Męczennice przesądu

Tygodnik Powszechny 4/2012 Tygodnik Powszechny 4/2012

Zachowały się przestrogi biskupów, że „za rozkazaniem baby trudno się ma diaboł tknąć człowieka, który jest posesyją Boską”. Wcześniej jednak to duchowni zbudowali w ludziach lęk przed rzekomymi współpracowniczkami szatana.

 

Nieodłączną cechą antycznej cywilizacji, bez względu na środowisko (niewolników czy arystokratów), była wiara w skuteczność magicznych formuł i amuletów. Odróżniano magię białą i czarną: adepci tej ostatniej usiłowali rozkazać bóstwu czy demonom, by szkodziły wskazanym osobom. Oficjalnemu potępianiu tych praktyk towarzyszyło sekretne ich uprawianie. Wypytywanie astrologa, jak długo pożyje cesarz, czy zaklęcia czarownic przyzywających siły podziemnego świata, by komuś zaszkodzić, bywały karane śmiercią przez niektórych cesarzy (Tyberiusz, Klaudiusz, Neron), ale represje wzmacniały wiarę w realną skuteczność czarów. Nie ostatni raz w historii.

Nasze cuda, wasza magia

Chrześcijaństwo, nie zyskawszy szerszego przyjęcia w rodzimym środowisku żydowskim, wyruszyło ze swym przesłaniem w świat pogan. Nauczając ich, powoływano się na cuda, jakie Bóg czynił przez głosicieli. Ale kapłani odrzucanych bóstw i cieszący się szerokim uznaniem mistrzowie magii też wiele potrafili. Starcie konkurentów, a z nim zamęt w głowach wielu adresatów były nieuniknione. Jego modelowe wręcz ujęcie znajdziemy w Dziejach Apostolskich (8, 5-24; 13, 6-11; 19, 8-19).

Dla starożytnych, pogan i chrześcijan, obecność w świecie bóstw lub Boga oraz towarzyszącej jej cudotwórczej aktywności była oczywista. Konkurenci spierali się o źródła owych niezwykłości. Dla jednych i drugich prawdziwe cuda były po własnej stronie, a te u rywali stanowiły wyczyny demonów i magów lub efekt czarów, sztuczek i zabobonów, jakie tradycyjnie przypisywano napływającym ze Wschodu nowym religiom. Kiedy zaś w IV w. skończyły się prześladowania chrześcijan i nastąpił wsparty przez cesarzy triumf Kościoła, do przyjmujących chrzest mas najłatwiej było trafić z czarno-białym podziałem. Ustawiane po ciemnej stronie bóstwa, dotąd przez katechumenów czczone, okazały się być zakamuflowaną obecnością znanego z Biblii diabła. Po tak ukształtowany wizerunek sięgać będą przez stulecia misjonarze chrześcijańscy w Europie, Ameryce i Azji. Na dostęp do przeciwległego bieguna refleksji o innych religiach, i na uznanie dla obecnego w nich rozpoznania „owej tajemniczej mocy”, jaka obecna jest w historii świata i ludzi, czekać przyjdzie półtora tysiąca lat (Vaticanum II, „Deklaracja o stosunku Kościoła do religii nie-chrześcijańskich”, 1-2, 5).

Chrześcijańscy władcy, ulegając perswazjom kleru, wyznaczyli ostry kurs przeciw praktykowaniu magii. Jej ścisły związek z demonologią zyskał uznanie w patrystycznej teologii i duszpasterstwie, głównie dzięki pismom Augustyna. Wraz z rozprzestrzenianiem się chrześcijaństwa zacierało się rozróżnianie magii czarnej i białej, podobnie jakoby niebezpiecznej, bo też zakładającej jakiś kontakt z demonami. Biskup Hippony, genialny teolog, ale i niestrudzony demaskator różnorodnej aktywności szatana, zaszczepił przyszłym generacjom chrześcijan ten rodzaj strachu przed niewidzialnym wrogiem, jaki dla wielu tropicieli satelitów złego ducha stanie się obsesją.

Od pochopnego pomawiania bliźnich o kolaborację z diabłem daleko było jednak do przekonania, że konszachty te przerwać winien ogień stosu, pochłaniający heretyka czy czarownicę. Na razie.

