Chodzenie do Kościoła jest oddawaniem kultu Jedynemu Bogu. Ma sens tylko wówczas, jeśli nie uznajemy w życiu innych bożków.
Jak możemy rozpoznać te symptomy zbawienia w codzienności? Jak zobaczyć, że nasze chodzenie do kościoła już teraz, mówiąc brzydko, nam się opłaca?
- Czym jest chodzenie do kościoła? Chyba nie do końca to rozumiemy. Historia zbawienia, którą znajdziemy w Biblii, to opis dwóch sytuacji: Boga szukającego człowieka i człowieka szukającego Boga. Ale nie boga jakiegokolwiek, tylko Boga Jedynego! To jest tajemnica wybrania Izraela, który został powołany do czczenia Jedynego Boga i bycia w świecie Jego znakiem. W pewnym momencie historii zbawienia pojawia się Chrystus, z którego wyrasta Kościół, w którym chodzi dokładnie o to samo! W rozmowie z Samarytanką Jezus mówi, że prawdziwi czciciele będą oddawać Bogu cześć w duchu i prawdzie (por. J 4,21–23), i nasze chodzenie do kościoła jest właśnie oddawaniem kultu temu Jedynemu Bogu. Ma sens jedynie wówczas, jeśli nie uznajemy w życiu innych bożków. W przeciwnym razie tylko odbijamy kartę obecności w kościele, nawet jeśli podczas mszy przyjmujemy w pobożny sposób komunię świętą. Szalenie ważne jest, byśmy odkryli, że do kościoła idziemy po to, by sprawować kult Jedynego Boga we wspólnocie tych, którzy wierzą tak samo jak my. Gdy święty Cyprian mówi: „Poza Kościołem nie ma zbawienia”, to znaczy, że człowiek nie odnajdzie szczęścia poza tą sytuacją, w której oddaje kult Jedynemu Bogu. Ale to nie jest takie proste.
Kiedy mówi ojciec o kulcie, to ja widzę zaraz zagrożenie pustą obrzędowością i mizerię wspólnoty, w której ten kult się sprawuje.
- No właśnie! Na tym polegał też dramat Jezusa, który według św. Marka wszedł do świątyni jerozolimskiej, dokładnie wszystko obejrzał i zaraz z niej wyszedł, bo zobaczył fasadę obrzędowości, pusty rytuał. Może się tak stać, że nasz kult również będzie fasadowy, nie dotknie serc. Ale mam wrażenie, że dzisiaj, przynajmniej w niektórych kręgach, na nowo odkrywa się ducha liturgii, czyli to, co jest sednem naszego spotkania w kościele. Spotykamy się, bo spotkaliśmy Jedynego Boga, Tego, od którego wyszliśmy i do którego powracamy. Coraz więcej ludzi szuka spotkania z Bogiem w ciszy, w harmonii, a nie w hałasie gitar i przegadanych modlitw.
Jak w takim razie być w Kościele – proszę zauważyć, że nie użyłam określenia „chodzić do kościoła” – żeby doświadczać zbawienia?
- Żeby przyjmować dar zbawienia, dar codziennego szczęścia, i to tak, żeby innym go nie zabierać (śmiech)? Bo kiedy zabieramy szczęście innym albo nie pozwalamy, żeby ci obok nas byli szczęśliwi, to też grzeszymy. Wszystko koncentruje się ostatecznie w przykazaniu miłości Boga i bliźniego – tam skupiają się wszystkie nasze pragnienia i poszukiwania.
A co ojciec myśli o ruchach tradycjonalistycznych, które odradzają się i rozwijają w Kościele? Czy one oferują lepszą drogę do zbawienia, bardziej skuteczną? Czy zwykłe zaangażowanie to za mało?
- Zbawienie dotyczy bardzo szerokiego zakresu ludzkiego życia – odkupienia, wybawienia człowieka od grzechu, od sytuacji konfliktu sumienia, od dramatu rozdarcia pomiędzy naszymi wyborami, pokazania, że mimo cierpienia człowiek jest w stanie osiągnąć szczęście. Nie dlatego że cierpienie uszlachetnia, ale dlatego że Bóg wchodzi w to cierpienie w osobie Jezusa Chrystusa. Ruchy tradycjonalistyczne to nie droga do lepszego doświadczania zbawienia, ale pewna forma religijności i ryt jej przeżywania. Ich powstawanie, np. w Stanach Zjednoczonych, wiąże się też z przebudzeniem świadomości, że po Soborze Watykańskim II coś zostało zaprzepaszczone, że wylano dziecko z kąpielą. Znam opowieści księży ze Stanów Zjednoczonych, którzy byli świadkami, jak duchowny sprawował mszę, zastępując chleb ciastem z pizzy, a wino coca-colą. Oczywiście wierni wiedzieli, w jaki sposób mu za to odpłacić, i w następnym tygodniu wrzucali na tacę guziki.
Mam nadzieję, że to anegdota.
- Nie, to fakty. Więc trudno się dziwić, że wahadło się odchyla w prawą stronę. To reakcje na pewne nadużycia. Benedykt XVI mówi, że msza trydencka i msza posoborowa (Pawła VI) to dwie równoprawne formy liturgii, które mogą obok siebie współistnieć. Ważne jest, żeby ci, którzy w nich uczestniczą, nie patrzyli na siebie z pogardą, z wyższością. Bo gdy sprawowanie kultu Jedynego Boga i możliwość osiągnięcia zbawienia ogranicza się do jakiejś wąskiej grupy, to coś tu jest nie tak. Święty Paweł mówi, że Bóg pragnie, aby wszyscy doszli do zbawienia (por. 1 Tm 2,4). A przecież ludzie nie są identyczni, dlatego nie ma też identycznego szablonu zbawienia. Gdyby Bóg stworzył nas na jedną modłę, to byłby to bardzo smutny Bóg i bardzo nudny świat.
A może taka radykalizacja to sposób na przetrwanie Kościoła? Socjologowie mówią, że największą szansę mają właśnie grupy radykalne, które proponują bardzo jasno określoną tożsamość.
- Tak, ale socjologowie znają bardzo dobrze sposoby badania rzeczywistości widzialnej. A Kościół jest przecież także rzeczywistością duchową. Żyje obietnicą daną przez Jezusa Piotrowi: „Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą” (Mt 16,18). Spotkałem kiedyś pewnego biznesmena, który nie wiedział, że jestem księdzem. Zapytał mnie, gdzie pracuję, odpowiedziałem, że dla firmy, która już dosyć długo jest na rynku. Zaczął wymieniać jakieś nazwy, a ja mu na to: nie, dla jeszcze lepszej firmy pracuję, trwamy już dwa tysiące lat i mamy gwarancję, że będziemy istnieli aż do końca świata. Najpierw nie łapał, dopiero po chwili powiedział: A, dla Kościoła! To jest anegdota z mojego życia, ale Kościół ma przecież gwarancję od Pana Jezusa. Przeszedł wiele burz – upadek imperium rzymskiego, herezje, reformację, czasy Borgiów, rewolucję oświecenia we Francji, druty kolczaste na Syberii. I zawsze wychodzi z tego żywy, umocniony. Nie chodzi o to, że Kościół musi przetrwać w jakiejś ściśle określonej, niezmienionej formie. Ważne, że przetrwa jako wyznający wiarę w Jedynego Boga. Boga, który – to trzeba dopowiedzieć – objawia się światu w Jezusie Chrystusie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.