Chodzenie do Kościoła jest oddawaniem kultu Jedynemu Bogu. Ma sens tylko wówczas, jeśli nie uznajemy w życiu innych bożków.
I objawia się na wiele różnych sposobów. Pamiętam z katechezy w podstawówce, jak ksiądz grzmiał, że kto nie wierzy w Boga w Polsce, w której kościoły są na wyciągnięcie ręki, ten na pewno zostanie potępiony.
- Poruszyła tu pani kilka wątków, które trzeba uporządkować. Na początku Listu do Hebrajczyków czytamy: „Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał niegdyś Bóg do ojców przez proroków, a w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna” (Hbr 1,1–2). Bóg przemawia do ludzi różnymi metodami, przygotowując ich do przyjęcia wiary w Syna Bożego. Wielu dopiero formuje swój światopogląd, a kiedy docierają do najgłębszych kwestii egzystencjalnych, dochodzą też do pytania o Chrystusa. Przygotowują się na Jego przyjęcie, wcale o tym nie wiedząc. Ale w tym jest Pan Bóg.
Zwróćmy chociażby uwagę na historię niemieckiego dziennikarza Petera Seewalda, który przeprowadził dwa wywiady rzeki z papieżem Benedyktem XVI. Po pierwszym odszedł jako człowiek ciągle niewierzący, lewicujący. I kardynał Ratzinger nie rzucał w niego kamieniami, nie straszył go piekłem. Zostawił mu przestrzeń, żeby dojrzał do spotkania z Chrystusem.Powiedział: „Jest tyle dróg do Boga, ilu ludzi na ziemi”. Dziś ten sam Peter Seewald przekonuje świat, że Benedykt XVI to fantastyczny papież – papież wolności, który wie, że ostateczną odpowiedzią dla człowieka jest Chrystus. Dlatego uważam, że straszenie piekłem na katechezie (i nie tylko) jest niepoważne.
Czy takie duchowe poszukiwanie, dojrzewanie, dotyczy też ochrzczonych?
- Tak. Co więcej, jeżeli ktoś ochrzczony osiągnie w swoim sumieniu pewność, że droga wiary nie jest dla niego, powinien ją porzucić. To nie są moje heretyckie wymysły, tylko nauka świętego Tomasza z Akwinu. Jeżeli człowiek przy wszystkich swoich zdolnościach, przy całkowitym zaangażowaniu i wysiłku intelektualnym rozezna, że Kościół nie jest dla niego, to powinien za tym głosem podążyć. Ostateczną instancją, w której rozmawiamy z Bogiem, jest nasze sumienie. Dlatego boję się krewkich bojowników o wiarę. Powtarzam za św. Franciszkiem Salezym i św. Joanną Franciszką de Chantal: więcej pszczół się złapie na łyżkę miodu niż na beczkę dziegciu.
Z tego, co ojciec mówi, wynika, że w naszym życiu, w naszych wyborach chodzi przede wszystkim o Chrystusa. Więc może lepiej byłoby zastąpić hasło „Poza Kościołem nie ma zbawienia” zdaniem „Poza Chrystusem nie ma zbawienia”?
- To zabrzmi może jak herezja, ale nie chodzi o Chrystusa, tylko o człowieka. Bóg nie posłał swojego Syna na świat po to, żeby…
Żeby się wylansować?
Właśnie! Ale żeby uratować człowieka. Misja Chrystusa to jest taka operacja ratunkowa, mówiąc językiem C.S. Lewisa, bo szatan wdarł się na teren należący do Boga i Bóg odbija ten teren przy pomocy swojego Syna.
Chrystus i Kościół to dwa organizmy nierozdzielne. Kościół to Ciało Chrystusa, a poszczególnymi członkami tego Ciała jesteśmy my. Gdybyśmy oderwali Chrystusa od Kościoła, to przedstawilibyśmy Go jako Buddę, mistrza oświecenia, wspaniałego filozofa, ale nie Boga, który jest jednością z człowiekiem, który solidaryzuje się z nim do granic możliwości.
Gdzie się objawia ta solidarność Jezusa z człowiekiem, gdzie ją dostrzec w Kościele?
Prowadzę duszpasterstwo, do którego należą ludzie z różnych grup społecznych. Znam ich, wiem, gdzie pracują. W czasie komunii świętej to samo Ciało Chrystusa i tę samą Jego Krew przyjmuje zamożny biznesmen i biedny student z Nigerii. I to jest jeden wymiar solidarności Chrystusa z nami – tak samo nas przebóstwia swoim życiem. Drugi to wspieranie siebie nawzajem w Kościele. Mam tu na myśli liczne dzieła miłosierdzia, które Kościół prowadzi. Nie robi tego dlatego, że ma status organizacji filantropijnej, ale dlatego, że wierzy, że w tych biednych jest prawdziwie obecny Chrystus. I tu zaczynają się schody, bo Jezus nie ogranicza swojej obecności tylko do braci ochrzczonych. On jest w każdym człowieku – bez względu na rasę, religię, pochodzenie. On zawsze nas uprzedza. I dlatego właśnie – tu wracam do początku naszej rozmowy – sprecyzowanie granic Kościoła jest bardzo trudne. No bo co? Nie ma Kościoła wśród prawosławnych, luteran czy ewangelików?
Jest ojciec od lat zaangażowany w dialog chrześcijan z żydami. Nie chciałby ojciec, żeby jego przyjaciele poznali Chrystusa i przestąpili próg tego Kościoła widzialnego?
To trudne pytanie. Nie jestem obecny wśród żydów po to, żeby ich nawracać, chociaż gdy pytają mnie o moją wiarę, zawsze odpowiadam katolickim Credo. Ważniejsze jest to, że dzięki moim żydowskim przyjaciołom zmieniła się jakość mojego życia duchowego, bo umocniłem własną tożsamość chrześcijańską i katolicką. Zawsze mnie smuci, kiedy ktoś odchodzi z Kościoła katolickiego i przyjmuje judaizm, bo ufam, że w mojej wierze w pełni objawia się Bóg. Z drugiej strony będę się cieszył, kiedy jakiś żyd powie: chciałbym zostać chrześcijaninem. Co ciekawe, konwertyci i z jednej, i z drugiej strony mają poczucie, że wstępują do klubu ludzi znienawidzonych na całym świecie (śmiech).
Czasami myślę, że różnica między żydami a chrześcijanami jest trochę taka, jak między użytkownikami dwóch systemów operacyjnych. Jedni korzystają z systemu Windows, inni z Mac OS, a każdemu chodzi o to samo. I chrześcijanie, i żydzi szukają zbawienia, posługując się prawie tymi samymi metodami: zadziwieniem nad światem, spełnianiem uczynków, czytaniem Słowa Bożego. Różnimy się tylko kultem. Są ludzie, którzy wierzą, że dojdziemy do Boga poprzez Torę, czyli Słowo Boże. Dla mnie tym tajemniczym Słowem jest Słowo Wcielone – Chrystus. Trzeba chyba pomyśleć tak: istnieje tyle dróg do zbawienia, ile ludzi na świecie. Ale ja wierzę – i to też jest wiara Kościoła – że ostatecznie wszyscy dojdziemy do zbawienia w Chrystusie.
Rozmawiała Anna Sosnowska
Wiesław Dawidowski – ur. 1964, augustianin, teolog, duszpasterz, publicysta. Rektor anglojęzycznego ośrodka duszpasterskiego dla cudzoziemców w Warszawie i współprzewodniczący Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów. Od czerwca tego roku jest prowincjałem zakonu augustianów. Mieszka w Łomiankach.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.