Grzech czy przywidzenie

Od IV do XII w. postanowienia chrześcijańskich cesarzy, papieży, soborów i synodów zakazywały praktyk magicznych, grożąc za nie kościelnymi karami. Średniowieczny Kościół był jednak dość wyro­zumiały wobec winnych. Uchwalona przez frankońskich biskupów w 906 r. instrukcja wizytacyjna, nazwana z czasem Canon episcopi i włączona w XII w. do prawa kanonicznego, wspomina o wierzeniach w nocne eskapady kobiet z boginią Dianą na grzbietach dzikich zwierząt: „Niech tedy kapłani wytrwale uczą, że te rzekome praktyki mniemanych czarownic to ich senne przywidzenia, jakimi mami ich diabeł. Kto te złudzenia bierze za rzeczywistość, należy do czarta, a nie do Boga”.

Jak doszło do tego, że omamieni przez szatana okażą się ci, którzy nie będą chcieli wierzyć w latanie czarownic na sabaty? Niepokój towarzyszący pojawieniu się pod koniec XII w. waldensów i katarów, poważnego zagro­żenia heretyckiego od wieków nieznanego na Zachodzie, był powodem powołania inkwizytorów do ich zwalczania. Jeden z nich, Konrad z Marburga, uznał, że sekty, z jakimi walczył, adorują na tajnych zgromadzeniach Lucypera, oddają się rozpuście i bezczeszczą Hostię. Papież Grzegorz IX dał się do owych fantasmagorii przekonać (bulla z 1232 r.), lecz jego następcy wahali się, czy udzielić inkwizy­torom władzy sądzenia oskarżanych o czary. Tomasz z Akwinu uznał, że diabły są w stanie współżyć seksualnie z ludzkimi istotami. Inni demonolodzy silili się, by – przeciwnie niż Canon episcopi – dowodzić, że przypisywane czarownicom czyny to nie iluzja.

Bulla Jana XXII z 1326 r. powiązała czary z herezją: papież upoważnił inkwizytorów do ścigania winnych. Ci przy użyciu tortur „dowiedzieli się” wkrótce o nocnym anty-Kościele, który na sabatach czci szatana i oddaje się orgiom. Taki kult czy przywoływanie piekielnych mocy to herezja, ścigana przez trybunały kościelne i świeckie.

Pod straszliwym znakiem równości, postawionym między ludową magią a herezją, płonąć będą stosy. Fatalną rolę odegrała bulla Innocentego VIII z 1484 r., w której papież ubolewał, że w Niemczech wiele osób „odchodząc od wiary katolickiej, zadaje się z diabłami i poprzez swe czary, zaklęcia, gusła” niszczy potomstwo, zabija ludzi, szkodzi plonom. Wspierani tą bullą dwaj dominikańscy inkwizytorzy, Sprenger i Krammer, wydali „Młot na czarownice” (1486 r.), najszkodliwszy z traktatów demonologicznych. Dowodzili w nim, że niewiara w istnienie czarów i czarownic to herezja, dołączając instrukcję postępowania procesowego. Wydawany wiele razy w XVI-XVII w., „Młot...” służył w Europie za narzędzie zbrodni sądowej, wspieranej współdziałaniem władz duchownych i cywilnych.

Obraza Boska

Strach przed szatanem i jego kooperantkami ogarnął Europę Zachodnią, zwłaszcza kraje niemieckie, głównie w drugiej połowie XVI i pierwszej połowie XVII w. W Rzeczypospolitej prześladowania oskarżonych zaczęły się, gdy tam już prawie ustawały, i trwały ponad sto lat. Klęski żywiołowe, wojny, rekwizycje, głód, wzmagały strach i rozwój wiary w zjawy, upiory i opętanie. Czarownice obwiniano o cho­roby ludzi i zwierząt, rzucanie uroków, sprowadzanie burz i gradu czy odbieranie mleka krowom.

Sądzenie spraw o czary należało w Polsce do kompetencji sądów kościelnych – potwierdziła to konstytucja sejmowa z 1543 r. Praktyka okazała się jednak przeciwna: oskarżenia rozpa­trywały sądy świeckie, a starania władz kościelnych o odzyskanie jurysdykcji nad tą dziedziną były w pierwszej połowie XVII w. dość słabe. Szlachta, wśród której szerzyła się reformacja, w obawie procesów przeciw heretykom uniemożliwiała egzekwowanie przez królewskich starostów wyroków sądów kościelnych.

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...