Pisarze wobec lewiatana (1948)

Zeszyty Karmelitańskie 3/2012 Zeszyty Karmelitańskie 3/2012

Sytuacja pisarza w czasach omnipotencji państwa jest tematem, który został już dość obszernie zgłębiony, jakkolwiek większość materiału poglądowego, który mógłby być w tej dyskusji przydatny, wciąż pozostaje poza zasięgiem naszej wiedzy. Nie chciałbym w tym momencie opowiadać się za lub przeciw patronatowi państwa nad sztuką; chciałbym jedynie wskazać, jaki zakres ingerencji państwa musi znajdować przynajmniej częściowe przyzwolenie, płynące z charakteru dominującej intelektualnej aury; w tym właśnie kontekście chcę rozważyć postawę pisarzy i artystów – ich chęć, bądź niechęć do podtrzymywania ducha wolności.

 

Nie sugeruję, oczywiście, że intelektualna nieuczciwość jest właściwa wyłącznie socjalistom i lewicowcom, albo że występuje w tych środowiskach ze szczególnym natężeniem. Po prostu – przyjęcie jakiejkolwiek politycznej samodyscypliny wydaje się być nie do pogodzenia z integralnością osobowości pisarza. To stwierdzenie odnosi się w takim samym stopniu do ruchów takich jak pacyfizm lub personalizm, które deklarują swój dystans wobec codziennej walki politycznej. Samo brzmienie słów kończących się na „-izm” wydaje się ciągnąć za sobą „odór” propagandy. Lojalności gromadne są konieczne, ale jednocześnie śmiertelnie trujące dla literatury, tak długo, jak literatura pozostaje produktem indywidualności. Jeśli tylko przyzwoli się takim lojalnościom mieć wpływ, nawet negatywny, na twórcze pisanie, to rezultatem jest nie tylko zakłamanie, ale często wypalenie się inwencji twórczej.

No dobrze, ale co z tym zrobić? Czy mamy wysnuć wniosek, że obowiązkiem każdego pisarza jest trzymanie się z dala od polityki? Oczywiście, że nie! W żadnym wypadku; żadna myśląca osoba nie może pozostawać poza polityką w czasach jej omnipotencji. Sugeruję wytyczenie, wyraźniejszej niż to czynimy dzisiaj, linii podziału między naszymi politycznymi i literackimi lojalnościami, oraz zapoznanie  z faktem, że chęć dokonania jakichś odrażających, ale koniecznych rzeczy, nie powinna pociągać za sobą obowiązku wpojenia sobie przekonań, które za tymi rzeczami zwyczajowo stoją. Kiedy pisarz angażuje się w politykę, powinien to czynić jako obywatel, jako istota ludzka, ale nie jako pisarz. Osobiście nie sądzę, żeby miał prawo, biorąc pod uwagę charakterystykę jego wrażliwości, do uchylania się od podejmowania przyziemnej, brudnej politycznej roboty.

Tak jak każdy inny człowiek,  pisarz  powinien być przygotowany na wygłaszanie odczytów w pełnych przeciągów halach, pisanie kredą na trotuarach, zbieranie podpisów z wyborczym poparciem, rozdawanie ulotek, a nawet na wzięcie udziału w wojnie domowej, jeśli to absolutnie konieczne. Jednak cokolwiek by nie robił dla swojej partii, nie powinien nigdy dla niej pisać. Powinien jasno postawić kwestię, że jego pisanie jest czymś osobnym. Powinien być zdolnym do współpracy, a jednocześnie – o ile tak zdecyduje – do całkowitego odrzucenia oficjalnej ideologii. Nie powinien nigdy zatrzymać się w rozwijaniu własnych myśli, nawet jeśli mogłoby to prowadzić do herezji, i nie powinien nigdy przejmować się swoją nie-ortodoksją, nawet jeśli inni rozpoznają jej aurę, a tak zapewne będzie.

Wydaje się bardzo prawdopodobnym, że jest dzisiaj złym znakiem dla pisarza,  brak  podejrzenia o reakcyjne skłonności, tak jak było złym znakiem dla pisarza, jeśli nie był podejrzewany o sympatie wobec komunizmu dwadzieścia lat wcześniej.

