Sytuacja pisarza w czasach omnipotencji państwa jest tematem, który został już dość obszernie zgłębiony, jakkolwiek większość materiału poglądowego, który mógłby być w tej dyskusji przydatny, wciąż pozostaje poza zasięgiem naszej wiedzy. Nie chciałbym w tym momencie opowiadać się za lub przeciw patronatowi państwa nad sztuką; chciałbym jedynie wskazać, jaki zakres ingerencji państwa musi znajdować przynajmniej częściowe przyzwolenie, płynące z charakteru dominującej intelektualnej aury; w tym właśnie kontekście chcę rozważyć postawę pisarzy i artystów – ich chęć, bądź niechęć do podtrzymywania ducha wolności.
Aż do czasów wciąż obecnych w naszej żywej pamięci, siły lewicy we wszystkich krajach walczyły przeciw tyranii, która wydawała się być niezniszczalna, i łatwo założyć, że, jeśli ten jej szczególny rodzaj – kapitalizm – miałby zostać obalony, socjalizm przemógłby. Co więcej – lewica odziedziczyła po liberałach pewne, raczej wątpliwe przekonania, takie jak to, że prawda zwycięży, a prześladowcy pokonają się sami, lub to, że człowiek bywa z natury dobry, a jeśli jest zepsuty, to jedynie pod wpływem środowiska, w którym żyje. Ta idealistyczna postawa postulująca dążenie do doskonałości, pozostała w każdym z nas, i objawia się, kiedy protestujemy (dla przykładu) przeciwko rządowi, Partii Pracy, który uchwala wysokie przychody dla królewskich córek albo waha się przy okazji nacjonalizacji przemysłu stalowego. Oprócz tego, udało się zgromadzić w naszych umysłach całą serię nieuświadomionych, sprzecznych wewnętrznie przekonań, jako skutek kolejnych wolt przeciw rzeczywistości.
Pierwsza taka wolta, to ocena rewolucji rosyjskiej. Z powodu jakichś złożonych przyczyn, niemalże cała angielska lewica została doprowadzona do punktu, w którym zaakceptowała rosyjski reżim jako socjalistyczny, przyznając jednak w głębi duszy, że i duch i praktyka tego reżimu są całkiem obce wszystkiemu, co określamy mianem „socjalizm” w naszym kraju.
Stąd wzięła się pewnego rodzaju schizofreniczna, w swojej istocie, maniera myślenia, że słowo takie jak “demokracja” potrafi nieść dwa zupełnie niespójne znaczenia;od kiedy obozy koncentracyjne i masowe deportacje są dobre i złe jednocześnie. Kolejnym ciosem dla lewicowej ideologii było pojawienie się faszyzmu, który wstrząsnął pacyfizmem i internacjonalizmem lewicy, ale nie spowodował ostatecznego przemodelowania lewicowej doktryny. Doświadczenie niemieckiej okupacji nauczyło Europejczyków tego, o czym ludzie w krajach kolonizowanych dobrze wiedzieli już wcześniej, a mianowicie tego, że konflikty klasowe nie są wszystkim, co ma znaczenie, i że jest coś takiego, jak interes narodowy. Po Hitlerze ciężko było utrzymywać na poważnie myśl, że „wróg jest w naszym własnym kraju” i że narodowa niepodległość nie ma żadnej wartości. I mimo, iż wszyscy to wiemy i że działamy w zgodzie z tą wiedzą, to kiedy przychodzi konieczność działania, ciągle czujemy, że wypowiedzenie tego głośno byłoby rodzajem zdrady.
