Powracamy na łamach „Niedzieli” do świętej żony i matki Gianny Beretty Molli, której 50. rocznicę śmierci będziemy obchodzić 28 kwietnia 2012 r.
Świadectwo św. Joanny Beretty Molli – ofiary życia stało się znane na całym świecie i jest podziwiane. Już w kilka miesięcy po śmierci w grudniu 1962 r. została odznaczona złotym medalem przez ówczesnego kardynała Mediolanu Giovanniego Battistę Montiniego. Odebrał go mąż Świętej – inż. Piotr Molla.
Ojciec Święty Jan Paweł II wołał na Placu św. Piotra 24 kwietnia 1994 r. w dniu jej beatyfikacji: „Daję wam świętą nowoczesną... która nie zawahała się oddać życie, by mogło żyć jej dziecko”.
Była ostatnią świętą, którą kanonizował Jan Paweł II. Zatem można powiedzieć, iż zostawił nam tę Świętą w testamencie. Chciał powiedzieć całemu światu, że ofiara życia za życie dziecka jest największym poświęceniem. Natomiast mąż Świętej – Piotr Molla powiedział: „Wieczności mi nie starczy, by dziękować Panu Bogu za tak cudowną żonę”.
Chcąc przybliżyć jej postać, pozwoliłam sobie zwrócić się do jej jeszcze żyjącego rodzeństwa: s. Virginii – lekarza i zakonnicy, a także o dwa lata starszego brata Świętej – ks. Józefa.
Zwróciłam się do s. Virginii z następującym pytaniem: Droga Siostro, mija 50 lat od śmierci św. Gianny, towarzyszyła Siostra jej ostatnim chwilom tu, na ziemi. Co pozostało Siostrze najmocniej w pamięci?
S. Virginia odpowiedziała: – Są to jej słowa, które brzmią mi w uszach do dzisiaj: „Jezu, kocham Cię”. Powracam często do momentu spotkania z moją siostrą w szpitalu. Otóż kiedy przyjechałam do szpitala w Monzie i zobaczyłam moją siostrę Giannę, to pierwsze słowa, które skierowała do mnie, pamiętam do dziś. Wówczas tak mi powiedziała: „Gdybyś wiedziała, co znaczy umierać, zostawiając czworo małych dzieci”. Największym dla niej cierpieniem nie było to, że umiera, ale to, że musi opuścić dzieci. To było jej wyznanie, w którym Gianna powierzyła mi cały swój ból i cierpienie. Widziałam, jak podąża za Panem, a przyjmując swój krzyż, współuczestniczy w Jego męce i osamotnieniu na drodze krzyżowej.
Przypominam sobie również sytuację, która w pewnym momencie była na tyle poważna, że lekarz poprosił wszystkich o opuszczenie sali. Zostałam z nią tylko ja. Gianna, czując się osamotniona, skomentowała ten fakt słowami: „Gdzie są wszyscy? Dlaczego mnie opuścili?”. Wówczas odpowiedziałam jej: – Nie opuścili cię, czekają za drzwiami, aż się poczujesz lepiej, aby na nowo powrócić do Ciebie. Mimo to widziałam, że czuje się opuszczona i osamotniona w swoim cierpieniu.
„Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił...”.
