Współczesna pedagogika zdominowana została przez ideologię liberalizmu i przybrała postać tzw. antypedagogiki . Antypedagogika odcina się od tradycji pedagogiki personalistycznej, tej tradycji wychowawczej, która sięga greckiej paidei i niesiona jest już w kolejne tysiąclecie przez kulturę chrześcijańską. Wiele pokoleń zostało wychowanych według ethosu tej tradycji i swoim życiem potwierdziło, że wychowanie przynosi wówczas owoce społeczne, jeśli jest oparte na osobowej teorii człowieka.
Przypomnijmy w tym miejscu, że w świetle tradycji pedagogiki personalistycznej człowiek jest osobą, a więc kimś przekraczającym świat przyrody i nie dającym się do tego świata sprowadzić. Człowiek rodzi się jako osoba, ale – wbrew poglądom antypedagogów – musi nieustannie „budować” siebie jako człowieka, a więc aktualizować (urzeczywistniać) wpisane w jego naturę potencjalności jako cechy życia osobowego. Całość skierowanych wobec człowieka działań wychowawczych, których sensem jest doskonalenie jego człowieczeństwa, musi dokonywać się w perspektywie dobra i ostatecznego celu życia ludzkiego[2]. Takie wychowanie nie ma nic wspólnego z totalitarną tresurą, gdzie wychowanek jest narzędziem w rękach pedagogów-ideologów, nie jest też tylko zbiorem nakazów i zakazów, ani nie jest pozostawianiem wychowanka samemu sobie. Wychowanie personalistyczne opiera się na naturze wychowanka, rozpoznaje ją i pomaga mu wzrastać, czyli aktualizować siebie. Metodą tak rozumianego wychowania może być tylko usprawnianie do realizowania dobra, wymagające jednoznaczności w ocenie tego, co jest dobre, a co jest złe i związanego z tym w sposób nieunikniony wprowadzenia nakazów i zakazów stosownie do wieku wychowanka oraz jego indywidualnych sposobów realizowania dobra. Prowadzenie wychowanka musi dokonywać się w oparciu o rozpoznanie jego konkretnych możliwości i być owocem współpracy wychowawcy z wychowankiem. Wobec powyższego wychowanie należy związać z teorią dobra i zła. Jest to dzisiaj szczególnie ważne i tego właśnie najbardziej boją się liberałowie. Dla nich jasność poznawcza w sferze dobra i zła to zamach na lansowaną przez nich koncepcję wychowania „poza dobrem i złem”[3].
Co w związku z tym? W jaki sposób należy bronić pedagogiki personalistycznej? Odpowiedź jest jedna – nie ustawać w kontynuowaniu tej tradycji wychowawczej i jednocześnie obnażać sposoby walki podejmowane przez antypedagogikę. Jeden z nich to używanie pojęć wypracowanych na gruncie personalizmu, ale zmienianie ich sensu, co przyczynia się do chaosu w praktyce wychowawczej i w konsekwencji prowadzi do realnej zmiany w procesie wychowania. Warto przyjrzeć się tej metodzie walki, ponieważ wiąże się ona z wpływem wychowawców na wychowanka, szczególnie chodzi w niej o zlikwidowanie wpływu rodziców na swoje dzieci. Przyjrzyjmy się pokrótce kilku wybranym pojęciom, takim jak: podmiotowość, godność, wolność i tolerancja.
I tak, podmiotowość w wychowaniu wiąże się dzisiaj z aktywnością wychowanka i nawiązywaniem z nim relacji dwupodmiotowych, czyli relacji partnerskich. Takie rozumienie podmiotowości daje wychowankowi możliwość swobodnego decydowania o sobie oraz podejmowania przez niego tzw. aktywności sprawczej. Wychowawca jako równorzędny partner dla wychowanka ma jedynie poprzez zorganizowanie warunków wyzwalać tę aktywność, ma przedstawiać różne propozycje i różne wizje świata, a wychowanek ma sam dokonać wyboru takiej wizji, którą uzna dla siebie za najlepszą. Według tej koncepcji wychowania, im bardziej wychowanek jest twórczy i autonomiczny w swoich pomysłach, tym lepiej wyraża swoją podmiotowość. Nietrudno przewidzieć skutki takiego rozumienia podmiotowości wychowanka. Jednym z nich jest niewątpliwie ograniczony wpływ, zwłaszcza naturalnych wychowawców, czyli przede wszystkim rodziców na swoje dziecko i tym samym przygotowanie gruntu pod wpływ ideologów liberalizmu. Liberałowie „zapominają”, albo po prostu nie wiedzą (nie wiedzą, bo nie znają tradycji personalizmu), że podmiotowość jest człowiekowi dana i zadana jednocześnie do zaktualizowania. W związku z tym nie ma i być nie może równości pomiędzy wychowawcą a wychowankiem. Wychowawca z racji większego stopnia zaktualizowania siebie i tym samym swojej podmiotowości, ma pomagać wzrastać swojemu wychowankowi, a nie być dla niego równorzędnym partnerem[4].
