Skomercjalizowany sport jako element kultury masowej wpływa na życie ludzi na całym świecie. Co robić, żeby uchronić młodych przed destrukcyjnymi mechanizmami świata piłki nożnej?
W czasie tegorocznych wakacji kibice emocjonowali się najdroższym transferem piłkarza w historii. Brazylijczyk Neymar z klubu FC Barcelona za 222 miliony euro przeszedł do Paris Saint Germain. Przez 5 lat ma zarobić 150 milionów euro. To dwa razy więcej niż Robert Lewandowski dostaje w Bayernie Monachium. Przeliczając dochód polskiego napastnika na złotówki oraz uwzględniając opodatkowanie i zróżnicowanie dochodów (pensja, zyski z wizerunku, reklamy, premie), można przyjąć, że co godzinę staje się on bogatszy o prawie 11 tys. zł.
Trzy doby to czas, w którym Lewandowski zarabia tyle, ile wystarczyłoby na realizację jedenastu czekających na dofinansowanie projektów budowlanych oraz misyjnych Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego „Młodzi Światu”. Przeciętny Kowalski zarabiający miesięcznie 3 tys. zł musiałby na roczną gażę kapitana polskiej reprezentacji pracować... 2628 lat. Czy grzechem jest zarabiać tyle, co najlepszy polski piłkarz?
Warto podkreślić, że sportowiec jest katolikiem, który uczestniczył w akcji „Nie wstydzę się Jezusa” i popiera swą wiarę czynami. Według wypływającej z Ewangelii katolickiej nauki społecznej bogaci mają obowiązek wspierać ubogich, bo w perspektywie stworzenia i obdarowania przez Boga każdy z nas powinien dzielić się dobrami materialnymi z potrzebującymi. Nic zatem dziwnego, że Robert Lewandowski wspólnie z żoną Anną czynnie angażują się w działania charytatywne, np. wspierając ubogie rodziny w ramach świątecznej akcji „Szlachetna Paczka”. Kapitan reprezentacji polski jako ambasador UNICEF wziął też udział w kampaniach m.in. na rzecz poszkodowanych dzieci z Syrii i Nepalu. Cyprian Gaweł i Patrick Głowacki to tylko przykłady dzieci, którym piłkarz pomógł w walce z chorobą, promując w mediach społecznościowych stosowne akcje charytatywne i wpłacając pieniądze na kosztowne operacje.
Ewangelia zachęca do udzielania jałmużny bez rozgłosu i uzależnia jej duchowe owoce od stopnia poświęcenia się przez darczyńcę. Dlatego św. Jan Bosko sugerował, że jej wartość powinna być współmierna do posiadanego majątku. Na uznanie zasługuje nie tyle fakt, że państwo Lewandowscy wspierają akcje charytatywne w milionowych kwotach, ale że w wielu z nich biorą udział anonimowo.
Kiedy w 1999 r. włoski napastnik Christian Vieri przeszedł z rzymskiego klubu Lazio do mediolańskiego Interu za 50 milionów dolarów (to ówczesny transferowy rekord świata) w watykańskim „L’Osservatore Romano” transakcję tę określono jako „obrazę ludzi ubogich”. Temperaturę dyskusji podniosło również samobójstwo jednego z fanów Lazio, który, zanim rzucił się pod koła pociągu, zostawił list pożegnalny zawierający słowa: „Sprzedali Vieriego za 50 milionów... Przecież pieniądze to nie wszystko”.
Nie ma powodu do obaw, gdy dziecko lubi grać w piłkę, a w telewizji ogląda mecze reprezentacji polski i np. Barcelony. Ale wskutek błędów popełnianych przez rodziców w relacjach z młodym fanem futbolu mogą się pojawić problemy. A także wskutek socjalizacji dziecka, bo zwłaszcza w okresie dorastania poszukuje ono identyfikacji, pragnie utożsamić się z konkretną grupą społeczną. Młody człowiek mniej lub bardziej świadomie dołącza do kręgu osób podzielających jego zainteresowania lub reprezentujących atrakcyjny system wartości. W tym procesie ważną rolę odgrywają przyjaźń i koleżeństwo, które często mają wpływ na projektowanie marzeń, życiowych planów i osobistych aspiracji. Z tym wszystkim wiążą się pewne zagrożenia. Jak ich unikać?