Również powracam w pamięci do słów Jezusa, kiedy na krzyżu powiedział do Maryi: „Oto syn Twój” (por. J 19, 26), a do Jana: „Oto Matka twoja” (J 19, 27). Moja siostra Gianna zwróciła się do mnie: „Powiedz Zycie (nasza starsza siostra), że powierzam jej moje dzieci, które są całym moim życiem. A ty, Virginio, idź do swojej przełożonej i powiedz, aby nie wysyłała cię więcej na misje do Indii, bo tu, we Włoszech, masz do zrobienia wiele dobrego, będziesz mogła tym samym pomóc w wychowaniu moich dzieci”. Niestety, stan jej zdrowia pogarszał się z godziny na godzinę, miała wysoką gorączkę i poprosiła mnie, abym wezwała księdza. Poszłam do kapelana, który akurat przygotowywał się do Mszy św. Poprosiłam go o modlitwę za Giannę i przyjście zaraz po zakończeniu Mszy św. Wróciłam natychmiast do niej i przekazałam jej, że ksiądz przyjdzie tak szybko, jak to będzie możliwe.W międzyczasie dałam jej do ucałowania mój krzyż misyjny, a ona, przytuliwszy się do niego, pozostawała tak w milczeniu przez dłuższą chwilę, po czym zwróciwszy się do mnie, powiedziała: „Gdybyś wiedziała, jakim pocieszeniem jest dla mnie Jezus. Gdyby Go nie było w pewnych momentach...”, i tak poczuła się pogodzona ze swoim losem.
Powracam też często do chwili, kiedy to Gianna poczuła się gorzej i poprosiła naszego brata Ferdynanda (był lekarzem ginekologiem), by powiedział jej, kiedy nastąpi ta ostateczna chwila. Było to dla niej bardzo ważne, bo chciała przygotować się na spotkanie z Panem. Jednakże kiedy przyszedł ten moment, Ferdynand nie miał na tyle odwagi, aby oznajmić Giannie o nadchodzącej śmierci, poprosił mnie, żebym to zrobiła. Wówczas zwróciłam się do niej tymi słowami: – Gianno, tata i mama czekają już na ciebie w niebie, jesteś szczęśliwa, że do nich idziesz? Pamiętam, że uniosła lewą powiekę, jakby chciała powiedzieć: „Niech się stanie wola Boża”.Ostatnią prośbą, którą nam przekazała, była chęć powrotu do domu, żeby mogła umrzeć we własnym łóżku. I w tych chwilach wielkiego cierpienia nie przestała myśleć o dzieciach, gdyż największym jej cierpieniem było to, że musi je opuścić. Jednak gdy usłyszała ich głosy w pokoju obok, rozpłakała się i powtórzyła słowa: „Jezu, kocham Cię”, i odeszła do nieba.
Zwracając się do ks. Józefa, poprosiłam, by podzielił się z czytelnikami „Niedzieli” doświadczeniem koncelebrowania Mszy św. wraz z Ojcem Świętym Janem Pawłem II w dniu beatyfikacji i kanonizacji swojej Świętej Siostry.
– Najpiękniejszą rzeczą, której doświadczyłem, była myśl, że kardynałowie i biskupi czekali na ten proces kanonizacyjny. Gianna była pierwszą świętą (i to osobą świecką) po kanonizacji św. Karola Boromeusza (po 396 latach) w diecezji mediolańskiej. Stało się tak dlatego, iż w obliczu Pana najważniejszy jest szacunek dla życia jako daru od Boga. Chciałbym dodać, że nasza rodzina Berettów już w 1600 r. wyemigrowała z Wenecji i przeniosła się do Magenty koło Mediolanu, gdzie przejęła opiekę nad kaplicą Matki Bożej, znajdującą się w tamtejszej bazylice, stając się tym samym jej prawowitym właścicielem. Gianna kierowała się zawsze przykładem naszych wspaniałych rodziców. To oni, a szczególnie nasza mama, prowadzili ją w drodze do świętości. Natomiast podczas udzielania sakramentu małżeństwa Giannie i Piotrowi dałem im za przykład naszą cudowną mamę, którą uważaliśmy za świętą.
Sam fakt współkoncelebrowania Mszy św. na Placu św. Piotra z bł. Janem Pawłem II był dla mnie osobiście wielkim przeżyciem, pełnym emocji i wzruszeń, a przede wszystkim radości.
Głęboko w sercu noszę dar beatyfikacji i kanonizacji dla naszej rodziny.
Tych kilka wspomnień ukazuje nam, jak głęboko pozostaje Gianna w sercach członków swojej rodziny, jak wielkim cierpieniem i dla nich było jej odejście i pozostawienie czwórki malutkich dzieci.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.