Ale w śledztwie postępowano brutalnie.
Zapewne tak, z tym że była to raczej zwykła brutalność tępej policji, takie rutynowe bicie w mordę, a nie wymuszanie zeznań poprzez długotrwałe tortury. Było to godne potępienia, nie służyło jednak konstruowaniu całkowicie fałszywej rzeczywistości, tak jak to miało miejsce w śledztwach politycznych.
Istnieją za to inne przyczyny, dla których to źródło może nastręczać trudności. Po pierwsze: akta procesów z dekretu sierpniowego są jeszcze słabo przebadane. Na razie wykorzystują je głównie badacze relacji polsko-żydowskich, a ponieważ tylko niewielka część procesów dotyczyła zbrodni na Żydach, za wcześnie na wyciąganie ogólnych wniosków. Po drugie: tam, gdzie szło o zbrodnie na Żydach, wymiar sprawiedliwości działał rutynowo, wykazywał daleko posunięty brak zainteresowania i obojętność – bo Żydzi byli obcy. Obojętność widać choćby w tym, że ani sądy, ani organa ścigania nie troszczyły się o ustalenie tożsamości ofiar. W aktach zamiast nazwisk pojawiają się najczęściej ogólnikowe określenia: Żydówka, grupa Żydów.
Uderzająca jest też pobieżność postępowań. Nikt nie był zainteresowany dogłębnym i szczegółowym wyjaśnieniem spraw. W sprawie zbrodni w Jedwabnem prokuratura zadowoliła się pierwszymi uzyskanymi zeznaniami. W trakcie procesu świadkowie wymieniali z nazwiska osoby uczestniczące w pogromie, ale prokuratura nie podjęła żadnej próby wyjaśnienia, czy te osoby faktycznie wzięły udział w zbrodni. Sędziowie bezkrytycznie przyjmowali argumentację obrony, nie kwestionując ewidentnych nawet sprzeczności. Nie przeszkadzało im np., że świadkowie obrony podają różne miejsca, w których oskarżony miał rzekomo przebywać w czasie mordu. W uzasadnieniu wyroku pojawia się informacja, że część ofiar została rozstrzelana. W śledztwie nie było o tym mowy, sędziowie po prostu dopisali to z rozpędu, na podstawie potocznej wiedzy o sytuacjach okupacyjnych.
W podsumowaniu tomu „Zarys krajobrazu” Barbara Engelking i Jan Grabowski tak piszą o „sierpniówkach”: „uderzający w tych dokumentach jest niemal całkowity (...) brak poczucia winy sprawców”. Czy akta procesów sądowych i protokoły przesłuchań są dobrym miejscem do szukania śladów skruchy? Czy w logice procesu nie mieści się prawo oskarżonego do obrony za wszelką cenę?
Być może to racja, może nie powinno nas zaskakiwać, że w tego typu dokumentach nie znajdujemy dowodów poczucia winy. Ale podejdźmy do tego od drugiej strony: spójrzmy, co się w tych dokumentach znajduje? Są tam listy, petycje sąsiadów i krewnych wstawiających się za oskarżonymi, zaświadczających, że oskarżeni są bardzo przyzwoitymi ludźmi, dobrymi Polakami, patriotami, że ich postawa podczas wojny była generalnie bez zarzutu. Lokalna społeczność solidaryzowała się z oskarżonymi, wspierała ich. A to, moim zdaniem, jest świadectwem niewyrażonego wprost przekonania, że właściwie nic się nie stało, że te czyny nie domagają się sankcji społecznej.
IPN stał się dysponentem ogromnego zbioru dokumentów opatrzonych pieczątką komunistycznego państwa. Od tej instytucji wymaga się dwoistego podejścia do źródeł: historycznego, które dąży do zrekonstruowania prawdy, i prokuratorskiego, które ma na celu znalezienie winnych i wymierzenie sprawiedliwości. Czy nie ma w tym sprzeczności?
To jest sztucznie postawiony problem. Działalności badawcza i śledcza IPN są od siebie oddzielone. IPN jest instytucją składającą się z czterech działów. Najbardziej bliskie sobie z racji działalności są archiwum oraz pion badawczy i edukacyjny. Natomiast dwa piony prokuratorskie – ścigania zbrodni i lustracyjny – choć są pod tym samym dachem, to są oddzielone i szalenie hermetyczne.
W sensie bardziej ogólnym IPN niewątpliwie jest instytucją, która dokonuje rozrachunku z przeszłością. Celowo używam słowa „rozrachunek”, a nie „rozliczenie”, bo rozliczenie to wymierzanie sprawiedliwości, a rozrachunek jest pojęciem szerszym, w którym mieści się i opisywanie przeszłości, i oddawanie sprawiedliwości – przywracanie społeczeństwu pamięci o ofiarach i nieznanych bohaterach. Warto bowiem pamiętać, że akta służb bezpieczeństwa nie tylko stawiają ludzi w złym świetle – zawierają także informacje o czynach bohaterskich i postępkach godnych pochwały.
Rozmawiały Elżbieta Olender i Agnieszka Jędrzejczyk
Dr KRZYSZTOF PERSAK jest historykiem związanym z Instytutem Pamięci Narodowej i Instytutem Studiów Politycznych PAN; pełni obecnie funkcję dyrektora Biura Prezesa IPN. Jest autorem i redaktorem licznych prac poświęconych dziejom najnowszym Polski. Opublikował m.in. „Odrodzenie harcerstwa w 1956 roku” (1996); „Wokół Jedwabnego” (z Pawłem Machcewiczem, 2002); „A Handbook of the Communist Security Apparatus in East Central Europe, 1944–1989” (z Łukaszem Kamińskim, 2005). Za książkę „Sprawa Henryka Hollanda” (2006) otrzymał Nagrodę Historyczną „Polityki”.