Ostatecznie dochodzimy do największej trudności, a mianowicie takiej, że lewica jest dzisiaj u władzy, i winna być zobowiązana wziąć odpowiedzialność i podejmować rozsądne decyzje. Lewicowe rządy, prawie bez wyjątku, rozczarowują swoich zwolennikówz tego powodu, że nawet jeśli dobrobyt, który obiecują jest osiągalny, pozostaje zawsze ten niekomfortowy okres przejściowy, o którym nikt nie wspominał na początku. Widzimy choćby nasz rząd, borykający się z ciężkimi gospodarczymi trudnościami, który musi w rzeczywistości walczyć ze swoją własną, przeszłą propagandą. Kryzys, którego doświadczamy, nie jest jakąś nagłą, niespodziewaną katastrofą, niczym trzęsienie ziemi, i nie jest spowodowany przez wojnę, ale, co najwyżej, przyspieszony pod jej wpływem. Dziesiątki lat wstecz można było przewidzieć, że coś takiego, jak kryzys, się przydarzy. Już od XIX wieku nasz dochód narodowy, zależny w dużej mierze od odsetek zagranicznych inwestycji, pewnych rynków zbytu i tanich surowców w koloniach, był w najwyższej mierze niestabilny. Przeświadczenie, że wcześniej, czy później coś pójdzie nie tak i zostaniemy zmuszeni, by nasz eksport zrównoważył nasz import. Kiedy ostatecznie zostaliśmy do tego zmuszeni, brytyjski standard życia, włączając w to standard życia klasy pracującej, gwałtownie się obniżył, przynajmniej na jakiś czas.
A jednak lewica, mimo że była hałaśliwie antyimperialistyczna, nigdy nie przedstawiła tych spraw jasno. Przy różnych okazjach lewica była w stanie przyznać, że brytyjscy robotnicy skorzystali w pewnym stopniu na grabieży Azji i Afryki, lecz zawsze pozwalała na pozostawienie złudzenia, że jeśli przestaną grabić, to i tak ciągle będą mogli cieszyć się dobrobytem. W rzeczywistości robotnicy zostali porwani ideami socjalistycznymi, bo wmawiano im, że są eksploatowani, gdy brutalna prawda była taka, że to oni eksploatowali. Dziś, jak wszystko wskazuje, osiągnęliśmy historyczny moment, kiedy standard życia klasy pracującej nie może być utrzymany, by nie wspominać o jego podniesieniu. Nawet, jeśli wymusi się od bogatych życie to zmiana zmienia sens i czyni go bezsensownym!!!, to i tak ludzie w swojej masie muszą konsumować mniej albo produkować więcej. Czy przesadzam opisując „bagno”, w którym tkwimy po uszy? Może być i tak, i cieszyłbym się, gdyby się okazało, że się mylę.
Istotą tych rozważań jest jednak obserwacja, że cała ta sprawa nie może być uczciwie dyskutowana w środowisku ludzi o lewicowych poglądach. Obniżanie płacy i wydłużanie czasu pracy odbiera się jako dziedzicznie anty-socjalistyczny środek zaradczy, i dlatego musi zostać odrzucony z góry, niezależnie od tego, w jakim stanie znajduje się gospodarka. Jakakolwiek próba sugestii, że zastosowanie takich środków może się okazać nie do uniknięcia, ma równoznaczne znaczenie z podjęciem ryzyka otrzymania „łatki”, której tak bardzo się obawiamy . Na pewno bezpieczniej unikać problemu i udawać, że możemy dojść do ładu w drodze redystrybucji dochodu narodowego na jego obecnym poziomie.
Akceptowanie ortodoksji jest jednoznaczne z zaakceptowaniem nierozwiązywalnych sprzeczności. Spójrzmy na następujący przykład: wszyscy wrażliwi ludzie są zbuntowani przeciw industrializacji i jej produktom, a jednocześnie zdają sobie sprawę, że walka z biedą i walka o emancypację klas pracujących wymaga nie ograniczania zjawiska industrializacji, ale jego pogłębienia. Albo inny: fakt, że są pewne typy prac, których wykonywanie jest absolutnie niezbędne, a jednak nie są wykonywane, jeśli nie towarzyszy im jakaś forma przymusu. Lub taki: nie istnieje możliwość prowadzenia efektywnej polityki zagranicznej bez posiadania potężnych sił zbrojnych. Przykłady można mnożyć. W każdym z powyższych przykładów istnieją rozwiązania, które są proste, ale mogą być zaproponowane jedynie wtedy, gdy ktoś odważy się na nielojalność wobec oficjalnej ideologii. Zwyczajowa próba zmierzenia się z tego rodzaju wyzwaniami, kończy się tym, że spycha się pytanie, bez podjęcia próby odpowiedzi, w najdalsze zakamarki jaźni i kontynuuje powtarzanie sprzecznych sloganów. Nie trzeba szukać wśród bezmiernych ilości recenzji i treści magazynów prasowych, żeby odkryć efekty tego typu myślenia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.