontariackiej, a nawet oddają więcej krwi. Analizując czynniki motywacyjne badacz stwierdził, że charytatywność zdecydowanie silniej koreluje z religijnością niż z poglądami politycznymi. Obserwacje Brooksa zostały potwierdzone w badaniach psychologów moralności (np. J. Haidta).
Jeśli w czasie tych wyborów wygrała Dobra Nowina, to nie mógł przegrać Kościół. Wie o tym każdy, kto dobrze studiował teologię. Nie sądzę, aby szef Instytutu Obywatelskiego przeciwstawiał chrześcijaństwo Kościołowi, jak wielokrotnie czynili to radykalni myśliciele i agitatorzy. Od strony pozytywnej rozumiem jego wołanie jako przypomnienie, że wiara w Kościół nie może zastąpić wiary w Chrystusa wyrażanej w bardzo świadomy sposób.
Od strony negatywnej jego postulat wpisuje się w trend rozpowszechniającego się, ale błędnego przekonania, że przynależność do Kościoła jest kwestią „dodatkowego” powołania u osób uznających się za chrześcijan. Najogólniej można to przekonanie scharakteryzować za amerykańskim socjologiem religii Peterem Bergerem w ten sposób: „Być może czyimś powołaniem jest pozostać na przekór wszystkim wątpliwościom w Kościele, w którym dana osoba wzrastała. Może być czyimś powołaniem zmiana Kościoła na taki, który budzi mniej wątpliwości. Może też nim być unikanie formalnych związków z jakimkolwiek Kościołem, bowiem chrześcijanie winni zbierać się w miejscach, gdzie głosi się Ewangelię i skąd niepewnie usiłuje się wziąć udział w kosmicznej liturgii. Żadne jednak z takich miejsc nie powinno być absolutyzowane”. Trudno taki kościelny nomadyzm i eklezjalny woluntaryzm, który „praktykuje” sam Berger, uznać za właściwe rozumienie Kościoła, jeśli apriorycznie nie wyeliminuje się jego sakramentalnego charakteru. Żadna „kosmiczna liturgia” nie zastąpi bowiem Eucharystii.
Ponieważ kontemplacja zbawczych zdarzeń w Chrystusie, który stał się Kościołem, wymaga dodatkowej wiary i modlitwy, eklezjofobia nie jest ani remedium na antyklerykalizm Palikota i potknięcia duchownych, ani właściwą drogą do dojrzałego formowania katolików. Dyskutujmy o Kościele, bo tego wymagają czasy, ale nie zapominajmy, kto nim kieruje – jeśli swoje diagnozy formułujemy z pozycji osób wierzących. Badania pokazują, że odejście od praktyk religijnych w imię buntu czy rozczarowania instytucją kończy się najczęściej osłabieniem wiary, które prowadzi do praktycznego ateizmu.
Nie można być chrześcijaninem w pojedynkę, bo Ewangelie nigdzie nie mówią o „odkościelnionym chrześcijaństwie”. Nie bójmy się i nie pogardzajmy tymi, którzy jak Zacheusz patrzą na nas z boku – także w sposób krytyczny. Krytyka stanowiska Kościoła w sprawach społecznych i politycznych jest nie tylko możliwa, ale nawet pożądana, bo prowadzi do coraz lepszej aplikacji ogólnych zasad społecznych nauki kościelnej do konkretnej rzeczywistości oraz prowadzenia „apolitycznej polityki”.
Ona jednak też musi być uczciwa i wolna od eklezjofobii – inaczej zagraża nam palikotyzacja relacji Kościół–państwo.
Odejście od praktyk religijnych w imię buntu czy rozczarowania instytucją kończy się najczęściej osłabieniem wiary, które prowadzi do praktycznego ateizmu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.