W czasach pokoju i powszechnej konsumpcji ludzie próbują pytanie o Boga wypchnąć ze świadomości, a zaraz potem kompensują sobie brak metafizycznej perspektywy książeczkami o niesamowitościach, o duchach, o wampirach i zaczynają chodzić na horrory. Z prof. Krzysztofem Zanussim rozmawia Krzysztof Ołdakowski SJ
- Czy to, co pan proponuje, czyli zejście na plażę z ważnym przesłaniem, zadawanie istotnych pytań, jest dzisiejszym sposobem na poruszenie człowieka?
- Osoby zapracowane czują się odmóżdżone i widać wyraźnie, że chciałyby w wakacje doładować baterie. Skracają pobyt na plaży i od trzeciej po południu siedzą w naszych namiotach, bo chcą posłuchać o ważnych sprawach. Nie wychodzi z nimi do nich ani telewizja, ani tygodniki, których poziom też jest w tej chwili bardzo obciągnięty ku dołowi. A jak ktoś troszeczkę chce utrzymać wyższy poziom, to inni go opluwają, że jest nudny. Czytam byłego redaktora Wprost i kiedy mówi o tygodniku Polityka, że jest nudny, bo nie obciągnął jeszcze dosyć poziomu ku dołowi. W Karuzeli kultury takiej intencji nigdy nie było. Przeciwnie, bardzo staramy się podkreślać, że kultura bywa wysoka i niska, tę niską przez uprzejmość nazywamy „popularną”, ale nie należy jej się zbytnio kłaniać. To, że za nią stoją pieniądze, to nie znaczy, że za nią stoją jakieś szczególne wartości, niemniej serwuje kulturę popularną obok Vivaldiego i Haendla w wykonaniu Filharmonii z Poznania. Kultura wysoka ciągle obumiera, popada w sklerozę, więc też nie trzeba jej dowierzać do końca. Na Karuzeli kultury one się zderzają i patrzymy, co z tego zderzenia wyniknie. Taki był sens tej fundacji przez lata, kiedy ona funkcjonowała, pod patronatem p. Władysława Bartoszewskiego, który był i jest do tej pory naszym honorowym prezesem. Taka była pierwotna intencja. Nie chodzi nam o to, żeby zejść do ludu z czymś bardzo prostackim. Podejmowaliśmy próbę nawiązania rozmowy, w której będą się przecinały różne środowiska, różne doświadczenia, w której będzie się prześwietlać celebrytów i patrzeć, co oni mają naprawdę do powiedzenia. To celebryci przyciągają tłumy. My stawiamy przed nimi pytania. Niektórzy wychodzą z tego świetnie, a niektórzy żałośnie, i tych więcej staramy się nie zapraszać. Także to jest taki tygiel, który nie ma na celu tego, żeby wszystko zmieszać, tylko to jest tygiel, w którym próbujemy sprawdzić, co się ostanie, czyja myśl przetrwa. Zaprosiliśmy na pierwsze wydanie Karuzeli trzech byłych ministrów kultury, z trzech krajów ościennych. Pytaliśmy Rosjanina, Niemki i Włocha po co kultura polityce i po co polityka kulturze. To naprawdę był ciekawy panel. Potem radio go przejęło i puszczało nawet parę razy. Bo to był bogaty panel, w bardzo ciekawej sprawie. I to nie było żadne zejście do najniższego wspólnego mianownika.
Ale też konfesjonały widziałem na plaży?
Krzysztof Zanussi – One nie są na plaży, one są w namiocie. Wiadomości o konfesjonałach może są mylące. Z konfesjonałem wiążemy nie spowiedź, ale anonimowość. Chcemy, żeby ludzie mogli znanemu człowiekowi opowiedzieć anonimowo, nie zdradzając, kim są, o najważniejszych zdarzeniach życia. I opowiadają o tym żywo, ciekawie, i nawet ze szczegółami. Istnieje duże ryzyko, że pojawi się dużo osób szalonych lub sfrustrowanych, i że oni zdominują te rozmowy. Tymczasem to nieprawda. Ludzie młodzi, i starzy przynoszą niezwykle ciekawe historie, których nie mieli komu opowiedzieć. I dlatego to jest ciekawe. I słucha tego raz p. Żakowski, raz p. Stuhr, pani Wałęsowa czasem ktoś z cele brytów. Ludzie sami wybierają, komu chcą coś opowiedzieć.
A które ze zjawisk Karuzeli kultury są według Pana szczególnie cenione przez odbiorców?
Krzysztof Zanussi – Nie da się na to pytanie odpowiedzieć. Ludzie chcą oczywiście rozrywki, ale przy okazji staramy się obsłużyć również publiczność bardziej wymagającą, i zawsze, mimo lata, jest coś z muzyki i z teatru z wyższej półki, coś stosownego na lato. Bo latem nie czas, żeby grać Requiem. Obok sztuki jest dużo czynności typu fizycznego, są różne sporty i zabawy dla dzieci oraz namiot nauki.
Byłem ostatnio na Targach Wydawców Katolickich i tak chodziłem obserwowałem, jaka książka dzisiaj idzie na tzw. rynku katolickim. Zauważyłem, że przede wszystkim książki o szatanie, demony, opętania i egzorcyzmy, a druga tematyka to cuda, czyli nadzwyczajności. Czy trochę nam się ta świadomość religijna nie stabloidyzowała?
Krzysztof Zanussi – Oczywiście. Religijność ludowa zawsze miała swoje kiczowate oblicze, kiedy jeszcze nie było tabloidów. Ale dawniej kich był cichy, pokorny. A w tej chwili stoją za nim tłumy i pieniądze.
Więcej książek o szatanie niż o Panu Jezusie.
Krzysztof Zanussi – Podejrzewam, że to jest wyraz lęków, którymi ludzie są podszyci, niepewności i potrzeby transcendencji. Czujemy, że religia w ogromnym stopniu się uspołeczniła i upolityczniła, a oddaliła się od metafizyki. Ten zarzut akurat bije w was, jezuitów, bo wyście trochę poszli w tę stronę. Od 1968 roku religia dla wielu chrześcijan stała się ideologią sprawiedliwości społecznej, a przecież w Ewangelii naprawdę nie o tym głównie jest mowa. I dlatego czuje się dzisiaj niedosyt metafizyki. Ludzie kupują ją z drugiej ręki, tandetniejszą. Coś takiego, co daje im poczucie tajemnicy, która ich przerasta.
Powiedział Pan o sprawiedliwości, ale intencja u początków była szlachetna, żeby wiara, jeśli autentyczna przemieniała struktury.
Krzysztof Zanussi – Oczywiście, to tylko kwestia harmonii. Przeżyliśmy i przeżywamy w wielu miejscach świata walkę zbrojną w obronie elementarnych wartości. Chrystus wspomina, że także przynosi miecz, ale uroda ewangelicznego przesłania leży w tym, że nie daje się nigdy zamknąć go w jednym wymiarze.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.