Kolejną zmianę jakości relacji: wychowawca – wychowanek uzyskuje się poprzez związanie godności wychowanka z jego wolnością. W praktyce wychowawczej oznacza to, że wychowanek w imię swojej godności, ma prawo decydować o sobie w sposób dowolny, a inni (rodzice!) mają ten przejaw jego wolności uszanować. Pogląd ten jest niedorzeczny i wystarczy przypomnieć, że źle użyta wolność uderza w godność człowieka, co pokazuje, że z faktu wolności nie wynika jego godność. Podobnie jak w przypadku liberalnego rozumienia podmiotowości, piewcy pedagogiki liberalnej nie rozumieją, że godność jest człowiekowi dana i zadana jednocześnie, a rolą wychowawców jest nauczyć swojego wychowanka godnie żyć, czyli podług tego, kim jest jako człowiek. Godność wpisana w naturę ludzką jest ogromnym zobowiązaniem dla człowieka, a młody człowiek pozostawiony sam sobie i nie poprowadzony przez wychowawców jest narażony bądź na błądzenie, bądź na podejmowanie działań podyktowanych przez ideologię liberalizmu, co niekoniecznie uczy go godnego życia[5].
A wolność? To sztandarowe pojęcie liberałów, jednakże jego sens jest zupełnie inny od wypracowanego przez tradycję personalizmu. Powtórzmy, że według nich wolność to dowolność działania, czyli dyspensa od... prawdy i dobra. Takie rozumienie wolności, podobnie jak rozumienie godności i podmiotowości, daje zdecydowaną przewagę ideologicznym „wychowawcom” wobec wpływu naturalnych wychowawców. Tradycja personalistyczna wiąże wolność z dobrem, dobro bowiem jest celem ludzkiego działania oraz kryterium oceny celowości tego działania, tylko to bowiem umożliwia doskonalenie siebie jako człowieka. A to wymaga zdecydowanego prowadzenia wychowanka, a więc pokazywania mu dobra i usprawniania go w realizowaniu tego dobra, co w obliczu wielu kuszących liberalnych propozycji nie jest dzisiaj łatwe. Podobne zagrożenie dla wychowania stanowi rozumienie tolerancji jako wymogu akceptowania wszystkiego, także fałszu, kłamstwa, zła czy brzydoty, co jednocześnie eliminuje ocenę moralną czynów i zachowań człowieka. Takie rozumienie tolerancji nie ma nic wspólnego z tym, jakie wypracowała nasza tradycja. W jej świetle być tolerancyjnym – to być wyrozumiałym wobec błędu, co zawsze jest naturalnym owocem miłości i życzliwości do wychowanka[6].
Z tego krótkiego zestawienia widzimy, że zmiana sensu podstawowych pojęć wypracowanych przez europejską tradycję pedagogiczną jest zjawiskiem niebezpiecznym i niesie ze sobą zmianę sytuacji wychowawczej oraz realną zmianę udziału wychowawcy w życiu swojego wychowanka. Dzisiaj rodzic – jako ten, który był zawsze pierwszym i najważniejszym wychowawcą swojego dziecka – zostaje sprowadzony do roli kogoś, kto ma jedynie w sposób neutralny wychowawczo towarzyszyć swojemu dziecku. Jest to zjawisko bardzo frustrujące dla wielu rodziców, zwłaszcza tych, którzy czują się odpowiedzialni za swoje dzieci, a widzą, że ich dzieci to jakby „dzieci z innego domu”. Rodzice często po prostu nie rozpoznają w dzieciach tego, co chcieliby im przekazać, a co dla nich samych jest egzystencjalnie ważne. Nie rozumieją też, dlaczego dzieci „wymykają im się z rąk” i nie wiedzą, jak temu zaradzić.
Na zakończenie podkreślmy raz jeszcze, że sytuacja, która ma miejsce w obszarze wychowania, wymaga, po pierwsze – dobrej diagnozy tego, co dzieje się dziś, diagnozy uwzględniającej ideologiczne tło problemu wychowania, jakie tworzy wewnętrznie zróżnicowany socjalizm, po drugie – pilnego odbudowania tradycji pedagogiki personalistycznej z jednoczesnym „oczyszczeniem” pojęć i terminów wychowawczych, zawłaszczonych i zachwaszczonych przez antypedagogikę. Jako pilne zadanie na dziś należy wskazać także pedagogizację rodziców, która uświadomiłaby im wspomniane zagrożenia płynące ze strony ideologii socjalizmu dając tym samym rzetelne poznawczo przygotowanie do wypełniania arcyważnego zadania, jakim jest personalistyczne wychowanie młodego pokolenia i która umacniałaby w nich pewność, że personalizm jest jedyną alternatywą wychowawczą.
Barbara Kiereś - doktor pedagogiki, adiunkt w Katedrze Pedagogiki Rodziny KUL, autorka książek: Prawda o małżeństwie (2005), Chodzi o miłość (2006), Tylko rodzina! (2006), Jak wychowywać? (2006), O personalizm w pedagogice. Studia i szkice z teorii wychowania (2009).
[1] Zob. H. Kiereś, Człowiek i cywilizacja, Lublin 2007.
[2] Na temat koncepcji człowieka jako osoby, zob. M. A. Krąpiec, Ja – człowiek. Zarys antropologii filozoficznej, wyd. 2, Lublin 1979.
[3] Szerzej na temat pedagogiki personalistycznej, zob. B. Kiereś, O personalizm w pedagogice. Studia i szkice z teorii wychowania, Lublin 2009. Na temat metody wychowania jako usprawniania do realizacji dobra, zob. J. Woroniecki, Katolicka etyka wychowawcza, t. 1–2 (t. 2, cz. 1–2), Lublin 1986; P. Jaroszyński, Etyka. Dramat życia moralnego, Warszawa 1996.
[4] Szerzej na temat podmiotowości, zob. B. Kiereś, O personalizm w pedagogice, s. 60–69.
[5] Na temat godności, zob. tamże, s. 53–60.
[6] Więcej na temat wolności i tolerancji w wychowaniu zob. tamże, s. 69–82.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.