Po pierwsze – nie należy bagatelizować problemów emocjonalnych dziecka występujących w związku z przegranym meczem ulubionego zespołu czy przenosinami idola do innego klubu. W przypadku, gdy porażka ma charakter osobisty, tzn. dziecko brało udział w przegranym meczu, oprócz problemu kontroli nad emocjami, często dochodzą też obwinianie się i zaniżona samoocena. Forma wsparcia zależy od wieku, charakteru i postrzegania sytuacji przez dziecko: chodzi o to, by podtrzymać je na duchu, przypominając o następnych okazjach do wykazania się. Celem uniknięcia niepotrzebnych rozczarowań u starszych nastolatków, można wskazywać konkretne rzeczy, które w życiu są ważniejsze od sportu.
Po drugie – należy zwracać uwagę na to, kto ma wpływ na dziecko, z kim ono się zadaje na co dzień. Potrzeba identyfikacji z konkretną drużyną, z klubem sportowym może prowadzić do totalnego zaangażowania młodej osoby. Przyjmuje ono różne formy, m.in. regularne chodzenie na mecze, przygotowywanie opraw meczowych (transparentów, flag, rac i tzw. kartoniad), śledzenie w internecie wszelkich nowinek odnośnie ulubionej drużyny, kupowanie różnych gadżetów oraz jeżdżenie na wyjazdy, czyli dość ryzykowne kibicowanie poza miejscem zamieszkania. W skrajnych przypadkach jest to toczenie wojen z kibicami innych klubów. A to już nie ma zbyt wiele wspólnego ze sportem i przejawia się patologią w czystej postaci: począwszy od słownej agresji, aż po rękoczyny. Zdarzają się na tym tle ofiary śmiertelne.
Dlatego po trzecie – w przypadku zaobserwowanego złego wpływu zwaśnionego środowiska na rozwój osobowy dziecka – należy przy każdej nadarzającej się okazji obnażać absurdy wzajemnej nienawiści (np. zadając pytanie: czy gdybyś urodził się w innym mieście albo mieszkał na „wrogim” osiedlu – to, czy kibicowałbyś tej samej drużynie?), wskazywać, w jaki sposób wrogość i agresja mogą być wynikiem manipulacji (np. grup przestępczych rekrutujących wśród najzagorzalszych fanów swoich „żołnierzy”), wspierać sposoby rozwiązywania konfliktów bez użycia siły oraz zachęcać do dojrzałych postaw wolnych od przemocy (poprzez utożsamianie dorosłości z odpowiedzialnością za innych i z troską o dobro wspólne). Oczywiście należy próbować wpływać na dobór towarzystwa ze strony dziecka. Ale umiejętnie, tzn. nie za wszelką cenę. Tu raczej może pomóc odwoływanie się do konkretnych marzeń lub aspiracji, które są sprzeczne z etosem rówieśniczej grupy wpływu.
Wreszcie po czwarte, nie można traktować trenowania piłki nożnej czy uprawiania sportu jako ścieżki do sukcesu. O. Adam Szustak na jednej z konferencji zabronił rodzicom zapisywania dzieci do drużyn sportowych podejmujących mniej lub bardziej poważną rywalizację. Argumentował, że wypychanie dzieci do walki o zwycięstwo za wszelką cenę krzywdzi je, zwłaszcza kiedy rodzice stwarzają dodatkową presję swoimi oczekiwaniami. Dominikanin zwrócił uwagę, że skutkiem takiej rywalizacji mogą być destrukcyjne postrzeganie siebie w kategoriach wygrany/przegrany oraz nieustanne próby „zasłużenia” na rodzicielską miłość. A przecież celem podejmowania aktywności fizycznej nie powinno być zwycięstwo, bo ono nigdy nie będzie zagwarantowane, ale rekreacja, radość, satysfakcja, zdrowe ciało. Owszem, jeśli ktoś odkryje, że ma talent, pasję i predyspozycje do uprawiania sportu i zajmując się nim zawodowo, zrealizuje marzenia, to nie powinno się robić mu/jej przeszkód.
W takim przypadku rodzice powinni jednak pamiętać i przygotować dziecko na to, że kariera sportowa ze względu na wiele zróżnicowanych czynników, jak np. ryzyko kontuzji – udaje się nielicznym, a szansa na sukces formatu Lewandowskiego może być jedna na milion. Dlatego rozsądni rodzice będą dbać o zrównoważony rozwój dziecka – nie tylko fizyczny, ale też intelektualny, duchowy, emocjonalny, estetyczny itd. Tylko wszechstronność jest gwarantem rozwoju osobowego w kierunku pełni człowieczeństwa. Ułatwia ona też rozeznanie i realizację powołania tego, które każdy dorosły podejmuje w postaci małżeństwa, kapłaństwa, życia konsekrowanego lub samotności.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.