Ale czy to oznacza, że pisarz powinien nie tylko odmówić poddaniu się dyktatowi partyjnych bosów, ale również powinien powstrzymywać się od pisania o polityce? Raz jeszcze podkreślam, zdecydowane: nie! Nie ma powodu, by pisarz nie mógł pisać, posługując się nawet nieokrzesaną polityczną manierą, jeśli ma taką wolę. Powinien jedynie czynić to jako indywidualność, jako autsajder, jako najbardziej niechciana guerilla na flance regularnej armii. Taka postawa będzie całkiem zgodna z potocznie rozumianą polityczną przydatnością.  Należy wziąć pod uwagę rozsądne rozwiązanie, by dać przykład, chcieć walczyć w wojnie, o której sądzimy, że da się ją wygrać, i odmówić jednocześnie udziału w tworzeniu propagandy wojennej. Może się zdarzyć, jeśli pisarz jest intelektualnie uczciwy, że jego pisarstwo i jego polityczna aktywność pozostają w sprzeczności. Są też okoliczności, w oczywisty sposób niepożądane, ale wówczas lekarstwem nie będzie fałszowanie własnych uczuć, ale milczenie.

Podpowiadanie, że kreatywny autor w czasach konfliktu powinien podzielić swoje życie na dwie sfery, może się wydawać albo defetystyczne albo frywolne, jednak w praktyce nie widać nic innego, co mógłby zrobić. Zamknąć się w wieży z kości słoniowej byłoby niemożliwe i niepożądane. Zaakceptować podporządkowanie się, już nie tyle partyjnej machinie, ale nawet ideologii jakiejś grupy, oznaczałoby akt literackiego samozniszczenia. Czujemy, że ten dylemat jest bolesny, jako że dostrzegamy konieczność politycznego zaangażowania się, widząc jednocześnie jak brudny i degradujący to świat. I wciąż większość z nas skłania się ku przekonaniu, że każdy wybór, nawet wybór polityczny, to wybór  między dobrem i złem, i jeśli jakaś rzecz jest konieczna, musi być również dobra. Powinniśmy, jak sądzę, wyzbyć się tego przekonania, właściwego przedszkolu. W polityce nie można uczynić nic więcej ponad to, by zadecydować, które zło jest mniejsze, a zdarzają się w niej sytuacje, w których jedyne wyjście to zachowywanie się jak demon albo szaleniec.

Wojna, dla przykładu, może być konieczna, ale nie jest w oczywisty sposób ani dobra ani rozsądna. Nawet wybory parlamentarne nie są całkowicie przyjemnym, czy też wzniosłym spektaklem. Jeśli już musisz brać udział w takich „przedstawieniach”, a sądzę, że musisz, o ile nie jesteś „impregnowany starością”, głupotą albo hipokryzją, to również musisz umieć ochronić część siebie w stanie nienaruszonym. Dla większości ludzi ten problem nie pojawi się w takim kształcie, bo ich życie już są rozdzielone. Większość ludzi żyje w pełni poza pracą zawodową i nie zachowuje żadnego emocjonalnego związku między pracą a aktywnością polityczną. Nikt od nich nie oczekuje, by w imię partyjnej lojalności degradowali swój status do statusu robotnika. Od artysty, a szczególnie od pisarza, właśnie tego oczekuje się w pierwszym rzędzie – w zasadzie to  jedyna rzecz, jakiej oczekują od niego politycy. Jeśli im odmówi, nie znaczy to wcale, że jest skazany na bezczynność. Większa część jego istoty, ta aktywna, może działać tak zdecydowanie, a nawet tak gwałtownie - jeśli wymaga tego sytuacja - jak nikogo innego. Jednak twórczość artysty, tak długo jak ma zachować jakąkolwiek wartość, będzie produktem tej rozsądniejszej części jaźni, która pozostaje obok, zapamiętując uczynki i uznając ich konieczność, ale nie dając się zwieść kłamstwom na temat ich prawdziwej natury.

tłum. Tomasz „Rolex” Pernak

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...